Skocz do zawartości

Wieczny wagarowicz

Użytkownicy
  • Ilość treści

    361
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Wieczny wagarowicz

  1. @tom_ek, w PL nie byłem od 2003 roku. Bez jakiegoś zbytniego żalu z mojej strony. Od tego czasu mieszkam w Irlandii.
  2. Byłem na jego grobie, na Perre Lachaise... Jeśli jakieś 1900 km w linii prostej to jest blisko - to faktycznie niedaleko...
  3. Kaktusy - to dzieci słońca. A tego akurat u mnie brakuje. Pada za to przez 15 minut - tyle, że co kwadrans.
  4. @tom_ek, pochodzę z Łodzi, a tam - jak wiesz - jest siedziba główna PTMK (chyba że coś się zmieniło). Moje żyły sobie w szklarni. Był moment, że mi się tu zachciało kaktusów - bo klimat temperaturowo nawet nawet. Tyle że wilgotności nie przeskoczę. 90% - to wilgotność na storczyki, a nie kaktusy... Copiapoa znam oczywiście. A północnoamerykańskie zainteresowały Cię z uwagi na Lophophora williamsi? U mnie na trzecim-czwartym. Po fotografii (głównie na średnim formacie 6x7, 6x6 i 6x4,5) - choć i po cyfrze także, żeglarstwem i ex aequo z kolekcją monet.
  5. Kiedyś miałem fazę na... kaktusy południowoamerykańskie. Te wszystkie rebucje, lobivie, parodie, gymnocalicia i inne. Ale mi przeszło.
  6. Ależ bardzo proszę... Cała przyjemność po mojej stronie. A w ogóle - to szacun, że się nie obraziłeś. Jak powiedział Cycero: Cuiusvis hominis est errare, nullius nisi insipientis in errore perseverare - każdy człowiek może zbłądzić, uparcie trwać przy błędzie - tylko głupi.
  7. Z całym szacunkiem: BORDO - nie bordu. Ewentualnie koloru bordowego.
  8. Wg mnie, mojej byłej żony, dzieci i krowy na utrzymaniu - są... dość podobne. Cóż... Trudno się z Tobą nie zgodzić.
  9. A wiesz, @Klerk, że nie wpadłem na to? Może rzeczywiście gładkość, delikatność i miękkość pisania została przyrównana do kaszmiru...
  10. Atrament Blackstone Red Cashmere należy do limitowanej serii SuSeMai i pochodzi z Australii. Zacznijmy od rozszyfrowania tajemniczego skrótu SuSeMai: Powstał on w czasach, gdy Blackstone dopiero zaczynał produkcję atramentu i - żeby nie zostać zbyt wcześnie 'odkryty' - wysyłał próbki pod taką właśnie nazwą. A wzięła się ona od SUper SEcret Ink MAker (Supertajemniczy producent atramentu). Cała seria SuSeMai inspirowana jest kolorami pięknej australijskiej przyrody. Fakt: Red Cashmere kolorem przypomina mi Uluru - świętą górę Aborygenów w promieniach zachodzącego słońca. Tylko... dlaczego w nazwie ma 'cashmere' (kszmir) który jest gatunkiem tkaniny wytwarzanym z runa kóz kaszmirskich? A te pochodzą z Kaszmiru, leżącego w środkowej Azji i należącego obecnie do Indii i Pakistanu... Pewnie jakaś marketingowa tajemnica... Co by jednak nie powiedzieć, to Red Cashmere od Blackstone potrafi skraść serce. Kolor jest bardzo ładny, stonowany, a samym atramentem pisze się naprawdę doskonale: miękko, płynnie, bez szarpania papieru - nawet stalówką EF. Atrament - jak zapewnia producent - wykonywany jest na bazie wyłącznie barwników pochodzenia roślinnego. Wlewany jest w plastikowe butelki o średnicy 35 mm i wysokości 63 mm, mieszczące 30 ml atramentu. Przyjemność ta kosztuje 9,51 € (czyli 317 € za litr) i jest prawie czterokrotnie droższa od np. Parkera Quink. Na zdjęciu - Red Cashmere od Blackstone z oryginalnym, australijskim bumerangiem...
  11. Jaki w proszku? W tym linku co Ci podesłałem - pierwszy od lewej. Spiesz się, bo to limited...
  12. Tomek, nie mam ani Coppy Red ani Red Dragon - więc nie mogę porównać. To, co wlałem wczoraj - to SuSeMai Red Cashmere. Dziś idę na szychtę, zatem nie dam rady przygotować standardowej prezentacji atramentu; postaram się zrobić to jutro. Ale wczoraj bawiłem się trochę tym atramentem. Tu masz skan z 'doodles'... Papier nie jest biały, lecz lekko żółtawy.
