To wszystko Wasza wina!!!
Ale, żeby wszystko było jasne, i aby nikt nie poczuł się urażony, trochę historii, jak to ze mną było:
Pierwszy kontakt z piórem miałem gdzieś pod koniec podstawówki - zakosiłem je ojcu, aby trenować najcenniejszy prezent od niego, czyli mój podpis - parafkę. Co to za pióro - nie pomnę, ale pisało grubą, wyraźną linię. Swoimi podpisami zapełniłem cały osiemdziesięciokartkowy zeszyt i pióro oddałem.
Później, w ogólniaku, w starszych klasach używałem jakichś "chińczyków" na gumkę, ale ich żywot dość szybko się kończył. Dopiero na studiach trafiło mi w ręce, również chińskie, ciemnobordowe, ze schowaną stalówką, piórko sygnowane "White Feather", które dość namiętnie poiłem niebieską, dostępną w papierniczym, Hero Ink-ą. Do szybkiego notowania na zajęciach dawało zbyt grubą kreskę, ale znalazłem na nie sposób - odwróciłem je "do góry brzuchem" i było idealnie. Przetrwało dzielnie całe studia, potem doznało jakiejś kontuzji - zaczęło przeciekać, brudzić palce. Oddałem je do naprawy w Sopocie na Monciaku, ale po powrocie z niej było niezdatne do dalszego użytku i wylądowało gdzieś na dnie najgłębszej szuflady.
Później trafiały mi do rąk zestawy pióro + długopis będące różnymi reklamówkami. Z dwoma z nich, zrobionymi z drewna, zawarłem znajomość na nieco dłużej, ale ich koniec był taki sam - łamał się gwint sekcji.
W tzw "międzyczasie" ktoś zauważył, że jedno z tych piór okrutnie skrobie po papierze i obdarował mnie Parker-em Frontier-em stalowym GT - to było COŚ! Stalówka F pisała akceptowalnej grubości linie i było wszystko OK, do momentu, gdy ktoś mi pióra nie potrącił i nie wylądowało ze stołu na podłodze klasycznie - stalką w dół. I tu, cytując klasyka: "skończyło się rumakowanie". Frontier wylądował w szufladzie na dłuższy czas.
Poszukałem trochę, znalazłem serwis Sanford/Parker, odesłałem pióro - wróciło z nową częścią przednią, ale znowu było już nie takie - zalewało sekcję przy każdym otwieraniu skuwki, złotko odłaziło ze stalówki... - wylądowało znowu w szufladzie.
I tu zaczyna się część związana z Waszą winą:
Po paru latach doszedłem do wniosku, że najwyższa pora wrócić do pisania piórem. W sieci szukałem sposobów na reanimację Parkera, zbyt obfity przepływ inku, obłażąca stalówkę, grubość pisma. W ten sposób trafiłem na Wasze (Nasze?) Forum.
Po lekturze iluś wątków rozebrałem, wymoczyłem, wycackałem Frontiera tak, że znowu zaczął pisać.
Przy okazji przeglądania wątków o Watermanach, zupełnym (no, nie do końca) przypadkiem przygarnąłem z ogłoszenia za śmieszne pieniądze, dwa Hemispherki - jeden czarny mat, drugi stalowy, oba GT. - są codziennie ze mną.
Niedługo potem pojawił się w rodzinie WM Expert II czarna laka GT (mój kolejny ulubiony), i dalej już poszło samo:
- Reform z lat 50-tych (zakoszony mi przez syna)
- No-Name z Niemiec, ale z maślaną stalówką
- Geha z tłoczkowym systemem napełniania,
- Expert II City Line jasny brąz F - dla żony
- Expert II stalowy CT - F - upatrzony przez córkę dla siebie
- Carene w czerwono - bordowym odcieniu - prezent urodzinowy
- Hemisphere stal CT - F dla syna (aby oddał najpierw Reforma a potem moje stalowe Hemi)
i jeszcze kilka innych, w tym staroci z USA z lat 30-tych, którymi będę mógł się pochwalić, jeśli przyjmiecie mnie do grona " chorych na pióra"
Witam Was serdecznie i dziękuję za wiedzę, której małą cząstkę mogłem zaczerpnąć z Forum
Pozdrawiam
Vojtas