Skocz do zawartości

Shiro Aka

Użytkownicy
  • Ilość treści

    122
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Shiro Aka

  1. Heh, pierwszy jaki kupiłem po rejestracji na forum. Trochę blady (coby nie powiedzieć majtkowy niebieski), więc szybko przeszedłem na Blue-Black, też od Hero. Ale już będzie dzierżył palmę pierwszeństwa zakupowego.
  2. Tak się składa, że akurat mam Prelude w kolejce do zrecenzowania. Dziś wieczorem, może jutro powinienem zamieścić laicką recenzję. Żadne pr0 ani nic w tym stylu. Wrażenia z pisania, nie skażone wiedzą specjalistyczną czy innym doświadczeniem . Fotki i próbki pisma już mam, teraz tylko grafomańskie popisy zostały do stworzenia.
  3. Uszanowanie Panie, Panowie. Zacznę od małego wytłumaczenia się. Otóż tekst ten bardziej by pasował do sekcji o historii piór, jako że jest w mym posiadaniu od ładnych paru lat, jednakże chciałem się pochwalić trochę i pokazać, jak zachowuje się pióro po długim czasie nieużytkowania, traktowane "po macoszemu" przez okresy używania. Batuta w dłoń... Historia tego pióra sięga czasów szkolnych, połowa liceum jakoś tak. Mój charakter pisma nigdy nie należał do tych estetycznych i w przypływie młodzieńczego entuzjazmu zacząłem, czysto teoretycznie, rozważać przejście na pióro. Dziwnym trafem, w dość krótkim czasie dostałem prezent urodzinowy. Totalne zaskoczenie, bo okazało się nim właśnie pióro. I to nie byle jakie - Parker Sonnet. Teraz sprawdziłem kilka rzeczy. Okazuje się, że Sonnety zadebiutowały w roku 1993. Mój ma oznaczenie produkcji IIY, co oznacza 1996 rok. Moja koślawa matematyka na palcach wspomagana kalkulatorem mówi - pióro ma już 20 lat, z czego 18 lat jest w moim posiadaniu. Jak na tamte czasy (koniec lat 90-tych) jak się mówiło "pióro", to się myślało "Parker". I jako nastolatek jakoś nie miałem pojęcia o Sheafferach, Watermanach czy innych markach. Producent: Parker Pen Company Model: Sonnet wersja: Forest Green Laque, Gold Nib and Trim Pióro zapakowane było w pseudo-skórzane etui, które wygląda bardziej jak pochewka na scyzoryk niż opakowanie markowego pióra. Po odpięciu ukazuje się czubek skuwki. Szybkie wyjęcie i już mamy pióro w swej całej okazałości. Muszę przyznać, iż dobór kolorów jest intrygujący. Skuwka i korpus mają ceimno zielony kolor naznaczony czarnymi plamami przywodzącymi na myśl niedokończony wzór khaki. Do tego złoty klips i pierścień na skuwce. Skuwka nie przylega ściśle do korpusu, tylko nachodzi na korpus, na jakieś 4 mm. Po wzięciu do ręki pióro sprawia bardzo przyjemne wrażenie. Materiał z którego jest wykonane, jest gładki i miły w dotyku, a samo pióro jest solidne. Skuwka schodzi z wyraźnym oporem, miała tak od nowości i nadal ciężko ją zdjąć. Po zdjęciu widzimy czarną sekcję obramowaną złotymi pierścieniami na łączeniu sekcja-korpus i sekcja-stalówka. Sama stalówka jest w kolorze złotym, w klasycznym kształcie. Na stalówce grawerunki "skrzydełek" i napis: PARKER. Spływak żeberkowy, z oznaczeniem grubości: F. Po