Skocz do zawartości

nilfein

Użytkownicy
  • Ilość treści

    190
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez nilfein

  1. @Markol Dokładnie tak! To ta Aurora! Od czasu jej nabycia mam uraz do "włoszczyzny" wszelakiej, bo to trochę wstyd, żeby pióro w tym przedziale cenowym musiało z marszu lądować u nibmajstra, ponieważ producent skrewił całą partię. Przemek zrobił doskonałą robotę, ale niesmak względem marki pozostał...
  2. @Miecznik Rewelacja! Zupełnie inne pióro...🤩
  3. Ołtarzyki - petarda 😍 U mnie, po ostrych cięciach i przy ciągotach do minimalizmu, swoje cztery kałamarze na krzyż trzymam w szufladzie biurka. Piąty w pracy na biurku. Tak, że chwalić się nie mam czym
  4. @tom_ek Jasne, wygodnie by było mieć w jednym miejscu info o potencjalnych mankamentach poszczególnych modeli, z tym się zgodzę. Moje obawy dotyczą jednak właśnie pewnego uogólnienia, które za taką listą pójdzie. Wiem, że przy masowej produkcji i cięciu kosztów pióra straciły nieco na swoim indywidualizmie, ale...to chyba najbardziej subiektywne narzędzie pisarskie, jakie istnieje. Do tego z każdą wypuszczoną serią zdają się w pewnym sensie "ewoluować", tj. producenci wprowadzają poprawki, które niekiedy zamiast poprawić coś - psują już dobre rozwiązania. Idąc w lekki offtop co do poszczególnych modeli, to dla mnie chyba największym zaskoczeniem ostatniego czasu jest...Kaweco Sport. Pierwsze, jakie miałem było świetne - fajna, mokra F-ka (na początku piórowej drogi zawsze brałem F-ki, bo wydawały mi się taką bezpieczną szerokością, radzącą sobie idealnie z większością papierów). Potem weszło bodajże Dia2, bo podobało mi się wizualnie. Tutaj to już się zaczął dramat - sucho, link starvation, przerywanie. Normalnie kumulacja. Podobnie było ze Studentem i kolejnym Sportem. Po tym doświadczeniu, przez jakiś czas omijałem szerokim łukiem pióra tej marki, bo producent przekombinował coś ze spływakami (info nieoficjalne). Aż kiedyś kupiłem sobie, tak na próbę, Sport z M. I nastąpił szok - piórko pisze, nie grymasi, M-ka nie jest jakaś nadmiernie szeroka (bliżej jej do F) i ogólnie to teraz moje podstawowe pióro do notatek w pracy. Nie mam pojęcia, czy to była kwestia konwertera w Dia2, szerokości stalki, czy faktycznie coś "odkręcili" z nieudanym eksperymentem ze spływakami. Cytując informatyka z mojej pracy: "dziwne, u mnie działa" Co do Conklika/Monteverde, czyli Jafa Brands. Pod względem projektu, Duragraph i Crescent - mega mi się podobały. W ręku leżały idealnie - pięknie to wyważone, fajny materiał (choć "precious resin" to to nie był, ale akryl bardzo dobry). Problemem ZAWSZE były stalki. Kiedyś, dla zabawy, popróbowałem u kumpla w sklepie kilka egzemplarzy i... żaden nie pisał właściwie ŻODYN! Drapanie, skrobanie, suchoty. Słowem - ładna rzecz, ale bez zastosowań praktycznych. Analogicznie z Monteverde. Dostałem w prezencie model Prima. Jedno z lepiej wyważonych modeli pióra, jakie kiedykolwiek miałem w ręku. Stalka - dramat. Pomogła wymiana na stalkę Przemka Marcińskiego (#6) i problemy ustąpiły. Ale to kiepski pomysł, żeby kupując pióro za plus-minus 300-400 PLN od razu dokupować do niego stalówkę za kolejne 100 lub bawić się w ping-ponga z reklamacjami (bo jak pokazała moja praktyka z Jafa Brands - to nie był odosobniony przypadek). No i wisienka na torcie: Aurora Optima. Nówka sztuka, F. Pióro piękne, cudownie ergonomiczne, eleganckie. Co z tego, skoro stalówka miała taki ink starvation, że nie dawało się tym zapisać pół strony. Dramat. W panice zaangażowałem w sprawę Krzyśka z Inahona, bo to przecież dystrybutor. Krzychu dołożył absolutnie wszelkich starań, aby sprawę załatwić, ale...wszystkie stalówki do Optimy, które miał na stanie cierpiały na dokładnie tę samą przypadłość, a Włosi mieli akurat półroczną siestę i olewali wszystko i wszystkich. Zaznaczę, że Aurora to przecież legendarna i kultowa marka, pióro cenowo na poziomie MB, więc... Konkluzją mojego (znów) przydługiego wpisu jest to, że ok, możemy sobie tutaj zrobić listę, ale na wiele się ona nie przyda. Obcowanie z piórami to wypadkowa szczęścia, przypadku, zbiegu okoliczności i upodobań. Nawet chiński wynalazek za kilkanaście złotych może komuś bardziej podejść niż MB za 3 tysiące. Czy to oznacza, że "chinol" jest lepszy? No nie do końca... Tego się nie da do końca zebrać w sztywne ramy.
