Skocz do zawartości

nilfein

Użytkownicy
  • Ilość treści

    196
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez nilfein

  1. @Klerk Przyznam szczerze, Przyjacielu, że czasem mam problem z wyłapaniem u Ciebie sarkazmu ;) W swym zadufaniu zakładam, że to jednak sarkazm nie był, tylko coś na kształt aprobaty mojej przydługiej tyrady ;) 

    Co do tych tysiączków wywalonych lub nie, to się nie wypowiadam. Każdy mierzy możliwości według swego portfela i chwała mu za to. Jako niepoprawny i niereformowalny gadżeciarz nie mam prawa oceniać wyborów innych osób. Chciałem jednak zwrócić uwagę na pewien smutny trend obecny wśród marek tzw. "premium", które starają się niejako na siłę istnieć na rynku (każdym) za pomocą ultradrogich, ale niekoniecznie udanych lub na tyle innowacyjnych produktów, których jakość mogłaby uzasadniać cenę na metce. Któryś z Przedmówców wskazał na te (ładne, nie oszukujmy się) słuchawki, których parametry są średnie, a w zestawieniu z ceną - wręcz nikczemne. I o taki trochę brak uczciwości producenta wobec klientów mi chodzi.

  2. Chyba wiem, o którego sprzedawcę Ci chodzi. Ma bardzo dużo ciekawych piór, ale zalecam ostrożność przy zakupach. Ostatnio zasadzałem się na będącego w jego ofercie Montblanc 22 EF. Pióro opisane jako wolne od wad, wyczyszczone, itp. Na fotkach (kiepskiej jakości), gołym okiem było widać zasyfiony spływak, brassing (nie wspomniany), krzywą stalówkę i solidne pęknięcie wzdłuż korpusu przy samym pokrętle tłoka. To ostatnie w zasadzie dyskwalifikuje pióro, bo będzie wymagało gruntownej renowacji zanim (i o ile w ogóle) będzie zdatne do użytku. Na szybko przejrzałem kilka innych ofert (m.in. Parkera 51 Special z ewidentnie uszkodzoną stalówką - po upadku) i również zero wzmianek o ewentualnych mankamentach.

    Jego oferta nowych piór też bywa dość ciekawa (sporo Sailorów, Pilotów, Platinum), ale ceny nie są atrakcyjne (np. 500 za Sailora 1911 S, podczas gdy w sklepie, z gwarancją dostaniesz go za około 600 z groszami). Pilot Elite pokazany przez Ciebie wygląda nieźle, ale ja bym się poważnie zastanowił przed kliknięciem "kup teraz". Zwłaszcza w świetle innych "ciekawostek" wzmiankowanych przez Szanownych Przedmówców. O ile konwerter to jeszcze mały problem (naboje Pilota są do dokupienia, jak Ci nie podejdzie ich atrament, zawsze możesz napełniać zużyte naboje strzykawką), ale japońskie stalówki F/EF są SERIO bardzo cienkie i mogą dawać wrażenie skrobania po papierze.

  3. Montblanc ostatnimi czasy wychodzi ze skóry, aby przypodobać się "młodszemu pokoleniu" i udawać, że idzie z "duchem czasu". Jednocześnie, trzyma dramatycznie wysokie ceny, za którymi niespecjalnie idzie jakość. Ktoś tam chyba nieco się zagalopował, jeśli chodzi o grupę docelową...