zdjęciu korpusu widzimy metalowy (również złoty) gwint i gniazdo na nabój. Sam korpus jest dwuelementowy; czarny plastik wewnątrz przebijający na zwieńczeniu czarnym klejnotem (tak to się nazywa, prawda?), na zewnątrz lakierowana powłoka z kolorowym wykończeniem. Do pióra dołączony był parkerowy nabój, brak było alternatywnego systemu zasilania atramentem. Z braku wiedzy, po skończeniu się oryginalnego, szybko przeszedłem na standardowe naboje. W dodatku czarne, kupowane w ilościach niejako hurtowych w markecie. Miało to swoją zaletę, standardowe naboje są dużo krótsze od parkerowych, więc w korpus mieściły się dwa - jeden zapięty, drugi obrócony o 180* w zapasie. Poza tym dyżurne w piórniku i byłem zabezpieczony na wypadek końca naboju. Pióro dobrze leży w dłoni i pisanie to sama przyjemność. Charakteru pisma i tak mi nie poprawiło, ale za to na pewno zostało zauważone. Zarówno przez klasę, jak i nauczycieli. Reakcje grona pedagogicznego były z tych pozytywnych. "Pióro, co? M-hmm.." zakończone takim mądrym spojrzeniem. Ale my tu o pisaniu, nie o lansie. Kreska jest cienka, atrament podaje bez grymasów. Podczas pisania spod stalówki dochodzi przyjemny dźwięk skrobania po papierze. Pióro samo w sobie nie skrobie, tylko brzmi, jakby skrobało. W odczuciu może być trochę szorstkie. Mnie tam akurat takie wrażenia bardzo pasują. Młody i głupi byłem, jak to nastolatek, więc o pióro specjalnie nie dbałem. Nie znaczy, że nie szanowałem - za bardzo mi się podobało, żeby rzucać byle gdzie. Natomiast czyszczenie, konserwacja, płukanie i inne zabiegi - zapomnij. Na kłopoty z przepływem miałem jeden patent - narożnik kartki zeszytu w oczko na stalówce i przeciągnąć aż do kuleczki. Zabrudzoną stalówkę od czasu do czasu przecierałem chusteczką, bo plamki atramentu wyglądają nieestetyczne. Bo niestety stalówka lubi się upaprać - podejrzewam ciasną skuwkę i wstrząsy przy zamykaniu/otwieraniu. Pióro używałem do wczesnych lat studiów, z większymi i mniejszymi przerwami. Jak stary atrament zasechł to wpuszczałem w gwint kropelkę wody z kranu i metoda na gwizdek. Sekcja w usta i dmuchamy, aż woda pryskająca ze spływaka przestanie być czarna. Kilka razy powtózyć, załadować nowy nabój i jesteśmy gotowi do pracy. Hardkor. Ostatnie 10 lat (jak nie więcej) pióro przeleżało w różnych szufladach i półkach. Raz tak dobrze schowałem, że przez trzy lata nie mogłem znaleźć... Ostatnimy czasy coraz częściej zacząłem myśleć o powrocie do pióra. Długopisy coraz bardziej mnie męczyły, a zapakowany w etui Parker cały czas leżał na widoku. No to podjąłem męską decyzję, pieprznąłem długopis w kąt i od dziś tylko pióro. Znalazłem stare pióro (no-name), wcisnąłem jakiś czarny nabój i mi nie odpowiadało. Oryginalnie miało stalówkę Irydium Point (podróba w dodatku), a jak się popsuła to wymieniłem na Sheaffera. Ale to już nie to samo. Więc postanowiłem reaktywować Parkera. Ot tak, bez niczego, wziąłem, odkręciłem, wcisnąłem za ciasny standardowy nabój w gniazdo, zakręciłem