  5. @tom_ek Czym innym jest rating produktu na portalu aukcyjnym, a czym innym "blacklista". Prywatnie można mieć zdanie i wyrobioną opinię na temat danego modelu, ale zwyczajnie, nawet jako grupa członków forum, nie jesteśmy przykładem reprezentatywnym użytkowników. Swój pogląd jesteśmy w stanie obronić wyłącznie w stosunku do konkretnych egzemplarzy, nie zaś całości produkcji danego modelu. Nie twierdziłem, że pióra "manufakturowe", pochodzące od niewielkich producentów są wolne od wad. Sam w swoim Momento Zero wymieniałem stalówkę - F była problematyczna, M jest już OK. Conklina - mimo odpowiadającego mi wyglądu poszczególnych piór - zwyczajnie omijam, bo jeszcze nie trafiłem na egzemplarz, który pisałby dobrze. W Monteverde stalkę wymieniłem na taką od Przemka Marcińskiego, bo oryginalna była fatalna. Podobnie mam z piórami japońskimi o stalówkach poniżej M - wszystkie, jakie próbowałem miały taki feedback, że zwyczajnie źle mi się nimi pisze. Wiele też zależy od kombinacji stalówka-atrament-papier. Needlepoint nie pisałem, bo nie lubię aż tak cienkiej kreski, ale zakładam, że i tu miałbym uczucie drapania. Ale...to wszystko są subiektywne opinie, oparte o moje własne preferencje. I takimi opiniami można się do woli wymieniać, co napisałem w pierwszym poście. Tworzenie "blacklisty" uważam jednak za nietrafiony pomysł.
  6. @filifionka Nadal mówimy o "sprzęcie" za kilka dolarów. W świecie piór to grosze. Żeby nie było - nie bronię Platinum, nie jestem fan boyem, ale gdzieś musieli kroić koszty,. Padło na korpus, czy też materiał ogólnie. Co do argumentu o "dziedzictwie", "japońskiej jakości" itp., to też nie do końca tak. Zwróć uwagę, że Azjaci (a Japończycy w szczególności) to bardzo praktyczne nacje. Pomimo wspomnianych przez Ciebie mankamentów, Preppy sprzedaje się chyba całkiem nieźle, skoro nadal je produkują w tak ogromnych ilościach. Najprawdopodobniej dzieje się tak, bo: - ma dobre stalówki, czyli spełnia warunek "miałeś jedno zadanie" (miało pisać dobrze, więc tak się dzieje); - z założenia było piórem przewidzianym na krótki okres użytkowania (zużyje się - kupisz nowe); - firmie się to spina finansowo i nie wpływa zasadniczo na jej wizerunek bo...pisze dobrze (wspomniane przez Ciebie pozwy z USA i Kanady - chyba jednak nie poszły). Czyli podsumowując - przemyślany produkt, na którym zarobią, a końcowy użytkownik świadom relacji jakość/cena, kupi go ponownie. Nawiasem mówiąc, sekcja stalówki z Preppy jest powtórzona w Prefounte (ciut lepiej, ale NADAL oscylujemy w okolicach 10 USD), Plaisir (20 USD) i Procyon (50-60 USD). Czyli, COŚ zrobili tam dobrze Po drugiej stronie spektrum wrzucę przykład z Europy, a mianowicie Pelikana Jazz. Pióro z podobnej półki cenowej (między Preppy a Prefounte), ale wykonane o niebo lepiej. Przynajmniej pozornie. Pióro nawet nie określone jako "szkolne", tylko "budżetowe". Z daleka wygląda nawet całkiem sensownie, z bliska wieje tandetą. Pisze średnio, lub wręcz kiepsko. Chromowana sekcja, nie dość, że mało ergonomiczna, to po relatywnie krótkim okresie użytkowania - obłazi nikczemnie z tegoż rzekomo chromu. Czyli: nie dość, że nie pisze, nie wygląda, to jeszcze ma wadę materiałową. Zaznaczę, że Pelikan ma o wiele dłuższą i bogatszą tradycję, niż Platinum, a marka ta jest w Europie o wiele bardziej rozpoznawalna, niż jakiekolwiek pióro azjatyckie. Jest to wręcz ikona. Pelikan nawet laikom kojarzy się z tradycyjnym piórem wiecznym (moim pierwszym piórem tłokowym był właśnie Pelikan M150), a mimo to zalicza w ostatnim czasie "równię pochyłą" w relacji jakość/cena. Reasumując, nawet ikonom zdarzy się potknąć. Pół biedy, jeśli potencjalne potknięcie kosztuje grosze. Gorzej, kiedy równo wali po kieszeni. @Klerk Mnie wyprzedził w przykładzie
  7. W założeniu - ma to sens. W praktyce - niespecjalnie, bo problem jest strasznie złożony. Kilka takich moich argumentów z głowy, dlaczego NIE. 1. Pióra to konkretne MARKI. Marki to konkretne KORPORACJE. Korporacje to konkretne PIENIĄDZE. Publikacja "listy grzechów danego modelu" (obojętnie jakiego) produktu w oparciu o - było nie było - subiektywne odczucia jakiejś grupy entuzjastów (bez poparcia badaniami) to młyn na wodę korporacyjnych prawników. Czyli, mówiąc krótko, potencjalny pozew o naruszenie dóbr osobistych. Krytyka czy wytknięcie wad przechodzi w pojedynczych postach/recenzjach pojedynczych osób, ale publikacja tych samych wad w formie listy "zarzutów" pod adresem konkretnego modelu z adnotacją "nie kupować" uderzać może w interesy (a więc i pieniądze) konkretnej firmy. Reszta jak wyżej. Osobiście nie sądzę, aby takiemu Montblanc czy innemu Rubbermaid chciało się boksować o pietruszkę z grupką entuzjastów z jakiejś tam Polski, ale... Dla ilustracji przykład sprzed paru lat, z naszego podwórka: na