Skocz do zawartości

Kleks

Użytkownicy
  • Ilość treści

    1460
  • Rejestracja

  • Ostatnio

O Kleks

  • Urodziny 01.09.1974

Profile Information

  • Płeć
    Male
  • Skąd jesteś?
    Ze wsi zabitej dechami

Ostatnio na profilu byli

2230 wyświetleń profilu

Kleks's Achievements

B

B (5/6)

  1. Ja to widzę tak: Marzyłem o "markowym" piórze. Kupiłem więc sobie to marzenie i był to Pelikan, zdaje się, że M200, ale nie jestem pewien. Nie nadawał się. Później zakochałem się w Watermanie Carene. O matko, co ono mi krwi napsuło. Wiecznie przerywało, albo dla odmiany wylewało, kląłem na niego, na czym świat stoi, aż go sprzedałem. Podobnie jak Pelikana. Dlatego uważam, że jeśli chcesz narzędzia do pisania, wygodnego i niezawodnego, to kup... Kilka dobrych piór chińskich i wypróbuj "w praniu", które Ci najlepiej leży. Bo chińskie pióra (ale te dobre) potrafią być cudowne. Są natomiast tanie. Pióra markowe, są piekielnie drogie i nie daj Boże, jeśli się zrujnujesz na takie, a Ci nie przypasuje. Wtedy rozczarowanie jest dużo większe. I ja osobiście nie mam ochoty nigdy więcej takiego rozczarowania doświadczać...
  2. Kaigelu. Jedno kupiłem jakieś 6 - 7 lat temu i pisząc w nim dość sporo od tamtej pory, utwierdziłem się w odczuciu, że ono jest do mojej ręki idealne. Dlatego sprawiłem sobie drugie, z cieńszą stalówką i w pięknym niebieskim kolorze. No dobra, wrzucę to nieostre zdjęcie... 😁
  3. Dawno do Was nie zaglądałem, a zaglądam teraz, bo właśnie dotarło do mnie takie tam... Pisadełko. Zawsze marzyłem o Parkerze Duofold, ale jeszcze na tyle nie zwariowałem, żeby wydawać na niego worek pieniędzy. Zdecydowalem się więc na coś, co jest dwadzieścia razy tańsze, a wygląda i pisze tak samo. Jeśli nie lepiej... Przepraszam, że tylko zamknięte, ale zdjęcie z otwartym wyszło mi nieostre 😁
  4. Akurat te Jinhao, to ja dość dobrze poznałem, bo chyba byłem tu pierwszy, który je znalazł i zaczął kupować. Niektórzy z Was być może pamiętają, jak również to, że te pióra pękają. Cały wątek był gdzieś o tym. No i też przerobiłem kilka z nich na zakraplacze... ... Zresztą, przerobiłem, to za duże słowo. Po prostu posmarowałem gwint wazeliną i wywaliłem konwerter. Ale ponieważ okazało się, że one rzeczywiście pękają i to najczęściej na końcu korpusu, tam gdzie jest wklejony ten grzybek... Więc zalałem kilka z nich klejem epoksydowym, co widać trochę na tym zdjęciu... Jednakże okazało się, że dla odmiany, pękają sekcje, korpusy z drugiego końca, oraz skuwki. Czyli w zasadzie wszystko. Tak więc robienie zakraplacza z tego pióra jest trochę ryzykowne. A szkoda, bo fajnie się nim pisze i dobrze leży w ręku. Niestety, przy dłuższym pisaniu ujawnia się jeszcze jeden problem. Otóż atrament się nagrzewa od dłoni i paruje, przez co pióro nagle robi potężnego kleksa i... Jeszcze jednego, a później można pisać spokojnie. Przez jakiś czas. Lepiej zauważyć to w porę i wytrzeć w chusteczkę. Ja w każdym razie "ozdobiłem" kilka moich tekstów pięknymi kleksami. To samo dzieje się, gdy pióro znajduje się w kieszeni, blisko ciała i tu z kolei przekonałem się o powyższym, niszcząc jedną marynarkę. A takich niespodzianek nie miałem na przykład z Lamy Vista, które też przerobiłem na zakraplacz. Choć oczywiście noszenie jakichkolwiek zakraplaczy w kieszeni, to moim zdaniem hazard... Tak więc jest to fajna sprawa, pod warunkiem, że się nie pisze dużo (ale po co w takim razie zwiększać pojemność?) i że się nie nosi takiego pióra ze sobą. Dodam jeszcze, że o ile tworzywo, z jakiego robią te Jinhao, chyba nawet w Chinach musiało zostać uznane za strasznie gówniane, to wersja nietransparentna już jest trochę lepsza. Pęka tylko przy sekcji...