  13. Przeciwko czerwieniom nic nie mam. Nawiasem mówiąc, dziś zatankowałem Red Cashmere z Blackstone, który - jak na Australijczyka przystało - wygląda nie jak Santa od Coca-Coli, ale bardziej jak święta góra Aborygenów - Uluru, skąpana w promieniach zachodzącego słońca. Jednakowoż cieszę się, że pamiętasz o kolekcjonerach atramentów...
  14. Zieleni Ci u mnie dostatek, więc wybrzydzał na inne kolorki nie będę.
  15. Widziałem już te atramenty. Ale jeszcze nie dojrzałem do zakupów w tym sklepie.
  16. Chemik William Windsor i artysta Henry Newton, postanowili połączyć swe siły i umiejętności i w 1832 roku założyli w Londynie (Londyn? Londyn? Nie ma takiego miasta! Jest Lądek, Lądek Zdrój...) firmę 'Windsor & Newton', zajmującą się produkcją farb i pędzli dla artystów. Firma pierwotnie mieściła się w... domu Newtona. Dwa z ich pomysłów są stosowane do dziś: kryjąca biała akwarela oraz cynowe tubki do przechowywania farb olejnych i akwarelowych. Firma ma swoje fabryki i przedstawicielstwa w USA, Francji, Australii - no i oczywiście w UK. Prezentowany atrament produkowany jest - co głosi napis na etykiecie - we Francji. Ech ta globalizacja... Windsor & Newton produkują właściwie wszystko, czego potrzebują artyści - malarze: farby, pedzie, papiery, podkłady, blejtramy, sztalugi i pierdylion innych artykułów. W tym - atramenty do kaligrafii. Teraz uwaga: jedynymi ich atramentami kaligraficznymi, które można wlać do wiecznego pióra są te, które mają NIEBIESKĄ ZAKRĘTKĘ. Sprawdzałem. Pióro żyje. Natomiast we wszystkich można pióra maczać. A ich sepia - choć wygląda na dość ciemny atrament - podczas pisania okazuje się być znacznie jaśniejsza. I jest naprawdę przecudnej urody. Może tylko jest trochę za 'sucha' - ale eksperymentów z gliceryną nie robiłem... Buteleczka jest szklana, ma 44 mm średnicy, 58 mm wysokości i zawiera 30 ml atramentu. Cena za taką przyjemność - to 6 €.
  17. Oto atramentowa arystokracja: Graf von-Faber-Castell. W roku 1761 szafarz Kasper Faber (teraz prosimy wujka G. o pomoc: kim był szafarz? W każdym razie nie miał nic wspólnego z blogerkami prezentującymi modę, potocznie zwanymi 'szafiarkami') założył w Stein koło Norymbergi w Bawarii firmę, zajmującą się produkcją... wszystkiego. Bo obok np. ołówków produkowała nawet... suwaki. AW Faber Company - bo taką nosiła nazwę - jest zatem jedną z najstarszych firm przemysłowych na świecie, będącą od ośmiu pokoleń w tej samej rodzinie. Od roku 1849 firma miała już swój oddział w Nowym Jorku, dwa lata później - także w Londynie. W 1855 na liście oddziałów znalazł się Paryż, w 1874 - Wiedeń, a w 1874 - Sankt Petersburg. Wnuk założyciela firmy - Lothar, który po wielokroć pomnożył wartość firmy, w 1861 roku otrzymał tytuł szlachecki. Jego wnuczka Ottilie, wyszła za mąż w roku 1900 za hrabiego Castell. I mamy już rozszyfrowaną nową nazwę firmy: Faber-Castell. Graf zaś jest niemieckim tytułem szlacheckim - i teraz już wszystko jest jasne.. Faber-Castell ma na świecie 14 fabryk i 20 centrów handlowych: sześć w Europie, pięć w Ameryce Południowej, cztery w Azji, trzy w Ameryce Północnej i dwie w Australii. Zatrudnia ok. 7 tys. pracowników i prowadzi działalność w ok. stu krajach. Skoro już wiemy, skąd wzięła się nazwa ekskluzywnej linii atramentów Graf von-Faber-Castell, do dodam tylko, że butelka o nietypowym, pięknym kształcie, zawiera 75 ml atramentu i ma wymiary 89x44x74mm. Ta na zdjęciach zawiera atrament India Red; wszystkich kolorów w tej linii jest jednak (jeśli czegoś nie przeoczyłem) - 16, z których jeden, Royal Blue, jest wodoodporny. Niestety, nie jest to atrament tani: za widoczną na zdjęciu butelkę zapłaciłem 22,25 €.
