Sprezentowałam przed wakacjami przyjaciółce, w ramach bardziej skeczu, czerwone piórko, żeby dzieciom sprawdzając kartkówki na praktykach mogła stawiać oceny czymś innym, niż cienkopis. Dostała czerwoną Beifę, taką
tyle, że czerwoną. Naboje krótkie Pelikana do tego. Przyszły wakacje, pióro mało używane przeleżało w szufladzie, a dzisiaj dostałam je z tekstem "weź coś zrób bo mi się takie zrobiło i tylko stalówkę wytarłam, bo brzydko to wyglądało". no to coś robię, wrzuciłam do kubeczka z wodą i mydłem, ale najpierw dla potomności sesja:
Nie wiem, co tam w składzie jest, ale nawet spływak troszkę zaczął się zielonym mienić, chyba widać to tutaj
tam, gdzie nie było dokładnie wytarte, została taka migocząca warstewka.
Żadne moje pióro nie leżakuje dłużej, niż kilka dni, nie mam ich tak wiele, żeby nie znaleźć czasu na choćby kilka zdań dla zdrowia, ale zaczynam wierzyć, że wyłażenie atramentu na stalówkę po czasie może być z jednej strony szokiem a z drugiej trochę udręką, bo potem czyszczenie i rozbieranie, a jak coś urwę...?
To nic poważnego, tak tylko miałam potrzebę podzielenia się odkryciem