kilku forach tematycznych o piórach pojawił się jegomość deklarujący chęć otwarcia firmy produkującej polskie pióra, w Polsce. Chłop niby chciał brand swój założyć i robił rozpoznanie potencjalnego rynku. Rozpytywał o preferencje, sugestie, pomysły. Generalnie, robił wokół tematu dużo zamieszania. Efektem tego kilkumiesięcznego bodajże, "riserczu" była linia generycznych, chińskich kit-penów z polskimi barwami/godłem w randomowych miejscach. Projekt sztampowy do bólu, cena diablo wysoka, jak za pseudopersonalizowanego "chinola". O jakości precyzyjnie się nie wypowiem, bo nie miałem, ale mogę sobie wyobrazić na podstawie doświadczeń z kit-penami, że szału to tam nie było. Poszła fala krytyki (w komentarzach) i ów przesympatyczny jegomość zaczął się sapać i grozić pozwami na prawo i lewo. Wiarygodny nie był, bo na konkretne zarzuty odnośnie swoich produktów odpowiadał, delikatnie mówiąc, wymijająco. Summa summarum chłopina znikł z forum, ale co nakręcił inbę, to jego. 2. Każdy, absolutnie KAŻDY producent może puścić słabą partię/serię danego modelu produktu. Oczywiście żaden się raczej nie przyzna po dobroci, że jakiś temat położył, bo bije to bezpośrednio w wyniki sprzedaży. Dopiero zorganizowane akcje niezadowolonych klientów zmuszają niekiedy producentów do przeprowadzenia tzw. "akcji serwisowych". Ja kiedyś przerabiałem to w przypadku Toyoty (blokujący się pedał gazu w autach produkowanych w konkretnym okresie) kolega w przypadku Apple (wypadające klawisze w jednym z modeli). Kończy się na nieodpłatnych naprawach lub wycofaniu danego modelu z produkcji, jeśli wady są krytyczne. Z tego typu przypadkami trzeba się liczyć, w szczególności przy masowej produkcji. Tam się liczą słupki, a nie zadowolenie indywidualnego klienta. Jeśli 1 samochód czy laptop na 10 sprzedanych będzie się sypał, to nadal, statystycznie 90% klientów będzie zadowolone z jakości, nieprawdaż? Nieco inaczej sprawy się mają z produktami małych, niszowych marek, prowadzonych przez pasjonatów. Tam walczy się o każdego klienta, bo opiera się sprzedaż przede wszystkim na opinii tegoż, a nie o kampanie marketingowe za miliony dolarów. Tym samym, zdecydowanie większy nacisk na kontrolę jakości położy taki Franklin-Christoph, Leonardo Officina Italiana, czy nasz własny, rodzimy Przemek Marciński. W małych firmach, praktycznie każde pióro trafiające do klienta końcowego jest dość wnikliwie sprawdzane, ale za tym idzie też odpowiednia cena, dużo wyższa od "masówki". Czy to oznacza, że tylko małe firmy produkują niezawodne towary? Absolutnie nie! Po prostu tam jest większa szansa na usunięcie ujawnionej wady niż w przypadku produktów molocha. 3. Weź pod uwagę, że jest spora rzesza osób, którym dana wada nie będzie kompletnie przeszkadzała, np. kolekcjonerzy, którzy po prostu uzupełniają kolekcję kompletnie nie używając danego sprzętu. Co z tego, że pióro nie pisze? Ono ma wyglądać, a nie pisać Wadliwe "partie" mogą również potem stanowić obiekt pożądania tychże kolekcjonerów, bo np. jakaś krótka seria z daną wadą osiągnie status unikatu (np. tzw. "destrukty" w numizmatyce, czyli źle wybite monety/nadrukowane banknoty osiągają później niebotyczne ceny na aukcjach). 4. Nie wymagaj cudów od przedmiotów kupowanych za grosze. Przytoczony przez Ciebie przykład pękającego Preppy uważam za cokolwiek chybiony. W założeniu, te pióra kosztujące po kilka dolarów, nie mają być "wieczne" tylko "tymczasowe". Płacąc mało liczysz się z tym, że za jakiś czas się zużyje i zastąpisz je identycznym, nowym. To trochę jakby wymagać od plastikowej reklamówki z supermarketu, żeby wytrzymała dwa pokolenia użytkowników. Droższe przedmioty również potrafią negatywnie zaskoczyć (patrz pkt. 2), ale to raczej kwestia reklamacji/rękojmi 5. Posiadałem swego czasu kilka modeli piór kilku marek, co do których miałem wybitnie negatywne odczucia. Uparcie twierdziłem, że nigdy w życiu kijem przez szmatę nie dotknę, bo... Potem musiałem sam przed sobą odszczekiwać wcześniejsze twierdzenia, bo trafiałem na egzemplarz, który im jawnie przeczył (w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Tak było w przypadku Lamy, Kaweco, Parkera, Watermana...czyli było nie było - dużych marek. Reasumując, jestem na nie, bo każdy z nas ma inne potrzeby/doświadczenia i kluczem jest raczej analizowanie informacji z różnych źródeł niż piętnowanie konkretnego modelu/marki.
  8. No to wychodzi na to, że na rynek wjadą na pełnej petardzie fejki wyższych modeli z ptasią kupą. Pole minowe rośnie w oczach. Smutna konstatacja, ale to już zaczyna być widoczne na rodzimym Alledrogo. Ostatnio wyszukiwałem sobie naboje MB i wywaliło mi w wyszukiwarce pierdyliard "Mąblą" (z nowych serii) z krajem wysyłki Chiny i cenami 250-500 zł. Frustrujące jest to, że Alle nic z tym kompletnie nie robi.