  5. Zrobiłeś kawał dobrej roboty tym testem. Wprawdzie nie widziałem u mnie takiego barwnika, ale zdaje się, że w Lidlu są do kupienia jakieś siakieś takie... Zaraz jutro lecę kupić i sam też wypróbować. Jak to zrobię, dam znać, co mi wyszło.
  6. Jeśli chcecie usłyszeć opinię człowieka, który przeszedł już wszystkie etapy tej choroby, to służę uprzejmie. Otóż ja uważam, że trzeba naprawdę dużo pisać (i długo), żeby wiedzieć, jakie pióro jest tym jedynym. U mnie zaczęło się z dwóch powodów. Szukałem informacji na temat Watermana Kultur, którego dostałem na urodziny i bardzo mi przypasował, a później mi go buchnął taki jeden... Więc postanowiłem go kupić jeszcze raz, a drugi powód, to chińskie Hero 616 Jumbo, którymi pisałem jeszcze w podstawówce i... Wiecie. Sentyment. Porównywalny z sentymentem, który dziś kazałby mi kupić chiński piórnik z Załogą G. Watermana nie znalazłem takiego jak chciałem, bo teraz robią tylko transparentne, w kolorach Barbie, więc kupiłem po prostu pierwszego z brzegu, a Hero 616, nabyłem coś koło 30 sztuk. Okazało się jednak, że te pióra też są podrabiane i jedne drugim nierówne. Później kupowałem wszystko i zbierałem kasę na mojego "Graala". W końcu go zdobyłem. Moje marzenie, Pelikana M250. A po nim, Watermana Carene. Trochę tańszych, ale też markowych, jak Kaweco Sport, jakieś TWSBi i na koniec jakiegoś MB... Teraz wiem, że piór nie kupuje się po to, żeby nimi pisać. Zresztą, powiedzcie sobie szczerze. Ile z Was pisze dużo? Tak naprawdę dużo, czyli ze dwie do pięciu stron dziennie, albo i więcej? No właśnie. A z piórami to jest najczęściej tak, że się je podziwia, wyciąga, napełnia różnokolorowymi atramentami, poleruje, czyści, chowa, myje, suszy, znowu wyciąga, bo zdobyło się jakiś fajny atrament... Najpierw miałem zalane wszystkie pięćdziesiąt. Później ograniczyłem tą liczbę do 20 (bo nie miałem już czasu na nic innego, tylko na "przepisywanie" wszystkich piór, żeby nie zaschły), a jeszcze później, do 10. Wreszcie uznałem, że 5 to jest max, aż w końcu doszedłem do... Dwóch. I jest to Waterman Kultur, oraz Lamy Safari. Pierwszego używam do pisania dłuższych kawałków, Lamy noszę do pracy, bo jak mi się zniszczy, to wyciągne kolejne. Pelikana, którego tak chciałem mieć, sprzedałem. Carene, też. Skoro to było takie cudo, nie mogłem tak po prostu powiedzieć, że jest do d... Ale wmawiając sobie, że jest świetne, podobnie jak alkoholik, który wmawia sobie, że strzelanie kielonka już do śniadania, to nic takiego, męczyłem się z nimi. Pelikan był niewygodny, a Carene albo ciekło, albo dla odmiany zasychało, a o tym, żeby go wziąć ze sobą, w kieszeni, to nawet nie było mowy. Dopiero po kilku latach, wypraktykowałem, że piórem, w którym mi nic, ale to dosłownie nic, nie przeszkadza, jest Waterman Kultur, a drugim... Kaigelu 316. Bo chociaż drugim, którego używam, jest Safari, to jednak wyprofilowanie sekcji mogłoby być