    Z "naszego", tj. piórowego podwórka mam takie obserwacje, jeśli chodzi o radosną twórczość MB. O ile klasyczne modele piór (seria Meisterstuck) powiedzmy, że jakoś trzyma poziom i jest zwyczajnie klasyką klasyki, o ile podstawowe wersje Starwalkera jeszcze mi podchodzą, Heritage uważam za całkiem udany pomysł (choć dla konesera raczej, niż przeciętnego użytkownika), Boheme było ciekawym nawiązaniem do piór "Safety", to już cała (nowa) reszta na ogromne NIE. Serie M i Pix to jakieś nieporozumienie w relacji cena/jakość. Nie posiadam, ale miałem okazję parokrotnie się tym bawić, testować, oglądać. Zdecydowanie NIE SĄ to instrumenty piśmiennicze warte cen, jakie MB sobie winszuje. O ile Pix bym jeszcze zdzierżył, jako pisadło, które wrzucasz do teczki i jest pod ręką (do max 100 EURO za logo na długopisie), to M przypomina mi Lamy Safari z przerostem ego. Kiedy pierwszy raz miałem to w łapach w sklepie na jakimś lotnisku i porównać z chociażby Starwalkerem 1:1, to nie mogłem się nadziwić, jak ktoś ma czelność w ogóle krzyczeć o to takie pieniądze. To taki mazak, mało ergonomiczny i - dla mnie - obiektywnie szkaradny.

    Limitki MB zasługują na odrębny akapit. Ponownie, ktoś tam w dziale designu ma pęd myślowy i ciśnie projekt za projektem, oby szybciej, oby więcej, oby drożej i "na bogato". Jeszcze kilka lat temu, limitki MB wychodziły rzadziej, ale zdawały się być bardziej przemyślane i zdecydowanie bardziej eleganckie w formie, ponieważ bazowały zasadniczo na serii Meisterstuck (Unicef bardzo mi się podobał, seria na 90-lecie była wprost genialna w swej prostocie). W pewnym momencie, MB poszedł na grubo i zaczęli wypuszczać pierdyliard dziwnych, nieużytecznych, drogich koszmarków, czym zmasakrowali takie serie jak chociażby Patron of Arts, Writers Edition czy Great Characters. Pewnie, to pióra dla kolekcjonerów, ale w 90% to srogi przerost formy nad treścią (Montezuma), a czasem wieje kiczem (Le Petite Prince w jednej z wersji wygląda jakby świeżo zjechał z taśmy chińskiego producenta podróbek). Smutne.

    Podobny trend widać w zegarkach Montblanc. Przede wszystkim, MB to nie jest firma stricte zegarkowa, ale radziła sobie na tym polu całkiem nienajgorzej. Serie mechaniczne (Tradition, Heritage, czy nawet Boheme nawiązujące wprost do serii piór) uważam za bardzo ciekawe, eleganckie i wykraczające poza świat stricte modowy (np. wzmiankowana Tradition bazująca na technologii nie istniejącego producenta zegarków Minerva. Wszystko pięknie, ładnie, aż tu wjeżdża smartwatch MB Summit. Za plus minus 1000 Eurasów. Zegarek sportowy, który na sportowy nie wygląda (w żadnej z wersji). Można pomyśleć, no ok, elegancki biznesmen weźmie go sobie zamiast Apple Watch czy innego. Albo kupi synowi-nastolatkowi, żeby sobie trening na siłce ustawiał. Szczerze? No, nie. Dla mnie - duże nie. Za ten 1000 Eurasów, to ktoś zafiksowany na sporcie wybierze coś, co ma więcej niż 5 ATM wodoszczelności, jest wstrząsoodporne i ma ciekawsze, bardziej przydatne funkcje (Garmin na przykład). W tym przedziale jest w czym wybierać. A do lajtowej zabawy na siłce, czy dla małolata, to ten Apple Watch za mniej niż połowa ceny MB wystarczy spokojnie.