  9. @Klerk A to swoista nowość na rynku. Technologicznie poszli na całość. Człowiek uczy się całe życie, najwyraźniej. Tylko jedno pytanie mnie nurtuje: jak wygląda kwestia opłacalności produkcji tego typu podróbek? No bo wiesz, idea za podróbkami stoi taka, żeby skopiować i zarobić. O ile pióra c/c, jak pokazuje praktyka, jest dość łatwo i tanio ogarnąć (w szczególności bazujące na standardzie International), to konstruowanie kopii piór tłokowych wydaje mi się dość karkołomnym zadaniem. Jesteś przekonany, że to fejk, a nie np. jakiś frankenpen/składak?
  10. Generalnie, mocno zgadzam się ze zdaniem @Rittel, w całej rozciągłości. Od siebie dodam jeszcze, że produkcja falsyfikatów to nie tylko plaga, ale i przestępstwo. Nawet sobie nie zdajemy sprawy, co tak naprawdę finansujemy nabywając "kopię" za 200-400 PLN. To nie jest tak, że gdzieś tam sobie siedzi Chińczyk z wtryskarką kupioną na raty i stara się wyżywić rodzinę klepiąc podróby i puszczając na Ali. To doskonale zorganizowany biznes, prowadzony dokładnie przez tych samych uroczych panów, którzy handlują tzw. "krwawymi diamentami", prochami, ludźmi, bronią czy organami. To samo tyczy się nie tylko piór, ale podróbek wszelkiej maści (zegarków itp.). Dla zobrazowania skali, taki fun fact. Mam znajomego zegarmistrza, który jest równocześnie biegłym sądowym z tego zakresu. Kiedyś pokazywał mi coś, co nie było ordynarną podróbką, ale klonem 1:1 jakiegoś Taga z Calibre 5. Nawet on, facet z wieloletnim doświadczeniem w branży, musiał się zdrowo napocić, aby wskazać istotne detale, które wskazywały na to, że dany egzemplarz to falsyfikat. Rozebrał sikor dosłownie na czynniki pierwsze w trakcie ekspertyzy. Dodatkowo, prywatnie ma IDENTYCZNY model. Decydowały dosłownie detale (nierówna czcionka na oznaczeniu jednej z zębatek i coś tam jeszcze). Dla mnie, jako dla entuzjasty, ale jednak laika, Tag wyglądał identycznie jak Tag tegoż kolegi zegarmistrza. I teraz pomyślcie sobie, jakie zaplecze technologiczne musi posiadać producent takiego falsyfikatu...
  11. @Klerk Jeśli chodzi o mój egzemplarz, to ordynarny falsyfikat. Jakość (a raczej jej brak) widoczna gołym okiem. Wiesz, tam się zgadza wyłącznie kształt, logo i mechanizm wysuwania wkładu. Pierwszy raz widziałem "rozjechane" spasowanie poszczególnych elementów w długopisie (np. metalowa końcówka jest widocznie przesunięta względem korpusu, podobnie jak "pokrętło" wysuwające wkład względem reszty). Do tego "pozłota" schodzi jak zła (to nie jest typowy "brassing", po prostu z żółtego złota zmienia się w wersję rodowaną). Plastik to nie "precious resin", tylko co tam się Chińczykowi do wtryskarki wsypało. Z daleka to nawet wygląda na MB, ale wystarczy wziąć do ręki i czar pryska. Taka dygresja. Paradoksalnie, ta nowa linia "budżetowych" (sic!) MB pod względem subiektywnego poczucia "solidności" przypomina mi właśnie chińskie podróbki. Dziwne, nie?
  12. @Klerk Ja poprę jednak Kolegę @Rittel. Kiedyś, również wiedziony ciekawością, nabyłem podróbkę długopisu MB (też coś z linii classic). Ba, nawet zwielokrotniłem jego wartość kupując oryginalny wkład (bo ten, który przyszedł nie nadawał się do niczego). W zestawieniu z oryginałem taka podróba to istny dramat. Fatalna jakość spasowania, nikczemnej jakości materiały, obłażąca "pozłota". To w najmniejszym stopniu nie ociera się o doznania związane z obcowaniem z oryginałem. Efekt? Nieszczęsny długopis trafił do szuflady w kuchni, gdzie robi za narzędzie do sporządzania list zakupów, bo wkłady są w końcu oryginalne Z tego zakupu wyłoniły się zasadniczo dwa pozytywne aspekty: 1. Nigdy więcej nie kupię podróbki, nawet w celach naukowych, bo to marnotrastwo pieniędzy; 2. Żona uznała, że MB jest dla niej absolutnie najwygodniejszym długopisem (choć nie wiem, czy to akurat taki pozytywny aspekt, biorąc pod uwagę cenę oryginalnego pisadła).