obrócone względem stalówki, o niewielki kąt. Tak więc widzicie. Jedno pióro markowe, choć tanie, a drugie chińskie. Tak, wiem, że Kaigelu, to chińska wersja Parkera Duofold i być może, niektórzy z Was powiedzą, że oryginalny Duofold byłby lepszy, ale ja nie jestem tego taki pewny. Do pióra, w którym wszystko jest idealne, trzeba się dobrze przymierzyć. I długo go używać. Nie da się tego stwierdzić. I naprawdę NIE MA znaczenia, czy jest to pióro markowe, chińskie, czy coś między jednym, a drugim. Najlepszym dowodem jest to, że jednym z najbardziej zbliżonych do ideału, piór, jakie miałem, był jednorazowy Pilot, kupiony za jakieś 7 zł. Ja go napełniałem wiele razy i używałem go w takich warunkach, że nawet nie chcecie wiedzieć. Chyba, że kupujecie pióra, bo sprawia Wam to przyjemność. Albo z jakiegokolwiek innego powodu, ale nie, żeby nimi pisać. To wtedy już zupełnie co innego...
  7. Dobrą masz pamięć Chłopie... Rzeczywiście, pokazywałem zeszyt Dziadka, z 1935 roku, cały zapisany "maczkiem" piórem ze stalówką i pięknym, czarno niebieskim atramentem, którego kolor nawet udało mi się zmieszać... Stary papier był lepszy, ponieważ był lepiej klejony (klej dodawany do masy był lepszej jakości i było go więcej). Dlatego często się zdarza, że w starych zeszytach tak dobrze się pisze piórem...
  8. Na to właśnie liczę. Że kiedyś trafię na nowy egzemplarz w pudełku. Przecież te pióra były w sklepach. Były ich tysiące. To niemożliwe, żeby wszystkie były wysprzedane, albo z braku kupców, wyrzucone na śmietnik. Tymczasem bardzo Ci dziękuję za odezwanie się i za zdjęcia. Jużem je sobie zachował
  9. Czyli że niektórzy nazywają Kultura Phileasem... Tak żem czuł. Tak, to jest raczej chyba prawdopodobnie na pewno to pióro. Stalówka powinna być złota, cała. Szkoda, że nie nowe (chyba), bo zapytałbym, czy jest do sprzedania. Zresztą teraz i tak jest epidemia, więc są inne rzeczy na głowie. W każdym razie dziękuję Ci bardzo, że choć na zdjęciu je pokazałeś.
  10. Bardzo Ci dziękuję, ale to nie to. Sekcja, góra korpusu, oraz obydwa zakończenia skuwki powinny być czarne, a reszta szafirowo niebieska. To jest dokładnie takie, jak to pióro trzecie od dołu, na chyba jedynym zdjęciu jakie znalazłem w internecie. Ono nie było z tych najdroższych. Droższe były takie, jak to pierwsze od góry i chyba właśnie to było Phileas, a to moje Kultur. Właściwie to nie jestem pewien, czym one się różnią, bo kiedyś myślałem, że Phileasy mają ten "medalion" na końcu korpusu i specjalne kolory. Tymczasem spotkałem się z nazywaniem różnych typów obydwoma nazwami, raz tak, raz na odwrót. W każdym razie, pojawiły się one w sklepach gdzieś w okolicy 1994 roku i pamiętam, że były trzy wersje kolorystyczne. Niebieska, zielona i bordo. Ponieważ moja ówczesna żona wiedziała, że lubię wszystko co niebieskie, więc taką wersję właśnie mi kupiła. Dlatego tak mi zależy, by była identyczna. Swoją drogą, dziwię się, że tyle tego było i zaledwie 25 lat później, jest ich dosłownie jak na lekarstwo. Wszędzie królują te transparentne oczojebne. Ja nie wiem, kto to w ogóle wymyślił. Z marketingowego punktu widzenia, to jest czytelny sygnał, że Waterman chce dotrzeć do grupy docelowej... No właśnie, jakiej? Ludzie, którym podoba się taka stylistyka, nie piszą odręcznie, a już raczej na pewno nie używają piór. To, które mam teraz, jest właśnie transparentne niebieskie, a drugie normalne, ale całe czerwone z czarną tylko sekcją. Bueee...