i po chwili już pisało. Tak o, po prostu. Bez płukania, bez czyszczenia, nic. Ale że tanie chińskie atramenty są tanimi chińskimi atramentami, a to w końcu wiekowy Sonnet już jest (co prawda, za wyjątkiem pierwszego naboju, to cały czas na chińszczyźnie jechał) to postanowiłem załadować oryginał. Szybko nabyłem magazynek niebieskiego Quinka, bo czarne już mi się znudziły. Niedługo kupiłem Jinhao 8802 w opcji drewnianej i z tym piórem dostałem pierwszy w życiu inny system zasilania atramentem niż nabój. Tak mi sie to spodobało, że do Sonneta dokupiłem parkerowy konwerter/tłoczek, i to w wersji de-luxe. Jak szaleć to szaleć. Niestety, nie miałem jeszcze okazji zamontować, gdyż te Quinki są bardzo długie i bardzo pojemne. Jak na złość... Ale nic to - skończę testy Vectora z zielonym Pelikanem, to przepnę nabój w Vectora cobym w końcu mógł zainstalować zbiorniczek. A chyba docelowy atrament już jest w drodze, więc... ...więc pora kończyć te już przydługie wywody. Sonnet aktualnie jest jednym z dwóch piór, które używam na codzień i zabieram do pracy. Pomimo skandalicznego sposobu użytkowania w przeszłości, z piórem nie mam żadnych problemów. Jedyne ślady użytkowania to rysy i otarcia lakieru korpusu i skuwki, ślady skuwki na sekcji oraz starta (bardziej pasuje zmatowiona, bo kolor nadal jest) pozłota klipsa i pierścienia skuwki. Teraz pióro będzie przeżywało swą drugą młodość. ~Shiro Mała galeria:
  4. Przejrzyj dział "recenzje" i zobacz co pokazujemy, im więcej informacji, tym łatwiej będzie specom na forum.
  5. Ależ może, jak za sprzątanie/porządkowanie wezmą się osoby trzecie (najczęściej te lepsze nasze połówki). Wtedy rzeczy mają niezwykłą właściwość do "zapodziewania się". Na szczęście z wiekiem zaznacza się terytorializm (nie rusz, moja półka!) i nasze lepsze połówki niejako tolerują drobne dziwactwa. A tak wogóle - cześć.
  6. Jeden z ostatnich nabytków - Pelikan 4001: Violet - bardzo mi podpasował. Ale ten jest jeszcze ładniejszy. Wygląda na głębszy. Szkoda tylko, że seria limitowana. Trochę się człowiek pocieszy i koniec.
  7. Popatrz na sekcję od strony spływaka. Też mam Prelude i oznaczenie stalówki jest na spodzie sekcji (patrząc od góry na stalówkę).
  8. Jak na niebieski całkiem przyzwoity. Dopisuję do listy "ewentualne".
  9. Kleks, jak zwykle, robi nadzieję, brutalnie weryfikowaną przez próbkę pisma. Kolor sam w sobie ok - ale mnie nie porwał.
  10. Białe jest gustownie. Choć i gunmetalowa stalówka wygląda intrygująco - jakieś urozmaicenie.
  11. Uszanowanie dla Pani Wiedźmy (wszak nick zobowiązuje jak mniemam)
  12. Hehe, cztery tematy są w kolejce. Ale to po majowym weekendzie, bo jestem wyjechany ładować bateryjki i nie będę w stanie przysiąść, bo będę w stanie...
  13. Na szybko napisałem małą próbkę przy użyciu maczanki Leonardt 300 - już mi się podoba. Ma lekką tendencję do wpadania w morskie zielenie, ale przez to nadaje taki ciekawy kolor. Już niedługo będzie można popatrzeć, przy okazji pewnej recenzji.