    No i perfumy. Kompozycje MB robi dobre, a nawet bardzo dobre. To znaczy robił. I w zasadzie, to kompozycje, bo nie perfumy ;) Testowałem wiele perfum od MB. Są bardzo fajne, choć to kwestia bardzo indywidualna. Mimo, że kompozycje mi się podobały, to pozostałe parametry (jak chociażby trwałość) pozostają nikczemne. Poza tym, w ostatnim czasie MB poszło tak głęboko w mainstream (albo słodko, albo tzw. "blue fragrance"), że wyróżnia się co najwyżej butelkami od konkurencji. Ostatnim udanym zapachem MB jest Explorer, ale...to nie do końca kompozycja MB. Mąblą pożyczyło ją sobie od manufaktury Creed klonując (z powodzeniem, ale jednak klonując) Aventusa. Wcześniej to zrobili wprawdzie Arabowie (Armaf np.) i niszowa Montale/Mancera (Cedrat Boise) ale w swoim stylu. W tym zestawieniu Explorer wypada jako najbardziej zbliżony do oryginału. Nadal to jednak bezczelna kopia, choć przyznać muszę, że zachowali resztki rozumu i godności człowieka i przynajmniej cenowo wypada to tak, jak powinno (czyli jak wszystkie zapachy MB - niedrogo). Generalnie, Explorer okazał się ogromnym sukcesem (no, bo to taki trochę Aventus za 10-15% ceny oryginału). W 2021 roku perfumiarze postanowili dorzucić mu flankera w postaci Explorer Ultra Blue. Miałem bardzo złe przeczucia i spełniły się one co do joty. Nowy zapach jest...nijaki, bezpłciowy, bez sensu. Ginie w tłumie innych "blue fragrance". Może dlatego krótko po premierze ma go każdy tzw. "discounter" i połowa drogerii na Aledrogo. W cenie niewielkiej.

    No i tak podsumowując to przydługie marudzenie, po raz kolejny wrócę do tej nieszczęsnej "grupy docelowej" odbiorców produktów MB. Serio, mam wrażenie, że tam się ktoś srogo pogubił idąc w możliwie każdym kierunku sprzedaży i dla absolutnie każdego, oferując przy tym produkty mocno średniej jakości w mocno zawyżonych cenach. Pióra (dzięki serii Meisterstuck), jeszcze się jakoś bronią. Zegarki cenowo ścigają się z gigantami branży, a ich wartość nie przystaje do metki (co potem weryfikują giełdy w stylu Chrono24). Reszta to mocno tak sobie. W luksusowej marce (a za taką MB uchodzi), powinno się jednak, moim zdaniem, trzymać jakiś poziom w tym zakresie. Klienci tzw. "premium" (a tacy, nie ukrywajmy, kojarzeni są z MB) nie poprzestaną na logo, kiedy pójdą głosować własnym portfelem, a zaproponuje im się gniota w ładnym opakowaniu.

  4. Ja się sam zastanawiałem nad zakupem złotej stalki do mojego Studio. Kolega dał mi się kiedyś pobawić swoją Lamy Dialog 3 z taką stalką właśnie (złota M) i byłem zauroczony tym, jak to pisze (leciutko, przyjemnie, dosyć obficie, ale nie przesadnie). Do B temu egzemplarzowi było daleko - raczej uczciwe M. Czy jednak bym poszedł w dokupienie stalki do Studio? Nie jestem przekonany. Stalka wyjdzie w cenie samego Studio...

  5. Nie będąc zanadto bezczelnym, Hemi masz na tutejszym targowisku (moje ogłoszenie, tak dla jasności). Za śmieszną cenę. Stalowe GT (czyli ze złotem), ale wygląda całkiem w porządku, moim zdaniem. Muszę jednak przestrzec - pióro jest dość wąskie, więc jeśli masz spore dłonie będzie umiarkowanie wygodne. Jeśli jesteś zainteresowany, odezwij się w PW.

    Chińczyk na pierwsze pióro? Moim zdaniem, nie warte zachodu...

  6. @monstera Kilka pytań mam, żeby zawęzić nieco spektrum poszukiwań. Po Twoim wpisie wnoszę (być może błędnie), że ma to być swego rodzaju gadżet, a nie narzędzie. 

    1. Czy Obdarowany w ogóle pisze piórem? Jeśli tak, to podpatrz czego używa, jaka stalówka mu odpowiada (szeroka, czy raczej wąska), czy dotychczasowe pióro jest lekkie, czy cięższe. To istotne parametry.

