Skocz do zawartości

tom_ek

Użytkownicy
  • Ilość treści

    1465
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez tom_ek

  1. Syrius, wiem, co masz na myśli. Obecnie mam tylko 3 pióra współczesne, jedno z unitem Bocka, dwa - Jowo. W nich kłopot z dostawaniem się atramentu między tuleję a sekcję nie występuje albo jest tak mały, że nieistotny. Natomiast w chińskich, które miałem, czasem lało się z sekcji, bo to klejenie szelakiem - to na słowo honoru. Szelak potrafił puścić po paru myciach sekcji. Tak na dobrą sprawę, jak piszesz, wnętrzności pióra trzymały się na połączeniu nabój/konwerter - tuleja, jej wklejanie w sekcje niewiele już daje.

  2. Takie coś:

    2979175000_1684667033.jpg

    7623655600_1684667033.jpg

     

    W miejscu oznaczonym strzałką jest wgłębienie na stalówkę. Dzięki niemu tuleja ściślej przylega do spływaka. Przez nią też spływak ze stalówką można wsunąć w tuleję tylko w jednej pozycji, nie można ich w tulejce obracać względem osi Z. Inaczej w klasycznych ED, czy w ogóle w wielu starych piórach ze spływakami na wcisk, w których stalówkę ze spływakiem można wciskać w dowolnej pozycji i obracać w sekcji względem osi Z. I właśnie w miejscach, gdzie stalówka nie przylega do spływaka, są niewielkie wolne przestrzenie między sekcją a spływakiem. Podobnie jest, jak pisałem, w tych typowych unitach chińskich, spotykanych w większości chyba chińczyków ze stalówkami #6. Podobnie, tj. nie mają wgłębienia na stalówkę, dlatego ryzyko wyciekania większe.

  3. No właśnie, takich kłopotów, jak pisałem, nie miałem w Preppy (a przynajmniej nie pamiętam, żebym miał), które ma specyficzną sekcję i spływak.

    Natomiast w klasycznych ED szczelności w sekcji brak, z prostej przyczyny. Otwór w sekcji ma okrągłe przewiercenie, ale wciska się weń okrągły spływak, na którym siedzi jeszcze blaszka - i ten łuk blaszki sprawia, że otwór spływaka nie obejmuje ściśle całego zespołu spływak - stalówka. Średnica sekcji jest ciut większa od średnicy spływaka, inaczej nie wszedłby on w sekcję wraz ze stalówką. W tulejkach Jowo i Bocka są dodatkowe wydrążenia na stalówkę, natomiast w sekcjach prostych, klasycznych ED, ze spływakiem na wcisk - brak ich, siłą rzeczy więc nieszczelności muszą wystąpić. Takich wydrążeń brak też, o ile dobrze pamiętam, w tulejach chińskich.

  4. Zgadzam się z Tobą, ale nie tylko doskonalenie piór, czy tylko pewnych ich elementów, doprowadziło do zmian, o których piszesz, o jednym jeszcze trzeba pamiętać - o pieniądzach. Konwertery są tanie. Albo inaczej - bardziej opłaca się je kupić, niż produkować własne systemy napełniania. Dziś rola producenta piór ogranicza się w wielu przypadkach do zrobienia obudowy, reszta, to, co najważniejsze, to, co pisze, jest dostarczana przez kogo innego. Bo też najtaniej wyprodukować obudowę, natomiast wnętrzności, spływak, stalówki - wymagają dodatkowych maszyn, pracy, specjalistów... Same koszty. Co najgorsze ta unifikacja dotyczy również stalówek. Ilu jeszcze zostało wytwórców piór, którzy sami robią stalówki? Właściwie to wciąż trochę ich jest, ale większością są firmy zaopatrujące się u Jowo, Bocka itp. I wszystko pisze tak samo, na jedno kopyto właśnie, nudno. Bo jeśli nawet człowiek ma trochę szczęścia i trafi mu się stalówka bez problemów (niedrapiąca, nie sucha, nieprzerywająca...), to będzie to stalówka poprawna - i tyle. Bez wyrazu, bez charakteru, nudna. Dlatego wolę stare pióra lub choćby indyjskie blaszki, nie są zbyt ładne, nie są maślane, za to są charakterne i dają o wiele więcej frajdy z pisania.