  14. Dzięki za miłe słowa. Z tego co wyczytałem, to Generation było następcą serii Classic i były pomyślane jako powszechne i w miarę tanie pióra. Żadna wyższa półka, brak aspiracji do bycia prestiżowym, więc i pewnie stąd małe zainteresowanie podrabianiem. Przy okazji lektury nt. lekkości - przyznaję, że sam padłem ofiarą stereotypu, że lekkie = tanie. Wszak tylko ciężkie może być solidne, a plastik to tani zamiennik, jak cię nie stać na metal. Taki tok myślenia. Czytając dalej wyszło, że lekkie pióro ma więcej zalet nad ciężkim, zwłaszcza przy dłuższym pisaniu. Ręka się tak nie męczy i pisanie sprawia przyjemność. MB-G na pewno jest przyjemnym piórem w użytkowaniu. Teraz, jak mam już mały wybór atramentów to będę mógł dorzucić kolejne próbki pisma. Ale to raczej po majowym weekendzie.
  15. Mały update. Wczoraj zmieniałem atrament na docelowy dla żony. Zamiast zielonego Pelikana będzie Pelikan Royal Blue. I przy okazji wyszło, po co jest ta kuleczka w konwerterze. Otóż, moi mili, to nie mieszadełko, tylko zatyczka. Pióro wymagało płukania, więc zdjąłem zbiorniczek i tym tłoczkiem chciałem spuścić atrament. I przysłowiowe pośladki. Nie idzie. Przy konwerterze w piórze chodzi gładko, luzem już nie chce. Szybki test i oto rozwiązanie - kuleczka w zbiorniczku, pod naporem cieczy roboczej zatyka ujście. W efekcie mamy idiotycznie prosty i jakże skuteczny sposób przeciwzachlapaniowy. Naprawdę ciężko jest uronić kropelkę. Natomiast w piórze kuleczka ulega przesunięciu przez dzióbek sekcji, przez co atrament płynie bez przeszkód, nawet przy wymuszonym przez tłoczek ruchu. Co do ilości zdjęć - to pióro miało w sumie trzy sesje, coś koło 70 zdjęć total . Podczas finalnej moja kota postanowiła uatrakcyjnić sesję. Chyba czuła, że pióro nie wzbudzi entuzjazmu.
  16. No masz, czemu zawsze mi się podobają atramenty drogie/mało dostępne? Jakaś skaza charakteru, czy co? Lekko irytujące to jest. Nie mógłby ktoś zrobić taniego i powszechnego, tak dla odmiany?
  17. I odebrałem: - Waterman Mysterious Blue Ink (blue-black), - Pelikan 4001: Royal Blue, - Pelikan 4001: Violet. Teraz... w co by tu wlać?
  18. Uszanowanie, Panie. Panowie. Recenzja kolejnego nabytku z szufladowego przejęcia, niejako w ramach przeprosin za to, że tak długo czekaliście na Montblanc'a . Tym konkretnym modelem również byliście zainteresowani, więc oto prezentacja. No i obowiązkowy dodatek... Producent: Parker Pen Company Model: Vector wersja: Stainless Steel Chiselled Pióro pochodzi z zestawu, w pudełku znajduje się również długopis. Samo pudełko nie sprawia jakiegoś szczególnego wrażenia. Czarny plastik, z przeźroczystym, plastikowym wiekiem dokładnie pokazujące stalowo szare pióro i długopis, na szarym tle. Kształt pudełka, kolorystyka przywodzą na myśla wczesne lata 90-te. Po otwarciu i wyjęciu pióra, pierwsze wrażenie - chłodne w dotyku. Wbrew tytułowi nie jest to aluminium, tylko stal. W dodatku zacierana. Osobiście lubię zacierane metale - nadają przyjemnej matowości i nie świecą się jak... sami wiecie co, kiedy są polerowane na błysk. Tutaj jest jak lubię. Matowo stalowe, lekko chropowate. Dobrze leży w dłoni. Solidne, pomimo lekkości nie sprawia