    2. Jeśli Obdarowany nigdy nie miał pióra w ręku, kompletnie się na tym nie zna, a całe życie pisał wyłącznie długopisami czy innymi wynalazkami, to przesiadka będzie dość trudna na początku. Dlatego też, moim zdaniem, nie ma większego sensu inwestować w coś wymyślnego (złota stalówka, specyficzny system napełniania, itp.). W takim przypadku, Twój budżet też jest adekwatny. Kup mu Faber-Castell E-motion (ciężkie, masywne, ciekawie wygląda, nie zepsuje, chodzi na zwykłe naboje/konwerter, szeroki wybór stalówek), Pelikana M200 (bardzo lekkie, z wbudowanym tłokiem, więc tylko atrament w butelce, klasycznie i elegancko wygląda, jak zepsuje stalówkę, to dokupi bez problemu nową za 1/4 ceny pióra), albo wybierz coś pośrodku, czyli np. Lamy Studio (pancerne, ale lżejsze od F-C, własny standard nabojów, ale tłoczek występuje z reguły w zestawie, połowa zakładanego budżetu).

    3. Jeśli pióro ma być "symbolem statusu", a nie narzędziem, to budżet 500 zł nie styka. Dołóż 1,5-2k do tego i obojętnie co kupisz, zrobi wrażenie. Reszta parametrów nie będzie miała znaczenia. 

    Aha, research nie przyniósł żadnych sensownych wyników, bo NIE MA czegoś takiego jak pióro "do podpisów". Jest po prostu pióro :) 

  7. 18 godzin temu, Pablo70 napisał:

    :) Akurat jest to najczęściej podrabiany model, zwłaszcza wersja "cienkopis"

    Dokładnie tak, jak mówi Kolega. Jeśli masz możliwość, weź ten "spadek" i przejdź się z nim do sklepu sprzedającego Montblanki (albo lepiej - do salonu MB). Tam będziesz mógł porównać sobie swojego z oryginałami (stosowana przez MB "precious resin" jest bardzo specyficzna w dotyku - Azjaci w swoich "replikach" stosują zwykły, chamski plastik).

    Na bazie swojego skromnego doświadczenia z oryginał vs replika MB mogę jeszcze dodać, że różnicę widać też w ringach/klipsach (w oryginale sprawiają wrażenie masywniejszych, podróba ma to wykonane z cienkiej blachy), jakości grawerunku i grubości pozłoty (na podróbach schodzi od patrzenia) oraz ogólnym spasowaniu poszczególnych elementów (ma być perfekcyjnie równo, nic ma nie odstawać). Najprostszy sposób podali przedmówcy - numer seryjny w Google i masz mniej więcej jasność :) 

  8. @M1CHU_96 No, dobra. Zasadnicze pytanie: czy to ma ostatecznie głównie pisać, czy ma głównie wyglądać? Bo tak zupełnie szczerze, to jestem szczęśliwym posiadaczem MB 146 i wiesz co? W zasadzie Mąbel nie chodzi ze mną do pracy. Piszę sobie nim w dzienniku, czasem się pobawię, ale mieszka sobie na biurku w gabinecie i daleki jestem od stwierdzenia, że to pióro na wskroś użytkowe. Do pracy chadza ze mną Lamy Studio za 250 zł, Lamy 2000, czasami Parker IM kupiony okazyjnie na forum, a ostatnio Pilot 78g nabyty również tutaj za 40 zeta. Ten ostatni sprawdza się idealnie, bo radzi sobie z najbardziej nieprzyjaznym papierem i absolutnie każdym atramentem, jakim go napoję.

    Co do Duofolda vs GvFC, to konkurencja między nimi jest żadna, bo to dwa różne pióra. Ja kiedyś przymierzałem się do GvFC (Macassar mi się diabelnie podobał), ale jakoś mi nie leżą pod względem ergonomii. Jedynymi względnie wygodnymi w pisaniu okazały się dla mnie Loom i E-motion z tej budżetowej linii F-C. Pozostałe to raczej dzieła sztuki użytkowej niż narzędzia. 

    Duofold jest przyjemny i wygodny, ale pisze dość obficie, jak to złota stalka od Parkera. Jeśli celujesz w prawdziwe F, to w przypadku Parkera się zawiedziesz. Plus mogą (choć nie muszą) występować problemy z przepływem, ale to głównie zależy od atramentu. U mnie problemy generował wybrany przez Ciebie Cobalt Blue (nie wiem, czy to kwestia pigmentu, czy gęstości). Wszystkie Iroshizuku z kolei znane są z tego, że są "mokre" i problemy z przepływem w praktyce nie występują. Ja w większości piór używam Watermana Serenity Blue zamiennie z MB Royal Blue, bo są najbardziej "neutralne" kolorystycznie i mają wyważony przepływ.

