Skocz do zawartości

nilfein

Użytkownicy
  • Ilość treści

    190
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez nilfein

  1. @moogoom Mądrze napisane. Przy tym budżecie, to faktycznie można kupić Graala w postaci MB i coś do codziennego użytku. Ja wprawdzie nie pracuję na budowie, ale zdarza mi się pracować w warunkach, powiedzmy, mało komfortowych i sterylnych. Do takich celów mam ze sobą z reguły Lamy Studio lub Kaweco Sport, oba ze stalką M, bo są gładkie, a ich szerokość, mimo oznaczenia, jest mniejsza od przeciętnego F Pelikana. Kaweco jest fajne, bo małe i hula na zwykłych, dowolnych nabojach, a prościej zabrać paczkę naboi niż taszczyć ze sobą kałamarz. Lamy jest zwyczajnie pancerne i dobrze współgra z moim "dyżurnym" Watermanem Serenity Blue, którego kałamarz trzymam awaryjnie na biurku w pracy. Do tego mam pod ręką jakiś roller (preferowany Pilot G-2 lub Kaweco), bo niekiedy trzeba napisać coś maczkiem/na wyjątkowo podłym papierze, a długopisów zwyczajnie nie lubię, bo dzięki piórom się od nich odzwyczaiłem. Po samochodzie/w kieszeni walą mi się też często Kaweco Brass Sport w formie rollera. Po tym można jeździć czołgiem i nic mu nie będzie. MB zabieram na spotkania lub używam jako dyżurne pióro do pisania w dzienniku, bo mi po prostu najbardziej odpowiada. Sailor - podobnie, choć nie wszystkie papiery lubi (Oxford/Rhodia/Clairefontaine czy inne satynowane - tak, reszta, w tym osławiony Tomoe River - NIE). Generalnie, w teren to bym go raczej nie zabrał, bo w moim fachu różnie bywa. Faktycznie, będąc studentem/uczniem bałbym się zabierać ze sobą do plecaka pióro za 1000+ PLN. Los bywa przewrotny, a ludzie wredni. Przekonałem się o tym, kiedy straciłem ulubione pióro. Nie wiem, czy ktoś mi je zwinął, czy zwyczajnie zgubiłem. Ot, chwila nieuwagi, a niesmak pozostał do dziś.
  2. Z trzech wskazanych, brałbym Lamy. Ale dorzucił parę złotych i wziął Studio. Chyba, że Ci się z jakichś powodów podoba AL-Star. W razie problemów, Safari/Al-Star/Vista/Studio i parę innych modeli mają wymienne stalówki, które można dokupić osobno. Sama wymiana jest banalnie prosta. Ja mam Studio ze stalką M i dodatkowo EF, ale piszę M, bo jest najprzyjemniejsza i nie drapie. Allure jest tandetnie wykonany, tak po prostu. Widać to na żywo. Do tego, wersja chromowana zbiera odciski palców jak zła, co dodatkowo odejmuje estetyki. Pilot MR teoretycznie jest spoko, ale mi się nim pisze niewygodnie, bo ma dziwną sekcję z uskokiem. Na dłuższą metę męczy. Legendy o świetnych stalówkach w budżetowych Pilotach to też raczej legendy. Do tego będziesz skazana na atrament w nabojach, bo niby to standard International, ale konwertera nie przyjmie, bo ma za szerokie wejście i zwyczajnie rozwala szyjkę konwertera powodując przeciekanie. Naboje to jakoś wytrzymują, ale też możesz mieć niespodziankę w torebce, jeśli przypadkiem nie wytrzymają Ja bym został przy Lamy.