  13. Przyznam, że dość ciekawy temat zapodałeś. Swego czasu trochę eksperymentowałem z atramentami, szukając zbliżonych parametrów. Pozytywnie mogę wypowiedzieć się w zasadzie o 5. - Waterman Serenity Blue - niby prosty, tani, ale robi robotę jeśli chodzi o przepływ. Zaskakująco dobrze radzi sobie z absolutnie każdym piórem, jakie nim zalałem. Taki totalnie bezproblemowy atrament, który nieźle cieniuje, daje ten cały "sheen" i ma przyjemny dla oka kolor. Też początkowo go nie lubiłem, ale z czasem się przekonałem. - Iroshizuku - paleta kolorów szeroka. Przepływ wręcz fantastyczny. Mega cieniowanie. Mankamenty to bandycka cena i raczej kiepska wodoodporność. - Montblanc - atrament z kategorii "poprawnych". Kolory ze standardowej palety nie porywają (limitowane wersje - bywają ciekawe). Cenowo raczej średnia półka (mniej więcej połowę taniej niż Iroshizuku, dwa razy drożej od innych, dobrych atramentów). Przepływ - bardzo dobry, we wszystkim gdzie testowałem (ale nie nadmierny). Plusem jest niewątpliwie możliwość zakupu wersji "permanent" w przypadku niebieskiego i czarnego, jeśli rzeczywiście potrzebujesz atramentu o wysokiej wodoodporności. - Sailor - testowałem standardowy blue, który jest raczej jak blue-black. Kolor ciemny, nasycony (taki prawdziwy granat). Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony zachowaniem tego atramentu. Przepływ ma porównywalny do Iroshizuku, czyli bardzo duży. Cieniowanie spore (testowałem w Sailorze PGS ze stalką H-M i tam wyglądało to genialnie; w szerszej stalówce to będzie w ogóle petarda). Wodoodporność na przyzwoitym poziomie, choć specjalnie nigdy nie celowałem w ten parametr. Cenowo nie wygląda źle (59 zł za 50 ml butelkę). To byłby mój faworyt. - Diamine Sargasso Sea - mój ulubiony atrament z palety Diamine, jeśli chodzi o kolor i właściwości. Przepływ bardzo dobry. Cieniowanie w nim to coś niesamowitego. Notatki zrobione nim parę dobrych lat temu nadal wyglądają świetnie. Moim zdaniem - wart uwagi.
  14. To specyficzny IM. Ten pisze, nie drapie i generalnie powoduje szok, że Parker tak potrafi. Poważnie. Radzi sobie lepiej od mojego Lamy Studio. Może powinienem Lamy odstąpić? 🤔
  15. Jakubie, mam na Targowisku idealne pióro dla początkującego w cenie 50 Jeśli Ci nie podejdzie, za resztę kupisz to Lamy
  16. @Syrius ma rację. Te współczesne "chińczyki" w porównaniu z tymi z lat 80. i wcześniejszych to nieporozumienie. Jeśli Ci się uda upolować starsze, to jego cena będzie kosmicznie wyższa od współczesnego. Jest również ryzyko, że takie chiński "Vintage" nie będzie do końca sprawny (np. sparciały sac w systemie napełniania). Za cenę 250-300 PLN możesz już kupić nową, współczesną reedycję Parkera 51. Może to jakaś alternatywa?
  17. Owszem, przy założeniu, że ograniczamy się wyłącznie do nabojów. Przyjmie grzecznie i International, i Watermana. Ale konwertery rozwala jak zły.
  18. Dobra, wyjdę na kretyna, ale niech będzie. Gruntowne płukanie pióra pomogło. Najwyraźniej, w rozcięciu radośnie siedział sobie jakiś bliżej nie określony farfocel (włos? kurz? celuloza?) i skutecznie przerabiał stalówkę na brush pena. Powalczyłem chwilę i F Mąbla pisze jak F Mąbla (nie mylić z jakimkolwiek innym F cywilizowanych producentów). Szczęście w nieszczęściu, że nie zawracałem Przemkowi głowy z taką, za przeproszeniem, pierdołą. Tak czy inaczej, dzięki wszystkim za pomoc. PS. Wychodzi na to, że ja chyba jednak nie kocham się ze szlifem stalówek MB...🤔 @Klerk Stalówkę obejrzałem dokładnie, pod lupą. Wygląda, jak na moje oko, idealnie. Może minimalna dupka niemowlaka na ziarnie, ale nie wpływa to kompletnie na pracę pióra.
  19. @JanW Dobra, to ja polecę trochę brutalnie. Nie da się "dobrze, tanio i elegancko". Poniżej 400 PLN w sklepie lecisz na kompromisach, a jeśli to ma być Twoje główne (być może jedyne) pióro, to lepiej zaczekaj, odłóż większy budżet i kup coś porządnego. Inaczej się zrazisz i tyle. A teraz odniosę się do paru marek wymienionych przez Przedmówców. To moje prywatne zdanie, oparte na doświadczeniach. Każdy może mieć inne. I doświadczenia i zdanie. 1. Parker/Waterman (de facto to aktualnie jedna firma) z "dolnej półki cenowej" to loteria. Ja wiem, że w PL pokutuje przekonanie, że "dobre bo Parker", ale to nie ma zastosowania do współczesnych modeli klepanych w Chinach masowo. Jedyne modele Parkera warte poważnego rozważenia to Duofold (Twój budżet x3 lub x4) i nowy 51 (wersja podstawowa, ze stalową stalówką to jakieś 300, wersja DeLuxe ze złotą - jakieś 700-800). Żaden z nich nie wyczerpuje w pełni postawionych przez Ciebie kryteriów i żaden nie jest wolny od wad. Duofold, oprócz ceny, będzie miał raczej mokrą stalówkę (F to bardziej M), a "51" potrafi zasychać, bo w skuwce zastosowano "wywietrzniki" (w oryginalnym "51", który miał skuwkę nasuwaną zapobiegały one "wsysaniu" atramentu do jej wnętrza, w przypadku zakręcanej - nie mają kompletnie sensu). Waterman to już oczko lepiej od Parkera. Tu mógłbyś się pokusić o trzy modele: - Hemisphere, który mieści się w budżecie, ale jest wąski i - jeśli masz większe dłonie - mało ergonomiczny. Lepszy od jakiegokolwiek Parkera w tym przedziale cenowym, ale nie jest to petarda. Będziesz miał niedosyt. - Charleston. Grubo