  5. W zasadzie nic dodać, nic ująć, może tylko to, że jednak i te współczesne, z tulejkami, również mogą wylewać, zdarzało mi się to w piórze Franklin-Christoph, ale tylko przy niektórych atramentach.

    Kiedyś pogardzałem konwerterami, wydawały mi się takie zwyczajne i nijakie, by nie rzec byle jakie, w porównaniu z wyrafinowanymi i zaawansowanymi technicznie pistonami lub vacumaticami, nawet ED wydawały mi się szlachetniejszym typem pióra. A dziś doceniam konwertery za ich wygodę i praktyczność, zwłaszcza jeśli się często zmienia atramenty. Niektóre lever fillery muszę płukać po 2-3 dni, a konwerter to na ogół kwestia minut. Na ogół, bo trafiają się wyjątkowo upierdliwe atramenty, zwłaszcza te z połyskiem, na szczęście wiele konwerterów można rozkręcić (pytanie tylko, ile takich rozkręceń konwerter zniesie, zanim się ten lichy plastikowy gwint rozleci).

  6. Czołem, mniej więcej. Także ebonitowy, ale w odróżnieniu od spływaka FPR rowek węższy, mniej nacięć i nie dochodzą do samego kanaliku. Myślisz o żyłce? Czy to nie Ty mi kiedyś o niej pisałeś?
    Dodam jeszcze, że ten sam problem jest przy współczesnych spływakach plastikowych jak Jowo lub te, które powszechnie występują w chińczykach, a więc z licznymi i głębokimi "skrzydełkami". W zasadzie chyba tylko przy Preppy nie było takiego ściekania, ale może mnie pamięć zawodzi. Przy czym Preppy z natury suche, a i spływak oraz jego mocowanie specyficzne.

  7. Tak, trochę się z optymizmem pospieszyłem albo po prostu był zbyt duży. Gdy atramentu ubyło do 1/4, może 1/5, pióro znowu zaczęło bardzo mokro pisać. Ale nie wylewało. Więc trytytka bardzo pomaga, ale nie wyklucza zupełnie problemu z przepływem. Jest mimo wszystko zdecydowanie lepiej, bo przy połowie zbiornika (a u mnie też mniej więcej przy takim stanie pojawiają się kłopoty) pisze bardzo fajnie, natomiast miałem nadzieje, że będzie tak pisać niemal do wyczerpania atramentu. Testuje teraz z innym atramentem, zobaczymy, jak będzie, ale coś mi mówi, że podobnie.

    To prawda, że problem nasila się przy dłuższym pisaniu, gdy dłoń ogrzewa pióro i atrament (wyższa temperatura - większy przepływ). A pistony nawet z mniejszą pojemnością mogą się zachowywać podobnie. FPR Guru to malutkie (ale bardzo fajne) pióro. Co prawda nie ścieka z niego, ale w miarę upływu atramentu pisze coraz bardziej mokro. Kiedyś mi to nie przeszkadzało, bo lubiłem baaaaardzo mokre pióra, wiele atramentów pokazuje wówczas bardzo piękne, głębokie oblicze. Z drugiej jednak strony zabijają one cieniowanie, więc teraz wolę pióra bardzo mokre.

    Tak sobie myślę, że w przypadku ED problem może by zniknął, gdyby korpus nie był wydrążony tak szeroko, lecz na średnicę np. naboju.

  8. U Noodlersa to normalka, American Aristocracy występuje (występował?) w trzech postaciach i człowiek nie wiedział, która mu się trafi.