  11. Jak tu ktoś wcześniej słusznie zauważył, jest różnica między kultowym, a popularnym, choć łatwo pomylić te dwie rzeczy. Łatwo też pomylić pióro kultowe, z piórem, które po prostu ma szczególne znaczenie dla nas, bo jest powiązane z jakimś ważnym wydarzeniem w naszym życiu. Jeśli chodzi o pióro popularne, to dla mnie bezkonkurencyjne jest Lamy Safari. Używam go do wszystkiego, wszędzie i zawsze. Nie martwię się, że coś mu się stanie, albo - nie daj Boże - zarysuje, noszę go do pracy w stolarni, a leję do niego wszystko, co mam akurat pod ręką. Jeśli nie będzie pisać w Lamy Safari, to nie będzie pisać w żadnym innym piórze. To pióro jest jak Mercedes "Beczka". Używali go taksówkarze i wlewali do niego nawet olej do smażenia frytek, pół na pół z olejem opałowym. Pióro, które ma szczególne znaczenie dla mnie, to Waterman Kultur, ale w konkretnym kolorze, a mianowicie niebieskie z czarnymi wykończeniami i sekcją, oraz ze złotą stalówką. Nie pokażę go, bo nigdzie nie znajdziecie nawet jego zdjęcia, a mój egzemplarz ukradł mi pewien łotr bez czci i wiary. Dostałem go w prezencie gdzieś na początku lat 90 i bardzo się polubiliśmy. Niestety, nie można dziś już takiego dostać, są wyłącznie transparentne, w kolorach, które mogłyby wzbudzić żywsze bicie serca jedynie u Barbie i Kena, a na rynku wtórnym znalazłem raz jedno, w USA i gość chciał za nie worek dolarów... Natomiast pióro kultowe, jak VW Garbus, jak odkurzacz Zelmer, czy rower Wigry, to (przynajmniej w Polsce i przynajmniej moim zdaniem) Hero 616 (616 Jumbo). Kopia Parkera 51, która była dostępna w większości sklepów papierniczych, razem z atramentem Hero, piórnikami z postaciami z Anime i chińskimi gumkami do ścierania, które miały tak obłędny zapach, że trzeba było się powstrzymywać przed ich zjedzeniem. Były różne Zenithy, WingSungi i inne zachodnie cuda, ale Hero było najpopularniejsze, no i najlepsze. Moja pasja pisania piórem wzięła się z chęci powrotu do wspomnień związanych z pisaniem Hero 616. Mam ich w tej chwili chyba z dziesięć, z czego dwa w ciągłym użyciu. Jeśli piszę innymi, to tylko po to, żeby mieć jakieś urozmaicenie. Ale 616 Jumbo, ma wszystko, czego oczekuję od pióra. Ergonomię, stalówkę, styl. Jak dla mnie, spełnia też wszystkie warunki, żeby stać się piórem kultowym...
  12. Na Nikoniarzach mówią na nią "skrzynia". Tyz piknie! Jaby chto pytał, to mam taką samą
  13. Z tym odcięciem od pieniędzy to niekoniecznie... Są rzeczy, w które można inwestować (złoto, biżuteria) i ludzie mający naprawdę dużo kasy, tak właśnie robią. Jeśli chodzi o inwigilację, to tak jak napisał Derywat, ona już się dzieje, więc tu nic się nie zmienia. Może tylko mniej będzie flejtuchów i ludzie zaczną bardziej dbać o higienę. Ale żadnych "skoków technologii", zwłaszcza tych pozytywnych dla ogółu, nie spodziewałbym się.
  14. Jedno jest pewne, żyjemy w ciekawych czasach. Ja jednak niczego nie zapisuję. Zrobię to, jak się skończy. Pisanie takich rzeczy niesie za sobą nieuchronne wnioski i przewidywania, a raczej próby przewidywania, co będzie. Więc ja wolę - mówiąc kolokwialnie - nie zapeszać.
×
×
  • Utwórz nowe...