wrażenia taniochy. Z wyglądu jest proste, kanciate na końcach, z ostrą końcówką klipsa. Lubię takie; linie są wyraźnie zaznaczone, ostre. A nie takie wyślizgane mydełko z miękkimi i obłymi krzywiznami. Poza tym w środku coś intrygująco grzechocze. Zdejmujemy skuwkę i... minimalizm w pełnej krasie. Sekcja jest również metalowa, stalówka w pasującym metalicznym polerowanym kolorze. I w dodatku malutka. Już myślałem, że to drugi długopis. Spływak gładki, płaski i wyprofilowany. Bardzo minimalistycznie i nieporuszająco. Grawerunek na stalówce: PARKER. No nic, czas rozkręcić i zobaczyć co w środku powoduje to grzechotanie. I kolejne z serii zaskoczenie. Gwint ma całe dwa zęby. W dodatku z szerokim skokiem, tak więc delikatny ruch i korpus wręcz odpada z sekcji. Raczej niefajnie. Na plus można zaliczyć, że wystarczy ruch nadgarstkiem i pióro rozkręcone. Zdecydowanie minus, że trzeba porządnie dokręcić. Małe niedokręcenie i korpus ma luzy. W dodatku sam gwint jest tłoczony w metalu i sprawia wrażenie bardzo "na odwal się" zrobionego. Zdejmujemy skuwkę... ...i, standardowo zaskoczenie, a jakże, ukazuje się konwerter. Miłe. Sprawia wrażenie porządnego, dymiony zbiorniczek na atrament. A w środku - mała metalowa kuleczka. Normalnie jak w sprejach. Przed użyciem wstrząsnąć. To ona tak grzechotała. Od zawsze wydawało mi się, że atramenty są raczej płynne i nie wymagają mieszadła. Cóż, człowiek uczy się przez całe życie. Dalsze oględziny konwertera ukazały jeszcze jedno dziwo. Otóż sam tłoczek to nie śrubka, a właśnie - tłoczek. Super, za system mamy strzykawkę z mieszadełkiem. Siedzę przy stole i podziwiam nowe pióra. Przychodzi żona, i patrząc na Vectora mówi: to które dla mnie? Na szczęście nie zabrała od razu, tylko pozwoliła mi się trochę pobawić. Z ciekawości zainteresował mnie wiek tego pióra. Jako że to Parker, to ma wytłoczone oznaczenie daty produkcji. YI. I tu mam malutki zgryz - pomiędzy literkami jest widoczne "coś", co można uznać za kropkę. O tyle to istotne, że (wedle kodyfikacji daty produkcji) w grę wchodzą dwie daty: 1986 (YI) oraz 2006 (Y.I). Weryfikacja na długopisie daje podobne rezultaty. Niby kropka, ale jakaś taka nie kropkowata, bardziej dziabnięcie (ślad od litery?). W sumie nie aż tak istotne. Żona zadecydowała, żeby jej pióro napełnić. Z dostępnych kolorów wybrała Hero Ink Washable Blue. Jednakże do testów wybrałem ciemny zielony Pelikana. Stalówka mikrych gabarytów jest w rozmiarze F. Niestety, na F-kę nie wygląda, bardziej na M. Pióro zostawia wyraźny ślad na papierze, raczej bez oporów podaje atrament. Przy normalnym pisaniu nie sprawia problemów, wyczuwalny lekki opór. Mimo mokrości kreski nie mamy wrażenia sunięcia po papierze. Lekkie kłopoty zauważyłem przy szybszym pisaniu, przy zamaszystych ogonkach. Tutaj czasami lubi zgubić kolor, pierwsze litery nowego wyrazu też raczej niechętnie pisze. Delikatne dogięcie chyba będzie wskazane dla poprawienia przepływu, nic czego każdy miłośnik pióra nie byłby w stanie wykonać od ręki. Czas na podsumowanie. Pióro przeważnie metalowe (końcówka korpusu wydaje się plastikowa, ale dobrej jakości materiału), dość lekkie i z przyjemnym dla oka wzorem zacieranego metalu. Proste i smukłe, idealne dla drobnej/szczupłej ręki. Można rzec - kobiece, ale i mnie przypadło do gustu. Stalówka może nie robić wrażenia, pióro nie przyciąga uwagi i łatwo pomylić z długopisem. Takie codzienne pisadło do wszelkich nieoficjalnych notatek i bazgrołów. ~Shiro Galeria