    Słówko o "zużywaniu się" pióra. Każde z czasem nabędzie "patyny", czy też po prostu rys/przetarć/ubytków pozłoty na detalach, ale wszystko zależy od tego, jak je będziesz szanował i jak intensywnie z niego korzystał. Miałem kilka nowych Pelikanów budżetowych linii M200/M150 i one faktycznie, rysowały się jak złe, a brassing na metalowych pierścieniach i klipsie pojawiał się po paru miesiącach. Podkreślę, że pracuję sporo biurowo, ale pióra używam dość często i intensywnie w ciągu dnia. Koledze drewniany F-C E-motion sczerniał po roku tak, że trudno stwierdzić jaki to właściwie był pierwotnie kolor. Wszystko zależy od indywidualnego podejścia. Widziałem masę piór z lat 80., 70. i starszych, które - mimo tego, że ktoś ich używał - wyglądają świetnie.

    I tak na koniec: jeśli pracujesz w miejscu, gdzie pióro może upaść/stoczyć się, obić/zadrapać, to ja bym sobie odpuścił drogie, metalowe i lakierowane. Szlag Cię trafi, jak zobaczysz odpryski lakieru na Chevronie za 2k. Pióro z żywicy/akrylu można bez problemu spolerować (albo wysłać do pendoctora, który to ogarnie profesjonalnie). Z obitym lakierem na metalowym korpusie nic nie zrobisz. Jak to już musi być Duofold, to ja bym brał wersję podstawową lub Big Red, a za zaoszczędzone pieniądze dokupił mu fajny atrament i etui.

     

  9. @M1CHU_96 Może nie do końca dobrze określiłem Pelikana jako "kruchego". Chodziło mi o to, że takie sprawia wrażenie, ale de facto nie technicznie nie odbiega w tym zakresie od Sailora, Pilota, Platinum, Parkera Duofold czy nawet Montblanc. Lamy to trochę "smak nabyty". Początkowo również totalnie mi się nie podobały, ale aktualnie to jedna z moich ulubionych marek. Wzmiankowany Pilot 823 jest bardzo dobrym piórem, ale nie jestem przekonany, czy z łatwością dostaniesz go w Polsce. Alternatywą może być poniekąd Pilot Justus 95, który ma ciekawy system regulacji sprężystości stalówki lub Capless, ktory...przypomina długopis (otwiera się na klik i jest wykonany z metalu).

    Jeśli nie jesteś do końca pewien, czy pióro przetrzyma warunki, w jakich będzie użytkowane, to kup właśnie coś solidniejszego i niekoniecznie drogiego. W budżecie do 1000 jest masa opcji...prześledź sobie trochę recenzje na forum. Wiele rzeczy się wyjaśni ;) 

  10. Srebrnych, w sensie materiału, raczej nie ma :)

    2000 to już solidny budżet, jak na pióro do użytku codziennego. Jeśli wcześniej pisałeś piórem, jesteś przyzwyczajony do jakiejś marki, to będziesz się czuł komfortowo kupując coś po prostu z wyższej półki niż obecna. Ja stosuję taki trochę standardowy podział na pióra "europejskie" i "japońskie", bo różnią się znacznie pod względem szerokości stalówki i hmm...komfortu pisania. Japońskie mają stalówki o rozmiar węższe od europejskich i tak japońskiej M to europejskie F (w ogromnym uproszczeniu). Europejskie są też zasadniczo (co też jest ogromnym uproszczeniem) nieco bardziej gładkie czy też "maślane". Japońskie dają odczucie jakby pisania ołówkiem po papierze. Tak totalnie na szybko, kilka propozycji (nie jestem związany ze sklepem, to tylko przykładowe linki) oraz moje osobiste refleksje:

    1. Sailor 1911 Realo.

    https://www.twojepioro.pl/pioro-wieczne-sailor-1911-realo-czarne-gt-21k 

    Z plusów: bardzo dobra jakość, fajny system napełniania (piston), reprezentacyjny wygląd, dobra stalówka 21k złoto.