  18. Pióro jak pióro. Są ze stalówkami irydowymi, tytanowymi, złotymi, stalowymi. Ręczna robota. A 'toto' czarne - to Irish Bog Oak - czyli dąb wydobyty z bagna. Jak podkreśla producent - jest starszy od egipskich piramid. Dąb oczywiście, a nie facet, który to robi ręcznie zręcznie.
  19. A za mną chodzi pióro wykonane ze starszego od piramid dębu, znalezionego z bagnie... W zależności od stalówki - kosztuje od 118 do 140 €.
  20. Pewnie @tom_ek rację masz... Parker jest tyleż dobry i solidny, co... nudny. I tyle w temacie...
  21. Panie i Panowie, oto jeden z najpopularniejszych - jeśli nie najpopularniejszy - atrament na świecie: przed Wami Parker Quink. Zostawmy jednak na boku całą historię firmy z jej kupowaniem i sprzedawaniem, przenoszeniem z kraju do kraju, ba, nawet z kontynentu na kontynent. Powiem tylko, że powstała w USA, obecnie siedzibę ma w UK, a atramenty produkowane są we Francji. Ot, globalizacja... Atrament Quink zadebiutował na rynku w 17 marca 1931 roku i od tamtej chwili jego skład uległ tylko niewielkim modyfikacjom. Przez pierwsze pół roku dochody ze sprzedaży wyniosły 89 tys. USD - co nie tylko dwukrotnie przekroczyło oczekiwania, ale także zwróciło 68 tys. USD przeznaczone na badania. W tym miejscu warto wspomnieć o filipińskim biologu i chemiku Francisco Quisumbingu, od nazwiska którego miała jakoby powstać druga część nazwy Quink. Mimo że historia piękna (i niekiedy spotykana w internecie), to jednak żadne oficjalne materiały nie potwierdzają żeby kiedykolwiek pracował dla Parkera. Przyjmuje się bowiem, że nazwa Quink powstała ze zwrotu 'quick drying ink' - czyli atrament szybkoschnący. Quink występuje w kilku zaledwie odmianach kolorystycznych. Na zdjęciu - Washable Blue. Buteleczka ma wymiary 66x40x68 mm i mieści 57 ml atramentu. Co było miarą sukcesu Parkera Quink? Zapewne to, że ma odpowiednią gęstość i - co za tym idzie - pożądaną jakość przepływu. Jest odporny na wodę i pleśń, nie powoduje korozji piór i jest szybkoschnący. Parker opracował także specjalne atramenty do zastosowania wyłącznie w piórach Parker 51 (a później w jego wersji ekonomicznej Parker 21). Ale to już inna bajka...
  22. Nazwa atramentów Colorverse wzięła się ze sloganu reklamowego firmy: 'Colorize yours Universe'. Ta mała koreańska firma jest wręcz oseskiem na tle przedsiębiorstw produkujących swe atramenty grubo ponad sto lat. A jednak w bardzo krótkim czasie potrafiła zdobyć nie tylko rynek, ale i markę. Nie sposób bowiem odmówić im kreatywności, pomysłowości i znakomitego marketingu, ale także świetnej jakości atramentów i wspaniałych kolorów. Prezentowana na zdjęciach buteleczka jest jedną z trzech używanych w produkcji; dwie pozostałe pokażę w stosownym czasie. Ta ma wymiary 43x36x48 mm i zawiera zaledwie 15 ml atramentu. Warto dodać, że ten sam atrament można kupić także w butelkach o pojemności 65 ml. Wiedziony ciekawością postanowiłem zobaczyć jak wygląda budynek firmy. Jeśli wujek Google mnie nie oszukał, to wygląda on tak jak w załączonym zdjęciu. Szok! Jest to najlepszy dowód na prawdziwość jednego z Praw Murphiego, mówiącego o tym, że bogactwo wystroju drzwi frontowych biura zmienia się odwrotnie proporcjonalnie do wypłacalności firmy. Atramenty Colorverse można kupować albo w butelkach 15 ml, albo 65 ml, albo też w zestawach zaproponowanych przez firmę: są to duża i mała butelka atramentu, zharmonizowane kolorystycznie i mające swoją nazwę, np.: "Wisdom of Trees" - brązowy i żółty, 'Trailblazer of Space' - szary i różowy, 'The Red Planet' - niebieski i zielony itd., itp. Niestety: atramenty Colorverse do tanich nie należą. Można je kupować bezpośrednio w Korei (przez internet oczywiście) - co pozwala nieco obniżyć koszty, ale należy mieć świadomość, że po drodze jest jeszcze cło...
×
×
  • Utwórz nowe...