  19. Uszanowanie, Panie. Panowie. Przyznam się szczerze, do tej recenzji podchodziłem już kilka razy. I za każdym podejściem kasowałem cały tekst. To jest chyba już szósta próba. Cały kłopot z tą recenzją jest taki, że mam mieszane uczucia i jestem jak ta chorągiewka na wietrze. Ale wyprzedzam fakty. Skoro nie wiem, co napisać, to zacznę od początku. I mały podkład muzyczny Pióro przejąłem tydzień temu, wraz z całą szufladową kolekcją nieużywanych egzemplarzy. Forumowicze, w referendum, wyrazili chęć zobaczenia na pierwszej recenzji właśnie ten model. Więc cóż mi pozostało? Zatankować, popisać, zrobić zdjęcia i wrzucić. Pełen dobrych chęci zacząłem już w minioną sobotę. Producent: Montblanc International GmbH Model: Generation wersja: bordowe ze złotym wykończeniem Pióro zapakowane jest w gustowne, duże i czarne pudełko, oznaczone dyskretnym logo firmy na wieku. Po otwarciu widzimy dwukolorowy materiał wyścielenia, wieko białe z czarną nazwą marki i czarnym podkładem pod piórem. Co ciekawe, samo pióro złapane jest w rodzaj klipsa ukrytego pod rzeczonym materiałem. W ten sposób, po otwarciu pudełka, od razu można podziwiać pióro, bez żadnych przeszkadzajek w stylu tasiemki. I od razu pierwsze wrażenie. Pióro prezentuje się gustownie. Proste w wyglądzie, w ciekawym kolorze burgundu, ze złotymi elementami wykończeniowymi. Materiał i sposób wykończenia, na pierwszy rzut oka, przypomina polerowany i barwiony wosk. Jak dla mnie - przyjemny. Złote elementy przypominają sygnet, który dostałem od Dziadków na Komunię, radzieckie czerwone złoto. Pierwsze wrażenie - zdecydowanie pozytywne. Tak więc, jak już nasyciliśmy się wizualnie, czas na bliższe, organoleptyczne doznania. Macamy. I pierwsze zaskoczenie - pióro jest bardzo lekkie i jeszcze bardziej plastikowe. Mój stary Parker Sonnet sprawia lepsze wrażenie, w porównaniu do tego Montblanc'a. W tym momencie nastrój spada dramatycznie. Obracam, macam, pocieram. No plastik jak nic. I to z takich tanich. Wykonanie solidne, fakt. Ale sam materiał w dłoni, wraz z małą wagą... wrażenie taniości nie odpuszcza. I zaczyna kiełkować takie niefajne uczucie - podróba. I mała dygresja, zanim przejdziemy dalej. Jak mam coś opisać, to robię maniejszy lub większy research. Tak więc zapuściłem się w odmęty internetów w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji nt. tego modelu. I powiem tak - zaskakująco mało konkretnych informacji. Dużo aukcji, zwłaszcza długopisów z serii. Kilka piór, nawet podobnych. Znalazłem też recenzję tego konkretnego modelu. Przedzial czasowy - lata 80/90, następca serii Classic. Ale ten materiał nie dawał mi spokoju. Dalsze poszukiwania dały pewne rezultaty. Otóż "plastik", z którego wykonano Generation to tzw. resin. Czyli po naszemu - żywica. We wspomnianej recenzji był odnośnik do dość sporego artykułu wyjaśniającego obszernie różnice pomiędzy palstikami, żywicami