    Z minusów: bardzo zbliżony wizualnie do MB 146, piston nie każdemu pasuje (bo trzeba tankować z butelki, stalówka może początkowo dawać wrażenie "skrobania"/"szurania" po papierze (bo to Azjata).

    2. Cross Peerless

    https://www.twojepioro.pl/pioro-wieczne-cross-peerless-125-obsidian-black-18k

    Z plusów: ciekawy design, stalówka produkowana w kooperacji z Sailorem, generalnie uznana marka.

    Z minusów: dość ciężkie, nie pisało mi się dobrze ze skuwką założoną na korpus, stalówka zbliżona do Sailora, więc też nie każdemu podejdzie, własny standard nabojów.

    3. Diplomat Excellence A

    https://www.twojepioro.pl/pioro-wieczne-diplomat-excellence-a2-marrakesh-braun-gold

    Z plusów: BARDZO FAJNA stalówka (mimo, że stalowa), bezproblemowy system napełniania (naboje/konwerter - standard International, więc naboje wszechobecne), bardzo wygodnie leży w dłoni, o wiele poniżej budżetu.

    Z minusów: nudny nieco wygląd, jakość wykonania adekwatna do ceny (czyli poprawnie, ale bez szału), w tej cenie można mieć już złotą stalówkę.

    4. Lamy 2000

    https://www.twojepioro.pl/pioro-lamy-2000-czarne-makrolon--opakowanie

    Plusy: ŚWIETNY, ponadczasowy design, fantastyczna stalówka (złota), piston, BARDZO ciekawy materiał (Makrolon), niesamowicie wygodne w dłoni, niesamowicie precyzyjnie wykonanie (w nowym egzemplarzu pokrętło licuje się z korpusem tak, że niemal nie widać linii złączenia).

    Minusy: design jednak nieco kontrowersyjny (nie widać, że to pióro z takimi parametrami), stalówka ma tzw. "sweet spot", czyli należy ją trzymać w konkretny sposób, aby pisała gładko. 

    5. Lamy Dialog 3

    https://www.twojepioro.pl/pioro-wieczne-lamy-dialog-3-palladium-14k

    Plusy: ponownie ciekawy design (stalówka się wysuwa poprzez przekręcenie korpusu), złota stalówka (bardzo fajna, bez sweet spot), zdecydowanie zrobi wrażenie.

    Minusy: spory gabaryt i mało ergonomiczny kształt, mocno futurystyczny design.

    6. Pelikan M600/M800

    Różnią się gabarytem, wszędzie ich pełno, rozpiętość cenowa 1500-2000. Nie mogłem pominąć Pelikana, bo to wręcz archetyp pióra (obok Montblanc). Jest pierdyliard wersji kolorystycznych, więc co się Waćpanu podoba :)

    Plusy: klasyka, piston, złota stalówka, zakręcana skuwka, ponadczasowy design, wymienne stalówki (można sobie na luzaku wykręcić i zapodać inną z danego modelu Pelikana).

    Minusy: klasyka, piston, stalówki z tendencją do obfitego i szerokiego pisania (F pisze mokro, M to już flamaster jak dla mnie), okazjonalne problemy z kontrolą jakości, mimo wszystko dość kruche i delikatne (np. w porównaniu do czołgów od Lamy).