  3. Popieram przedmówców w kwestii Montblanc 146. Na ten konkretny egzemplarz ostrzyłem sobie zęby, ale zrezygnowałem, bo...mam już MB 146. Jako użytkownik tegoż modelu posiadający pewne doświadczenia z praktycznie wszystkimi wymienionymi przez Ciebie piórami (oprócz Duofolda, którego nie posiadałem na wyłączność) mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że w tym budżecie MB 146 to wybór idealny. To pióro nie grymasi, pisze genialnie, przy prawidłowym użytkowaniu i dbaniu o nie jest praktycznie niezniszczalne. Nie ma problemu z doborem atramentu - pisze wszystkim. Nowe aktualnie kosztują ponad 3 razy więcej, a nie mają właściwości stalówek z lat 80. Jeśli serio rozważałeś Duofolda z 1929 r., to odpuść i bierz tego MB. Pióra vintage sprzed wojny, to już smaczek zarezerwowany dla konesera. W "prawdziwym życiu", zakładając że zamierzasz je użytkować na co dzień, zwyczajnie się nie sprawdzą. Powodów jest mnóstwo - od nieco inaczej zachowujących się stalówek (flex czy nawet semi flex vintage nie nadają się do codziennego pisania), przez system napełniania (potencjalnie wymagający serwisowania - nigdy nie masz pewności, co tam miało okazję pływać), po zwyczajne "zmęczenie materiału" (coś pęknie, coś odpadnie, coś się rozszczelni). Zainwestujesz 1,5k i na tym potencjalnie się nie skończy. Do szkoły/na uczelnię nie będziesz nosił, bo Ci będzie szkoda. Zwyczajnie szkoda zachodu. Co do Sailora 1911, to fajne pióro, ale jest jedno ALE, czyli stalówka. Japońskie pióra, a w szczególności Sailor, mają stalówki przystosowane do japońskiego alfabetu, co się przekłada na nieco inny szlif. Ja do swojego muszę się każdorazowo przyzwyczajać po chwili nie pisania nim. Jeśli nie trzymam go pod odpowiednim kątem, to stalka szura nieprzyjemnie po papierze. To nie bug, to raczej "ficzer". Nieco mniej wyczuwalne jest to "ołówkowe szuranie" w Platinum 3776, a jeszcze mniej w Pilocie, choć ten najmniej mi pasuje. Do tego z doświadczenia powiem, że japońskie pióra preferują raczej "rzadsze" atramenty. Ja się naszukałem i nakombinowałem żeby dobrać odpowiedni do Sailora. Okazał się nim...Sailor. No i słów kilka o Pelikanach. Tak, to fajne pióra. Tak, wyglądają "reprezentacyjnie", ale...stalówki to trochę loteria. Co do zasady, Pelikany mają szerszą linię od innych piór europejskich i podają więcej atramentu. Ale nie zawsze. Czasami F pisze jak M/B, a czasami M pisze jak EF i cierpi na suchoty. Okazjonalnie mam "smaka" na Pelikana, ale odpuszczam, kiedy sobie pomyślę, że dotychczas trafił mi się jeden, który pisał dobrze wprost z pudełka. I był to M150 (stalowa stalka EF), wiele lat temu. Poza tym, przerobiłem M400 i M200 w ilościach hurtowych i w zasadzie KAŻDE musiało mieć poprawianą stalówkę, co w zasadzie kończyło temat gwarancji. O serwisie oficjalnym nie wspomnę, bo i nie ma o czym mówić w kwestii podejścia... Reasumując, bierz tego MB. Będziesz zadowolony.
  4. A co tam się zadziało? Chińczyk poszedł po bandzie ze zdobieniami, aż oczy bolą. To nie przytyk do Autora posta - zwykła obserwacja. @Kuba_JKB Tak, jak Kolega @Rittel powiedział, to jest fake, do tego wyjątkowo ordynarny. Ale, jeśli chcesz się dodatkowo upewnić, to wrzuć numer seryjny w wyszukiwarkę, jak @Klerk radzi.
  5. @krzysztofffer Temat wałkowany 156902 razy. Polecam lupkę na Forum/YouTube/Google. I tak, Kolega @Miecznik ma rację. Odrobina savoir vivre jeszcze nikogo nie zabiła.
  6. Piloty MR mają coś do konwerterów...moje regularnie masakrowały Pelikana/Schmidta/chińskie. O dziwo przy nabojach problem nie występował.