powyżej budżetu, ale to zwyczajnie dobre pióro. Dobre, nie doskonałe. Dobry materiał, zakręcane, eleganckie, złota stalówka. I to właśnie ze stalówką miałem chyba największy problem w tym modelu. Nie zrozum mnie źle - pisze toto fantastycznie, ale...jest bliźniacza do tej z Hemisphere, tylko złota. Przez to ma nikczemny gabaryt, trochę zaburzający ogólny wygląd pióra. - Carene. Cenowo to jakieś 1000 PLN za model w fajnym wykonaniu (wersje DeLuxe). Pióro - moim zdaniem - piękne. Również złota stalówka, tym razem typu "inlaid" (wtopiona w sekcję). Całość prezentuje się fenomenalnie, a do tego bardzo dobrze się sprawuje. Moim zdaniem, pióro warte uwagi. Ani Watermana, ani tym bardziej Parkera, nie nazwałbym "prestiżowymi" 2. Pelikan. Wbrew słowom @Rex, to nie jest "gwarancja jakości". Kiedyś może i tak, teraz - niespecjalnie. Ostatnie pióro osławionej "serii Mxxx", które nie wymagało ingerencji pendoctora kupiłem w 2010 roku bodajże i było to M150 (malutkie) ze stalką EF. Tam wszystko śmigało jak trzeba, prosto z pudła. Potem przez moje ręce przewinęło się kilka (jeśli nie kilkanaście) modeli M200/M205/M215 i z każdym było gorzej. Szacunek muszę oddać samej konstrukcji piór Pelikana. Tłok działa świetnie, zakręcana skuwka robi robotę. Pióro jest eleganckie i mega ergonomiczne. Ale stalówki to już inna bajka. Zdecydowaną większość "prosto z pudełka" musiałem poprawiać, bo albo przepływ nie taki, albo drapała (mówimy o EF/F). Do tego F Pelikana jest z zasady nieco szersze niż standardowe, więc po dodatkowych zabiegach (szlifowanie, regulacja przepływu) robiło się dość szeroko. Po naprawach - zero problemów. Ale to nie powinno być tak, że za 500-600 PLN dostajesz zestaw "zrób to sam". Nie w takiej marce jaką jest (był?) Pelikan, która - w odróżnieniu od WM/Parkera - uchodzi za prestiżową 3. Pilot/Platinum/Sailor Od razu skreślam. Pióro - choć fajne - jest w praktyce niedostępne w normalnych kanałach sprzedaży. Na lokalnym rynku pozostały pojedyncze egzemplarze, zazwyczaj z drugiej ręki, w bardzo różnym stanie rozkładu. Pióro z założenia miało być tanie, więc jest średnio trwałe (plastik rysuje się jak zły). Na sprowadzanie tego z Azji (Chiny/Japonia) szkoda czasu i pieniędzy (na Ali dostaniesz w cenie około 100 zł, będzie szło miesiącami, jakość ciężko określić, warte jest realnie połowę ceny, o ile to oryginał). Ale sam pomysł na pióro z Azji nie jest głupi. Przerabiałem Piloty (Prera, Metropolitan, Custom 74, Custom Heritage 91 i 92), Platinum (Century 3776) oraz Sailora (1911S, PG Slim) i wszystkie (oprócz tanich Pilotów) są bardziej niż OK. Wprawdzie każdy z producentów ma swój standard nabojów, ale wszystkie są eleganckie, mają złotą stalówkę i zakręcaną skuwkę. Cenowo wszystkie są zbliżone do siebie (600-800 zł zależnie od sprzedawcy), jakość wykonania jest na bardzo wysokim poziomie, komfort użytkowania - nieporównywalny z Parkerem/Pelikanem/Watermanem w tym przedziale cenowym. Japończycy dbają o detale niesamowicie, zarówno jeśli chodzi o materiał (kto macał Sailora, ten wie o co chodzi), jak też rozwiązania techniczne (mechanizm slip&seal w Platinum zapobiegający zasychaniu atramentu w piórze przez prawie dwa lata, oringi nad gwintem sekcji w Sailorze zapobiegające jej przekręceniu i dające takie przyjemne wrażenie "miękkości"). Z tych trzech producentów wahałbym się pomiędzy Platinum (3776, stalówka M) i Sailorem (1911S, stalówka H-M). Dlaczego? Bo oba mają stalówki M najbardziej zbliżone do europejskich F (ogólna zasada jest taka, że japońskie stalówki są rozmiar mniejsze od europejskich). U Pilota to już nie takie jednoznaczne (ich stalowe M jest jak F, ale złote M bywa jak M; generalnie - mi było trudniej dobrać optymalny rozmiar). 4. Kaweco/Lamy Obie marki bardzo spoko, raczej budżetowe (choć z wyjątkami w asortymencie). Typowo europejska (niemiecka) robota. Sporty Kaweco są fajne, ale to piórka kieszonkowe, budżetowe, nie grzeszące jakością. Mam takiego ancymona walającego się po teczce, na wszelki wypadek. Dia2 to pióro dość eleganckie, ale nie pozbawione wad. Miałem kilka egzemplarzy. Występował w nim problem wysychania stalówki (ink starvation) i to taki, który pióro w zasadzie dyskwalifikował (po paru zdaniach, przestawało pisać, albo pisało sucho). Niby do poprawienia, ale niesmak pozostał. Generalnie, Kaweco przez pewien czas zmagało się z problemem dotyczącym przepływu atramentu, a że większość jego piór bazuje na dokładnie tych samych "unitach" (można swobodnie wymieniać stalówki między seriami Student/Dia2/Sport itp.), to uderzało w cały asortyment. Mój aktualny Sport działa bez zarzutu, ale zraziłem się do marki na tyle, że nie kupię od nich nic droższego. Lamy to z kolei już mój autorski, ale IMHO ciekawy wybór. Miałem kilka modeli od budżetowych (Safari/Vista/AlStar) przez średniaki (Studio - mam i lubię) po flagowce (2000 - miałem, ale ostatecznie zawsze wypadało z kolekcji). W części modeli Lamy stosuje podobą strategię jak Kaweco (wymienne stalówki). Na minus - własny standard nabojów i dość ascetyczne lub futurystyczne projekty. Generalnie, moim zdaniem, takie Studio za 250-300 PLN to zdecydowanie lepszy wybór od Hemisphere w podobnej cenie. Różnica w jakości i ergonomii jest ogromna.