    I to tyle, tak na szybko ;) 

  11. @M1CHU_96 Ja bym zaryzykował stwierdzenie, że GvFC będzie stał oczko wyżej nad Duofoldem. Taka zasada obowiązuje w przypadku budżetowych Parkerów w konfrontacji z budżetowymi Faber-Castell, przynajmniej w moim mniemaniu i w odniesieniu do właściwości pisarskich. Żaden z budżetowych Parkerów, które miałem nie miał startu do F-C, bo...F-C po prostu piszą, bez grymaszenia. U Parkera to już nie jest takie oczywiste - w tańszych modelach zdarzają się problemy z przepływem, szlifem stalówki, ogólne QC issues. Takie coś w praktyce nie występuje w marce Faber-Castell i GvFC. Ich podstawowe, stalowe stalówki są po prostu genialne (ja mam sentyment w szczególności do maślanych M-ek). W moim przypadku lekkim rozczarowaniem okazał się model F-C Onodoro (pękła w nim sekcja bez wyraźnego powodu), ale inne modele (Ambition, Loom, E-motion) nie miały żadnych defektów.

    Nie chcę Cię jednak wprowadzić w błąd - nie miałem zbyt wielkiej styczności z Duofoldem, bo...nie przepadałem nigdy za Parkerem. Duofold to flagowiec, więc można chyba zakładać, że kontrola jakości jest tam o wiele bardziej wnikliwa niż w budżetowych IM czy innych wynalazkach.

  12. @M1CHU_96 Duofold Chevron to po prostu kilka stów droższa wersja od standardowego Duofolda. Dodatkowo, chyba korpus ma wykonany z mosiądzu, ale w ręku nie miałem, więc się nie będę przy tym upierał. Właściwości pisarskie - pewnie takie jak w każdym Duofoldzie, czyli spoko. W serii Chevron dopłacasz za wykończenie, nie za dodatkowe, bardziej wymyślną technologię. Ja osobiście wziąłbym podstawową wersję (czarny GT lub Big Red), bo mi się po prostu bardziej podoba.

    Analogiczna sytuacja ma miejsce w przypadku GvFC. Bardzo dobre pióro, ale dla mnie ciut za cienkie i ma metalową sekcję, która nie każdemu będzie pasowała. Estetycznie bardziej mi podchodzi wykończenie Macassar.

  13. 4 minuty temu, Caesar napisał:

    Jeśli chodzi o rodowanie to się obawiam tego w przypadku nałożenia rodu na żółte złoto. Po kilku latach może to bardzo nieestetycznie wyglądać. Dodatkowo często na korpus nakładają złote/rodowane wykończenie i po doświadczeniach z Watermanem boję się tego wytarcia. 

    Czym innym jest lakierowanie/pokrywanie korpusu chromem/farbą, a czymś zupełnie innym jest rodowanie stalówki. Weź pod uwagę, że stalówka ma na co dzień kontakt z atramentem i to praktycznie constans. Gdyby reagowała i obłaziła, to znaczyłoby to, że jest wadliwie wykonana. Jeśli chodzi o złote, rodowane stalówki to ja osobiście się nie spotkałem z takim fenomenem, jak utrata powłoki. Nie znam też nikogo, kto by takiego czegoś doświadczył, ale chyba wiem, skąd Ci się to wzięło. ;) 

    Schodzenie powłoki jest jak najbardziej możliwe w przypadku stalowych stalówek. Widziałem coś takiego w ultrabudżetowych modelach Pilota (78g) oraz Pelikana (seria M150/M200). W obu przypadkach, stalowa stalówka powleczona jest warstwą złota i z czasem wyciera się/eroduje. Podobnie dzieje się na pozłacanych klipsach/ringach na korpusie piór np. Pelikana. Wygląda to mało estetycznie z czasem.

    Jeśli chodzi o "urazy" dokonane przy pomocy skuwki zakładanej na korpus w trakcie pisania, to też mocno zależy od modelu i materiałów. Takie rzeczy zdarzają się notorycznie w przypadku metalowych piór z półki budżetowej (np. Waterman/Parker). Kiedy mamy metal trący o metal, to jakby naturalne zużycie. W przypadku piór wykonanych z plastiku/żywicy/akrylu/precious resin MB, powierzchniowe rysy również mogą występować. W szczególności widoczne to było w przypadku moich kilku Pelikanów - rysowały się jak złe. Na to na szczęście jest prosty sposób - drobne rysy da się spolerować bez większych trudności. Ja korzystałem kilkakrotnie z usług pendoctora w tym zakresie. Każdorazowo pióro po takim zabiegu wyglądało jak nowe. Jeśli chodzi o droższe pióra, np. Montblanc, to - może to moje subiektywne odczucie - ale trudniej je uszkodzić/porysować. Miałem kilka modeli i każdy zachowywał "nienaganny" wygląd przez bardzo długi okres. Obłażącą pozłotę zaobserwowałem punktowo tylko w modelach liczących sobie parę dekad i pochodzących z dość przypadkowych źródeł (w sensie, brak było "historii" poprzednich użytkowników).