  7. Hmmm...dwa różne pióra. Obydwa są nie najgorszym wyborem na start. W moim subiektywnym odczuciu, w tym zestawieniu, Lamy byłoby lepsze. Powodów jest kilka. 1. Jakość wykonania Lamy stoi na wyższym poziomie. W Hemi zawsze irytowała mnie ta plastikowa sekcja i ogólne poczucie kiepskiego spasowania poszczególnych elementów. Lamy jest masywniejsze i sprawia wrażenie o wiele bardziej solidnego. 2. Stalówka. W Hemi to czasem trochę loteria. Miałem kilka egzemplarzy Hemi ze stalówką F i każda pisała inaczej (a to lała, a to pisała zbyt sucho, a to zdarzały się drapiące, a to linia bardziej przypominała M). W Lamy jest o tyle prościej, że w razie problemu - dokupujesz sobie stalówkę za jakieś 40 zł i samodzielnie wymieniasz. Jeśli poniesie Cię fantazja, to możesz zainwestować w stuba 1.1/1.5 albo nawet w złotą 14k (to już inwestycja kosztowna). Do wymiany nie potrzebujesz żadnych narzędzi oprócz kawałka taśmy klejącej (jest masa tutoriali na YouTube). 3. Obydwa pióra drastycznie różnią się średnicą i wagą. Dla mnie pisało się zawsze lepiej Lamy niż Hemi, bo Waterman okazywał się jednak za wąski w sekcji (to miejsce, gdzie z reguły trzyma się pióro) i na dłuższą metę był niewygodny. Lamy z kolei ma dość ciężką, masywną, metalową sekcję, co ma wpływ na wyważenie pióra (mi nigdy nie przeszkadzała) Generalnie, wszystko to kwestia indywidualnych preferencji, ale ja bym się skłaniał do Studio.
  8. OMG. Miałem to Kaco Retro. Nie pamiętam, co z nim zrobiłem. Zakładam, że zwyczajnie wywaliłem albo sprzedałem za grosze. To, moim zdaniem, bezwstydne żerowanie na nostalgii. Pióro było złe. Bardzo złe. Plastikowe, kiepsko spasowane. Z daleka jeszcze jakoś tak uchodziło. Jak się wzięło do ręki, to wiało tandetą. Pisało to niczym flamaster hacząc po papierze niemiłosiernie. Do tego dochodziły problemy z przepływem (raz zasycha, raz leje jak z kranu). Absolutnie nieużytkowe. Ale wyszła z tego eksperymentu pewna nauka. Dotychczas ciężko mi było sobie wyobrazić stalówkę, powiedzmy B, która szarpie papier. Dzięki Kaco wiem, że takie istnieją.
  9. @Klerk A co tam się na tym Mąblu wydarzyło? 😳 To ChinBlanc, jak mniemam?
  10. @Tales Nie jestem w kursie dzieła, jeśli chodzi o Pelikany ostatnio, tak że dzięki za sprostowanie. @Gaja07 Jak Koledzy radzą, najpierw reklamacja, potem ewentualnie Pendoctor.
  11. Spróbuj w f-pen z Warszawy. Daniel to bardzo solidna jednostka i - o ile dobrze pamiętam - sprzedaje też próbki.
  12. @Mrs. Darkness Mam fajne Lamy Studio ze stalkami M i EF, jeszcze chyba na gwarancji. Spokojnie zmieści się w budżecie i jeszcze Ci zostanie na fajny atrament. W razie czego pisz śmiało PW.
  13. @Gaja07 Współczuję. Tak, jak mówiłem, współczesne Pelikany to już nie to, co kiedyś. Drapanie stalówki może wynikać najprawdopodobniej z faktu rozjechanych skrzydełek (jedna strona jest wyżej, niż druga). Nawet niewielka różnica (gołym okiem możesz tego nie zauważyć) powoduje, że pióro "haczy" po papierze. To dość powszechna przypadłość nowych Pelikanów i to najczęściej poprawiałem w swoich egzemplarzach. Wyjścia masz w zasadzie trzy: - jeśli pióro jest względnie nowe, a problem występował od początku, to reklamuj/korzystaj z rękojmi. Problem w tym, że to potrwa, a serwis w PL jest, delikatnie rzecz ujmując, średni. Nie wiem, czy mają kogoś, kto to poprawi, czy wymienią Ci zwyczajnie stalkę na nową. Może to poprawić sytuację, albo...po prostu będziesz miała nieco mniej/inaczej drapiącą stalkę. Zawsze też istnieje ryzyko, że odmówią uznania gwarancji/rękojmi i będą Ci udowadniać, że niewłaściwie użytkowałaś pióro i Ty jesteś winna rozjechania skrzydełek np. poprzez zbyt duży nacisk. W takiej sytuacji naprawa będzie płatna. - po prostu kup nową stalówkę. Są banalnie proste w wymianie (po prostu wykręcasz cały zespół stalówki i wkręcasz nowy). Koszt to jakieś 200 zł za nowy