  20. @Klerk No tak, niech Pendoctor zdecyduje. @Ann_gd Dzięki
  21. Piotrka znam bardzo dobrze, ale on ostatnio odszedł od tematu. Nie wiesz może, czy Przemek jest na PWF?
  22. Poszukuję pendoctora, który podjąłby się zeszlifowania ziarna w moim MB 146. Nominalnie jest to F, ale w praktyce M/B, jak to u Montblanca. Zależy mi na doprowadzeniu go do właściwego, europejskiego F. Ktoś godny polecenia?
  23. @Klerk Przyznam szczerze, Przyjacielu, że czasem mam problem z wyłapaniem u Ciebie sarkazmu W swym zadufaniu zakładam, że to jednak sarkazm nie był, tylko coś na kształt aprobaty mojej przydługiej tyrady Co do tych tysiączków wywalonych lub nie, to się nie wypowiadam. Każdy mierzy możliwości według swego portfela i chwała mu za to. Jako niepoprawny i niereformowalny gadżeciarz nie mam prawa oceniać wyborów innych osób. Chciałem jednak zwrócić uwagę na pewien smutny trend obecny wśród marek tzw. "premium", które starają się niejako na siłę istnieć na rynku (każdym) za pomocą ultradrogich, ale niekoniecznie udanych lub na tyle innowacyjnych produktów, których jakość mogłaby uzasadniać cenę na metce. Któryś z Przedmówców wskazał na te (ładne, nie oszukujmy się) słuchawki, których parametry są średnie, a w zestawieniu z ceną - wręcz nikczemne. I o taki trochę brak uczciwości producenta wobec klientów mi chodzi.
  24. Chyba wiem, o którego sprzedawcę Ci chodzi. Ma bardzo dużo ciekawych piór, ale zalecam ostrożność przy zakupach. Ostatnio zasadzałem się na będącego w jego ofercie Montblanc 22 EF. Pióro opisane jako wolne od wad, wyczyszczone, itp. Na fotkach (kiepskiej jakości), gołym okiem było widać zasyfiony spływak, brassing (nie wspomniany), krzywą stalówkę i solidne pęknięcie wzdłuż korpusu przy samym pokrętle tłoka. To ostatnie w zasadzie dyskwalifikuje pióro, bo będzie wymagało gruntownej renowacji zanim (i o ile w ogóle) będzie zdatne do użytku. Na szybko przejrzałem kilka innych ofert (m.in. Parkera 51 Special z ewidentnie uszkodzoną stalówką - po upadku) i również zero wzmianek o ewentualnych mankamentach. Jego oferta nowych piór też bywa dość ciekawa (sporo Sailorów, Pilotów, Platinum), ale ceny nie są atrakcyjne (np. 500 za Sailora 1911 S, podczas gdy w sklepie, z gwarancją dostaniesz go za około 600 z groszami). Pilot Elite pokazany przez Ciebie wygląda nieźle, ale ja bym się poważnie zastanowił przed kliknięciem "kup teraz". Zwłaszcza w świetle innych "ciekawostek" wzmiankowanych przez Szanownych Przedmówców. O ile konwerter to jeszcze mały problem (naboje Pilota są do dokupienia, jak Ci nie podejdzie ich atrament, zawsze możesz napełniać zużyte naboje strzykawką), ale japońskie stalówki F/EF są SERIO bardzo cienkie i mogą dawać wrażenie skrobania po papierze.