    Czasem producenci sami nie widzą, co robią. Chertreuse Ostera to dziwaczny atrament, na początku myślałem, że przeszedł jakąś reformulację i zmienił kolor, bo stare notatki nim robione miały kolor brązowy, a z nowej butelki pisał na zielono. Skontaktowałem się w tej sprawie z Pure Pens, w którym atrament kupiłem, oni skontaktowali się z p. Robertem, ten zaś odpisał, że poszczególne partie mogą się nieco różnić, ale to kolor należący zdecydowanie do grupy atramentów zielonych. A prawda jest taka, że Chartreuse, choć nie jest atramentem galusowym, przez jakiś czas po użyciu jest oliwkowozielony, ale już po kilku, kilkunastu godzinach zmienia się w musztardowy brąz, zieleń znika zupełnie.

  9. Penman to kolejny klasyk, znany mi tylko ze zdjęć (swoją drogą ciekawe, dlaczego producenci wycofują cenione, bardzo popularne, a przez to dochodowe atramenty. Inny przykład to Dark Lilac. Czy z przyczyn obiektywnych, bo np. niedostępny jest jakiś składnik wykorzystywany do ich produkcji, czy też chodzi o coś innego?).
    Ja często z notatek zapisywanych w zeszycie korzystam w pracy, trzymam w dłoniach, wertuję i siłą rzeczy rozmazują mi się notatki zapisywane "sheenami". Dlatego, choć je lubię, drażnią mnie, podobnie jak konieczność dłuższego niż zwykle mycia pióra.
    Ale cenię je, bo jeśli dodatkowo dobrze cieniują, to wyglądają na trójkolorowe.

  10. OK, trochę nadużyłem znaczenia kapilarności, bo atrament nie ucieka od spływaka w górę, ale jednak natężeniu ulega cecha decydująca dla zjawiska kapilarności, a więc przyciąganie cieczy. Trytytka to dodatkowe powierzchnie przyciągające atrament, "przytrzymujące" go i hamujące jego obfite wypływanie na spływak.

  11. Atramenty z drobinkami dobrze wyglądają w postaci kleksów, maziaków wacikami, ewentualnie w piórach typu Parallel. W codziennym użytkowaniu, w zwykłym piórze - "szału nie ma". Drobinki leniwe, osiadają na ściankach konwertera i w żeberkach spływaka, spływać nie chcą, trzeba piórem wstrząsać.
    Z "sheenami" z kolei jest ten kłopot, że większość z nich bardzo łatwo się rozmazuje. Po drugie wiele z nich trudno z pióra wypędzić. Ale piórom krzywdy żadnej nie robią, są bezpieczne.
    Co drugi niebieski ma więcej lub mniej czerwonego połysku, nawet z Watermana Inspired Blue można w mokrym piórze czerwień wycisnąć. Bezpiecznym, bo dość łatwym do wypłukania, nie rozmazującym się zanadto a mocno połyskującym atarmentem jest klasyk od Diamine, czyli Majesty Blue (tyle że ten odcień niebieskiego taki nudny). Inny klasyk (choć to stosunkowo "młody" atrament) to Organics Studio Nitrogen, nawet tani, ale do kupienia tylko za granicą i to nie od ręki. Zamiast niego można kupić (również niedrogo, w Polsce) Diamine Jack Frost, są niemal nie do odróżnienia, z tym że Diamine ma właśnie te niepożądane cechy "sheenów".

  12. 4 godziny temu, teodozjan napisał:

    ktoś kojarzy czy powstało pióro z tym patentem?

    Są pióra z dodatkowym, zapasowym zbiorniczkiem atramentu, umieszczonym gdzieś w sekcji, niestety nie pamiętam, jakie to pióra, i raczej na pewno wykorzystują inny system. Regulację przepływu mają też pióra próżniowe typu TWSBI VAC.

     

    2 godziny temu, Klerk napisał:

    po prostu zmniejszyłeś pojemność czynną zasobnika atramentu

    I tak, i nie, bo to się właśnie przekłada na zwiększenie kapilarności w komorze korpusu.

     

    2 godziny temu, Klerk napisał:

    osiągane przez bogato użebrowane, chłonne spływaki które zbierają wypływający atrament

    Uwierz mi, że to nie zawsze przy ED wystarcza.

×
×
  • Utwórz nowe...