unit. Ryzykujesz, że nowa będzie tak samo drapać, jak stara. - wyślij pióro do pendoktora. Naprawa/regulacja skrzydełek to nie jest skomplikowana operacja w tych modelach, a efekt jest w zasadzie gwarantowany. Minus? Będziesz musiała zapłacić i potencjalnie utracisz gwarancję na pióro (choć niekoniecznie - dobry fachowiec ogarnie temat tak, że śladu nie będzie). Spadające naboje to już gorsza sprawa. Być może zbyt mocno dociskasz i szyjka naboju pęka? A może to wada fabryczna pióra? Trudno powiedzieć - nigdy nie miałem Pelikana na naboje Na początek zrób tak, jak radzi @Klerk - kup długie naboje Pelikana i załóż delikatnie. One mają gabaryt mniej więcej 2 razy taki, jak standardowe, więc powinny wypełnić cały korpus. Nabój teoretycznie nie będzie miał jak się zsunąć. Jeśli natomiast uszkodzona jest ta szyjka, na której trzyma się nabój, to w zasadzie pióro do wymiany, bo tego się raczej nie naprawia (chyba, nie wiem). Moim zdaniem jednak, jeśli występują jednocześnie dwa problemy (drapanie stalki i wypadający nabój), to warto reklamować i opisać obie przypadłości. Wtedy Ci powinni wymienić pióro. Na przyszłość - jeśli chodzi o Pelikany serii M/Souveran, to tłok jest najbardziej optymalną opcją. To w zasadzie niezawodny system napełniania, a stalkę da się ogarnąć we własnym zakresie
  14. A nie prościej zwyczajnie napełnić nabój ponownie?
  15. @Miecznik Analogia, o dziwo, całkiem zgrabna. VW to nadal nienajgorszy wybór pod warunkiem, że ma się kupę szmalu na doposażenie. W pracy przewinęło mi się wiele marek aut, głównie w wersji mocno podstawowej, i VW był z reguły najbiedniej wyposażonym autem w puli. Niezaprzeczalnym jego plusem było natomiast to, że dowiózł z punktu A do punktu B bez przesiadki na lawetę (co auta francuskie fundowały nam regularnie, mimo dużo wyższego komfortu).
  16. @Rittel Bo Parkery to takie "dobra luksusowe z Pewexu". W latach 80. Parker był synonimem luksusu i archetypem tego, jak pióro powinno pisać i wyglądać. Czymś co warto dać w charakterze łapówki. Pelikany (przynajmniej na wschodniej prowincji) były zasadniczo nieosiągalne, jeśli ktoś nie miał kogoś po niemieckiej stronie granicy. Nie pamiętam, czy można było kupić Pelikana w Pewexie czy Baltonie. Paradoksalnie, atrament Pelikana był, obok Hero śmierdzącego plakatówką, dość powszechnie dostępny, choć sporo droższy. Popularyzacji marki faktycznie mogły się przysłużyć też i chińskie klony, które w owym okresie były również chętnie nabywane. Wydarzyło się to jednak, jak sądzę, niejako przypadkiem. Pióro wieczne było kojarzone wówczas z piórem chińskim. Poza entuzjastami raczej nikt nie zwracał uwagi na takie detale jak branding czy różnica między oryginalnym 51, a Hero. Zwłaszcza, że te ostatnie były w tamtym okresie kojarzone z jakością (podobnie, jak wiele chińskich produktów). Owszem, były lepsze niż rodzime wynalazki (czy też Awtoruczka z ZSRR, która tez klonem 51 była), ale czy takie świetne? Myślę, że legenda wynikała raczej z braku materiału porównawczego. Ja, na przełomie lat 80. i 90. uczyłem się pisać Hero 330. Pierwszego Vectora kupiłem sobie dopiero w I klasie liceum. Nieważne, że pisało się tym topornie, a plastikowe korpusy pękały w nich jak złe. Parker to był, Panie, Parker! I takie przeświadczenie pokutuje do dziś. Fun fact: ostatnio jeden z kolegów z pracy awansował i wszyscy dumali nad tym, co by mu tu kupić. Facet pisze piórem na co dzień, takim właśnie Hero sprzed lat, które jest tak sfatygowane, że stalówkę ma pod BARDZO DZIWNYM kątem. Zasugerowałem, że może by tak zrobić zrzutę na jakieś fajne pióro (gość nie jest specjalnie zorientowanym miłośnikiem konkretnej marki). Zasugerowałem nieśmiało Pelikana M200. Wszyscy przyklasnęli, po czym osoba umyślna kupiła mu...nowego Parkera 51 w wersji Core, bo "co Parker to Parker i jeszcze taniej wyszedł". Macie pytania?