i nazewnictwem. Żeby nie zanudzać, w telegraficznym skrócie: producenci swego czasu odkryli materiały termoplastyczne. Zaczęli opracowywać swoje własne receptury materiałowe wedle klienta docelowego i wymagań obróbki. Montblanc swój przepis nazwał resin, częściowo bo materiał żywiczny, częściowo bo brzmi bardziej szlachetnie od plastik. Ocenę, co bardziej prawdopodobne zostawiam wam. Tak więc, skoro tajemnica lekkości i "taniości" została rozwiązana, wracamy do meritum. Czas zdjąć skuwkę i zobaczyć najważniejsze. I tutaj spotkało mnie kolejne zaskoczenie. Stalóweczka, bo inaczej tego się nie da nazwać, jest maleńka i szczuplutka. Zdecydowanie nie mój typ. Preferuję takie klasyczne, rombowate, z wyraźnie wyprofilowanymi łukami. A tu co - mały trójkącik, w dodatku częściowo schowany w sekcję. Od spodu też nie wygląda powalająco. Zamiast żeberkowatego spływaka mamy płaską powierzchnię. Poczułem się zawiedziony. Ale nic, lupka w łapkę i oglądamy. I widzimy - stalówka złota, grawerowane logo. Poniżej napisy: 14k oraz 585. Proszę, proszę - czternastokaratowa złota stalówka. Jedziemy dalej. Pierścień na skuwce posiada napis: MONTBLANC GENERATION. Klips też złoty - widać, że od kompletu. Zaglądam na wewnętrzną stronę klipsa - malutki grawer: MADE IN GERMANY. Chyba jednak oryginał. Sprawdzam w internecie. Opinie twierdzą, że dobre, drogie i markowe pióra mogą być bardzo lekkie - check. Grawery gwiazdki mają być symetryczne, jednakowe - check. Na elementach pióra ma być grawer PIX - u mnie nie ma, ale za to jest wspomniany (i wskazywany jako potwierdzenie oryginalności) grawer pod klipsem - check. Dobra, kwestię oryginalności na razie zostawimy. Pora odkręcić sekcję i popatrzeć na wnętrze. Już odkręcając wiedziałem co zobaczę. I jak zwykle - zaskoczenie. Wnętrze jest puste - brak jakiegokolwiek systemu na atrament. Korpus w całości wykonany z żywicy (czuje się to podczas odkręcania), żadnych dodatków. Za to sekcja - czarny plastik z metalowym gwintem osłaniającym mocowanie naboju/konwertera. Na szczęście mam dwa nieużywane jeszcze konwertery, wepnę i potestujemy to cudo. Specjalnie na tę okazję nabyłem atrament. Wszystko przygotowane; pióro rozkręcone, konwerter leży, atrament odkręcony. Na sucho wpinam konwerter żeby sprawdzić jak pasuje. Nie pasuje. Pióro jest ze cienkie, konwerter wypada. Ot tak. Biorę drugi, gorszy. To samo. Wkładam i zaraz wypada, bez oporu. Zresztą jedna z przyczyn tak późnej recenzji - nie miałem czym nabić, a pisać maczając jakoś nie chciałem. Ostatecznie, w geście rozpaczy wyciągnąłem nabój z czarnym atramentem (kupowane po 50 szt. za 3 zł - sami już widzicie jaka jakość). I kolejny zonk - standard nabój nie wchodzi, za ciasno. Pierwsze próby pokazały, że pióro zostawia raczej kwadratowy ślad na okrągłym naboju. Lekki docisk i w końcu weszło. Pierwszy papier, jaki był pod ręką i piszemy. A jednak nie. Atrament nie płynie. Tak, to jest właśnie ten moment, gdzie robimy /facepalm. Teoretycznie pióro nigdy nie używane, ale przepłukać by się zdało. Szybka przerwa techniczna i już pisze. Stalówka jest w rozmiarze M. I to widać. Atrament podawany jest szczodrze, pióro jest mokre. Niestety, podła