  25. Montblanc ostatnimi czasy wychodzi ze skóry, aby przypodobać się "młodszemu pokoleniu" i udawać, że idzie z "duchem czasu". Jednocześnie, trzyma dramatycznie wysokie ceny, za którymi niespecjalnie idzie jakość. Ktoś tam chyba nieco się zagalopował, jeśli chodzi o grupę docelową... Z "naszego", tj. piórowego podwórka mam takie obserwacje, jeśli chodzi o radosną twórczość MB. O ile klasyczne modele piór (seria Meisterstuck) powiedzmy, że jakoś trzyma poziom i jest zwyczajnie klasyką klasyki, o ile podstawowe wersje Starwalkera jeszcze mi podchodzą, Heritage uważam za całkiem udany pomysł (choć dla konesera raczej, niż przeciętnego użytkownika), Boheme było ciekawym nawiązaniem do piór "Safety", to już cała (nowa) reszta na ogromne NIE. Serie M i Pix to jakieś nieporozumienie w relacji cena/jakość. Nie posiadam, ale miałem okazję parokrotnie się tym bawić, testować, oglądać. Zdecydowanie NIE SĄ to instrumenty piśmiennicze warte cen, jakie MB sobie winszuje. O ile Pix bym jeszcze zdzierżył, jako pisadło, które wrzucasz do teczki i jest pod ręką (do max 100 EURO za logo na długopisie), to M przypomina mi Lamy Safari z przerostem ego. Kiedy pierwszy raz miałem to w łapach w sklepie na jakimś lotnisku i porównać z chociażby Starwalkerem 1:1, to nie mogłem się nadziwić, jak ktoś ma czelność w ogóle krzyczeć o to takie pieniądze. To taki mazak, mało ergonomiczny i - dla mnie - obiektywnie szkaradny. Limitki MB zasługują na odrębny akapit. Ponownie, ktoś tam w dziale designu ma pęd myślowy i ciśnie projekt za projektem, oby szybciej, oby więcej, oby drożej i "na bogato". Jeszcze kilka lat temu, limitki MB wychodziły rzadziej, ale zdawały się być bardziej przemyślane i zdecydowanie bardziej eleganckie w formie, ponieważ bazowały zasadniczo na serii Meisterstuck (Unicef bardzo mi się podobał, seria na 90-lecie była wprost genialna w swej prostocie). W pewnym momencie, MB poszedł na grubo i zaczęli wypuszczać pierdyliard dziwnych, nieużytecznych, drogich koszmarków, czym zmasakrowali takie serie jak chociażby Patron of Arts, Writers Edition czy Great Characters. Pewnie, to pióra dla kolekcjonerów, ale w 90% to srogi przerost formy nad treścią (Montezuma), a czasem wieje kiczem (Le Petite Prince w jednej z wersji wygląda jakby świeżo zjechał z taśmy chińskiego producenta podróbek). Smutne. Podobny trend widać w zegarkach Montblanc. Przede wszystkim, MB to nie jest firma stricte zegarkowa, ale radziła sobie na tym polu całkiem nienajgorzej. Serie mechaniczne (Tradition, Heritage, czy nawet Boheme nawiązujące wprost do serii piór) uważam za bardzo ciekawe, eleganckie i wykraczające poza świat stricte modowy (np. wzmiankowana Tradition bazująca na technologii nie istniejącego producenta zegarków Minerva. Wszystko pięknie, ładnie, aż tu wjeżdża smartwatch MB Summit. Za plus minus 1000 Eurasów. Zegarek sportowy, który na sportowy nie wygląda (w żadnej z wersji). Można pomyśleć, no ok, elegancki biznesmen weźmie go sobie zamiast Apple Watch czy innego. Albo kupi synowi-nastolatkowi, żeby sobie trening na siłce ustawiał. Szczerze? No, nie. Dla mnie - duże nie. Za ten 1000 Eurasów, to ktoś zafiksowany na sporcie wybierze coś, co ma więcej niż 5 ATM wodoszczelności, jest wstrząsoodporne i ma ciekawsze, bardziej przydatne funkcje (Garmin na przykład). W tym przedziale jest w czym wybierać. A do lajtowej zabawy na siłce, czy dla małolata, to ten Apple Watch za mniej niż połowa ceny MB wystarczy spokojnie. No i perfumy. Kompozycje MB robi dobre, a nawet bardzo dobre. To znaczy robił. I w zasadzie, to kompozycje, bo nie perfumy Testowałem wiele perfum od MB. Są bardzo fajne, choć to kwestia bardzo indywidualna. Mimo, że kompozycje mi się podobały, to pozostałe parametry (jak chociażby trwałość) pozostają nikczemne. Poza tym, w ostatnim czasie MB poszło tak głęboko w mainstream (albo słodko, albo tzw. "blue fragrance"), że wyróżnia się co najwyżej butelkami od konkurencji. Ostatnim udanym zapachem MB jest Explorer, ale...to nie do końca kompozycja MB. Mąblą pożyczyło ją sobie od manufaktury Creed klonując (z powodzeniem, ale jednak klonując) Aventusa. Wcześniej to zrobili wprawdzie Arabowie (Armaf np.) i niszowa Montale/Mancera (Cedrat Boise) ale w swoim stylu. W tym zestawieniu Explorer wypada jako najbardziej zbliżony do oryginału. Nadal to jednak bezczelna kopia, choć przyznać muszę, że zachowali resztki rozumu i godności człowieka i przynajmniej cenowo wypada to tak, jak powinno (czyli jak wszystkie zapachy MB - niedrogo). Generalnie, Explorer okazał się ogromnym sukcesem (no, bo to taki trochę Aventus za 10-15% ceny oryginału). W 2021 roku perfumiarze postanowili dorzucić mu flankera w postaci Explorer Ultra Blue. Miałem bardzo złe przeczucia i spełniły się one co do joty. Nowy zapach jest...nijaki, bezpłciowy, bez sensu. Ginie w tłumie innych "blue fragrance". Może dlatego krótko po premierze ma go każdy tzw. "discounter" i połowa drogerii na Aledrogo. W cenie niewielkiej. No i tak podsumowując to przydługie marudzenie, po raz kolejny wrócę do tej nieszczęsnej "grupy docelowej" odbiorców produktów MB. Serio, mam wrażenie, że tam się ktoś srogo pogubił idąc w możliwie każdym kierunku sprzedaży i dla absolutnie każdego, oferując przy tym produkty mocno średniej jakości w mocno zawyżonych cenach. Pióra (dzięki serii Meisterstuck), jeszcze się jakoś bronią. Zegarki cenowo ścigają się z gigantami branży, a ich wartość nie przystaje do metki (co potem weryfikują giełdy w stylu Chrono24). Reszta to mocno tak sobie. W luksusowej marce (a za taką MB uchodzi), powinno się jednak, moim zdaniem, trzymać jakiś poziom w tym zakresie. Klienci tzw. "premium" (a tacy, nie ukrywajmy, kojarzeni są z MB) nie poprzestaną na logo, kiedy pójdą głosować własnym portfelem, a zaproponuje im się gniota w ładnym opakowaniu.
×
×
  • Utwórz nowe...