  17. @Miecznik Jeśli mam być szczery, to zdecydowanie lepiej pisało mi się zwykłym M200. Być może to wynika z faktu, że przy tym gabarycie pióra zakładam skuwkę na dupkę, a M200 jest bardzo dobrze wyważonym piórem. M215 pisało mi się nieźle, ale tam nie zakładałem skuwki, bo wydawała mi się niestabilna. To odczucie absolutnie subiektywne i irracjonalne, ale to chyba właśnie ta łączona konstrukcja (plastik-metal) je wywoływała. Samo pióro, bez skuwki, było dla mnie odrobinę za krótkie i niewygodne przy dłuższym pisaniu (znowu - subiektywne). Co do powłoki lakierniczej, to nie zauważyłem obłażenia, ani żadnych innych efektów specjalnych. Dla porównania, M200 znane jest z tego, że rysuje się jak złe, ale zwykle są to ryski powierzchowne i dają się łatwo usunąć.
  18. @Rittel Nie, M215 ma metalowy korpus i faktycznie czuć różnicę w wadze. Jak @Markol napisał, nie jest to pióro wagi ciężkiej, ale w porównaniu do ultralekkiego M200 wydaje się spora. Z prywatnych przemyśleń, to ja czułem pewien dysonans pomiędzy plastikową skuwką, a metalowym korpusem. Tak trochę...hmmm...bez sensu? Nie wiem, jak to wyjaśnić logicznie. W M200/205 wszystko gra, bo całe są z plastiku. W 215 ta "symetria" wagowa jest zaburzona. Miałem kilka podejść do M215. Za każdym razem lądowało na Targowisku. I tak, jak M200 bym kupił ponownie, tak M215 już nie.
  19. Kurczę, nie wiem czy to światło, ale mam wrażenie, że końcówka Waldmanna jest jakby...ciut grubsza, a sam wkład minimalnie krótszy? Jeśli nie przeszkadza w pisaniu, to żelowym zawsze się będzie pisało przyjemniej, niż olejowym długopisem. Nawiasem mówiąc, ja też lekko eksperymentowałem z przekładaniem oryginalnych wkładów pomiędzy markami. Najbardziej mi podchodzi Pilot G-2, ale na polskim rynku chyba tylko Metropolitan Roller jest do nich dedykowany. Problem w tym, że nie pisze się nim wygodnie (moim zdaniem) z uwagi na uskok. Pozostałe wynalazki Pilota akceptujące G-2 nie są, delikatnie rzecz ujmując, zbyt trwałe ani nadmiernie eleganckie. Ja znalazłem rozwiązanie w postaci Watermana Hemisphere Roller, który elegancko przyjmuje G-2 (fakt, wkład wystaje o włos bardziej niż w Metropolitanie) i działa jak trzeba. Aha, spróbuj rollera od Kaweco - jest identyczny i pisze się nim bardzo przyjemnie
  20. @MagdalenaKok Ech ci dziadkowie i ich pióra...człowiek się zastanawia, skąd oni takie kolekcje mieli w ciężkich, wojennych czasach? A tak na poważnie, to jeśli nie masz doświadczenia w kupowaniu piór vintage i nie masz jednocześnie możliwości sprawdzenia pióra przed zakupem, to trochę słaby pomysł. Nie wiem, jak kupno rzeczy używanych i zwroty wyglądają w Holandii, ale w Polsce zalecana jest ostrożność. Różne cuda na aukcjach tu widujemy, dlatego w przypadku poszukiwań konkretnego modelu warto się oprzeć o takie np. Forum, a minimalnie o jakiś portal aukcyjny z ochroną kupujących. Ja preferuję forum, bo i ceny znośniejsze, i zawsze można kogoś dopytać, jeśli są wątpliwości. Z treści Twojego wpisu nieśmiało wnoszę, że doświadczenia z piórami, w szczególności vintage, wielkiego nie masz. Kupujesz "oczami" (ładny klips, skuwka itp.). Wygląd, owszem, ma znaczenie, ale pióro ma przede wszystkim pisać. Nie wszystkie potencjalne problemy da się wyłapać na pierwszy rzut oka, a sprzedający "pióro po dziadku" tez nie brzmi jak ekspert, który Ci to pióro przeserwisuje przed sprzedażą. Jedno podstawowe pytanie: zamierzasz tego pióra używać na co dzień, czy ma uzupełnić kolekcję? Bo jeśli ma być używane, to warto najpierw ustalić, czy będziesz miała gdzie je naprawiać. Pióra "wieczne" są tylko z nazwy, a używane regularnie bywają podatne na awarie. W szczególności stare modele, z bardziej wymagającymi systemami napełniania, których nie możesz od tak ogarnąć u dystrybutora. Zastanów się, czy warto się pchać w dość niepewny zakup od niepewnego sprzedawcy i do tego bez pewności, że będziesz potrafiła je samodzielnie doprowadzić do stanu używalności. Takie moje 3 grosze, lub - jak mawiają w Rosji - 9 mln rubli...