jakość naboju nie pozwala na dokładne określenie czy to pióro, czy atrament. Jednakże faktem jest, że z pisaniem nie ma problemów. Stalówka gładko sunie po papierze. I nie ma tu różnicy, co to za papier. Stary pożółkły zeszyt, Rhodia No.16, drukarkowy xero czy satynowany Oxford - na każdym pisze się dobrze. Oczywiście strzępienie występuje (stary zeszyt), literki się lekko rozmazują, ale to raczej wina naboju, nie pióra. Na razie zostawię jak jest. W terminie późniejszym, jak ogarnę temat konwertera do tego pióra, zrobię mały update z samego pisania czymś lepszym gatunkowo. Ech, i znów ma grafomańska skaza mnie dopadła. Jeśli jeszcze nie posnęliście i dotrwaliście aż tutaj - dobre wieści. Podsumowanie. Pióro jakie jest, każdy widzi. Dla mnie - kwintesencja mieszanych uczuć. Z jednej strony przyjemne wizualnie (kolor i jego konsystencja w materiale), przyjemne w użytkowaniu (gładkość i lekkość pisania), ze złotą stalówką. Z drugiej strony ta nieznośna lekkość i tania plastikowość w dotyku oraz mikroskopijna stalóweńka. Ale czego oczekiwać od laika, prawdaż? Ignorant jeden i tyle w temacie jedno wiem - mnie nie zachwyciło. Piór fajne, ale to za mało żebym rozważał jego używanie. Werdykt: egzemplarz kolekcjonerski. ~Shiro Galeria
  20. Blisko Tylko zamiast Wujka Sama posadź tego gościa i będzie mniej więcej to, o czym myślałem.
  21. Jako nowonawrócony nie mam doświadczenia z dylamatami: modern vs wintydż. Moja skromna "kolekcja" obejmuje same współczesne modele. Za to temat mnie zainteresował na tyle, żeby przynajmniej pooglądać stare pióra i wyrobić przynajmniej pobieżne zdanie. Pomijając wszelkie dywagacje odnośnie jakości/trwałości/kosztów, przyjmując aspekt czysto estetyczny wizualnie i wzorniczo - skłaniam się na "raczej nie" dla vintage. Jakoś do mnie nie przemawiają. Ciężko to jednoznacznie określić, ale wydają się takie... grube i nieporęczne. Przekombinowane. Jak widzę takie pióro to od razu staje mi taki obraz: gruby kapitalista XIX w., z wielgachnym cygarem siedzi za dębowym stołem w stylu kolonialnym, frak, cylinder, bielona koszula, sumiaste wąsy i bokobrody i piórem wielkością dorównującą cygaru, mięsistą łapą podpisuje jakąś umowę handlową. Ja mam dłonie duże, ale szczupłe, z długimi palcyma. Od dziecka mi mówili - dłonie złodzieja albo pianisty. Na szczęście obie przepowiednie się nie spełniły. Osobiście preferuję pisadła długie i smukłe, proste. Takie "cygara" jakoś do mnie nie trafiają. Za to intryguje mnie wiecznie wychwalany flex. Jak dotąd widziałem toto na zdjęciach, przy pewnej dozie samozaparcia można uznać mojego Sonneta za lekko flexującego (niby F, ale jak się dociśnie to i M wyjdzie). Tak więc widzę jak się zachwycacie flexem, jakością stalówek i te pe. A że wychowano mnie na człowieka, który najpierw sprawdza i testuje rzeczy przed wydaniem werdyktu, to chyba poszukam sobie jakiegoś ładnego vintage'a przy okazji jakiegoś pchlego targu. Na chwilę obecną pióra współczesne. Ale może to ulec zmianie jak poobcuję z czymś naprawdę wiekowym.
  22. Trzy dni temu, na szybko dokonałem zakupu Pelikana 4001: Dark-Green. A kolejne zamówienie już jest w drodze. Może dziś odbiorę.
×
×
  • Utwórz nowe...