  21. A tak właśnie myślałem. Dawno nie widziałem tego wariantu, faktycznie. Nigdy mnie specjalnie nie interesował w przypadku 146, więc mogłem ominąć
  22. @soneloes Trochę mam problem z prostą odpowiedzią na tak postawione pytanie, a mianowicie co oznacza "godne uwagi"? Każdy ma inne preferencje, styl pisania, wielkość dłoni. Jeden woli pióro większe, inny węższe, lżejsze, cięższe...tak można bez końca... W mojej ocenie, jako użytkownika, seryjny MB to seryjny MB. Niezależnie od tego, czy kupi się model podstawowy, czy "Special Edition" (vide wspomniany przez Ciebie Unicef), wrażenia z pisania powinny być identyczne. LeGrand (146) to LeGrand. Różnice są kosmetyczne/wizualne i cenowe. Stalówki zasadniczo te same. System napełniania to tłok (chyba, że weźmiesz wersję Traveller, wtedy c/c). Diabeł tkwi tu raczej w wykończeniu i właśnie w cenie za poszczególne. Zasadnicze różnice zaczynają się pomiędzy poszczególnymi seriami, czyli Meisterstuck/Boheme/Starwalker/Pix (fuj!). Tam występują różne stalówki i systemy napełniania, kształty sekcji, wreszcie gabaryty i wykończenia. Osobnym tematem będą edycje limitowane (mi się osobiście podobała seria Meisterstuck na 90-lecie marki, w różowym złocie), wszystkie te serie Patron of Arts itp. Na upartego (i za odpowiednie pieniądze) można sobie nawet zamówić stalówkę bespoke czy wygrawerować inicjały. No jest trochę opcji Generalnie, z mojego doświadczenia wynika, że MB 146 to taki optymalny gabaryt do użytku codziennego dla faceta. Miałem jeszcze 149 (dla mnie o wiele za duże) i 145 (zdecydowanie za małe i za wąskie). Reszta to już kwestia indywidualnych preferencji. PS. Pisałeś kiedyś MB? Jeśli nie, to zanim wydasz kasę, to przetestuj w sklepie/butiku. Stalówki potrafią zaskoczyć, w szczególności jeśli jesteś przyzwyczajony do węższych i bardziej suchych. MB to raczej mokre pióro, a szlif ziarna powoduje, że linia F przypomina bardziej M w popularnych markach.
  23. @Klerk U mnie skuwka na dupce w MB 146 (oryginalnym, a jakże), też nie siedzi zbyt stabilnie. Specjalnie mi to nie przeszkadza, bo wole jednak pisać tym gabarytem bez skuwki (podobnie jak zbliżonym wielkościowe Leonardo Momento Zero, gdzie problem nie występie).
  24. Też powiedziałbym, że średnie. Ergonomicznie bardzo mi podchodziło.
  25. @Markol Ja chyba podchodzę zbyt emocjonalnie, zwłaszcza do piór, które były poniekąd tzw. "Graalem", a później wychodzą z nimi kwiatki. Aurora Optima takowym była, a po szarpaninie związanej z tym i innymi modelami (nadal leży u mnie w szufladzie Ipsilon żony, który cierpi na suchoty), w ogóle odpuściłem sobie tę markę. Cieszę się, że poprawiony egzemplarz trafił w dobre ręce i jest używany Czyli, jak z naszych offtopów wychodzi, wszystkie marki mają swoje grzechy (mniejsze lub większe) i tworzenie ich listy ma...średni sens?
×
×
  • Utwórz nowe...