  14. @Caesar:

    1. Japończyk (np. Platinum 3776) wyniesie Cię jakieś 700-800 zł w Polsce i to już z konwerterem. Przy Twoim budżecie, bez problemu kupisz MB 146, a dodatkowo "zastępczego" Platinum.

    2. W przypadku piór japońskich osobiście rekomendowałbym raczej stalówkę w rozmiarze co najmniej M. F będzie zdecydowanie za cienka, jeśli przesiadasz się z Watermana. Pióroteka w Warszawie ma pełen asortyment, z tego co się orientuję (tam kupowałem swoje, Montblanc też mają). Jeśli jesteś ze stolicy, to się po prostu tam przejedź i testuj na miejscu.

    3. Ilość karatów w stalówce nie ma większego znaczenia. Większość japońskich piór ma 14 (mój MB 146 też). Waterman, Parker robi 18k. W japońskim Sailorze występują 14 i 21k stalówki. Bardziej od liczby karatów liczy się (jak dla mnie) szlif stalówki. Pióra azjatyckie są, z natury rzeczy, dostosowane do pisania ich alfabetem (np. katakaną) i mają nieco inaczej ukształtowane ziarno, przez co mogą dawać poczucie drapania. Tak miał praktycznie każdy Sailor, którego próbowałem. Nieco lepiej w tym zakresie spisywały się 21k stalówki Sailora od tych 14k. Ale to mocno indywidualna sprawa. Jeśli chodzi o moje doświadczenia, to najprzyjemniej pisało mi się Platinum, potem Pilotem i dopiero na końcu Sailorem, choć wizualnie najbardziej podobały mi się te ostatnie (mocno wzorują się na MB).

    4. Z mojego doświadczenia wynika, że trzeba się mocno postarać, aby zedrzeć rodowanie. Zapewne jest to możliwe, ale ja osobiście nie spotkałem się z rodowaną stalówką, która by "oblazła".

    5. Każda współczesna stalówka (nie licząc specjalnych, typu "Stub", "Italic" albo "Music") posiada tzw. kulkę irydową (lub z innego stopu) na końcu. To od jej wielkości i szlifu zależy rozmiar i doznania w trakcie pisania. Końcówka irydowa zapewnia również poniekąd długowieczność pióra, ponieważ - w odróżnieniu od złota - ściera się bardzo powoli. Oczywiście, jest to możliwe (pióro z czasem "dostosowuje się" do sposobu pisania właściciela), ale to proce liczony raczej w latach i dekadach, a nie tygodniach czy miesiącach. W Watermanie też miałeś irydową końcówkę, to nic nadzwyczajnego :)

  15. Ojej, spory rozstrzał :) Ale postaram się parę swoich spostrzeżeń wrzucić. No to tak:

    - CdA Leman - nie miałem przyjemności, to się nie wypowiem;

    - Visconti - piękne, ciekawy system napełniania w high-endowych modelach, takich jak Homo Sapiens/Divina, ale...Włoch. Czyli, fajnie wyglądają, ale jakościowo może być bardzo różnie. Widziałem i korzystałem z egzemplarzy, które pisały i wyglądały świetnie, ale też przeszły mi przez ręce takie, które nijak pisać nie chciały. W Divina potrafiły się też zdarzać problemy z wykończeniem (odpadające elementy), albo lejące stalówki, albo wadliwy system napełniania. Taki trochę hit or miss. W tym przedziale cenowym - niedopuszczalne, moim zdaniem. Dodatkowo, zarówno Divina, jak i Homo Sapiens to pióra duże i ciężkie. Do podpisu - spoko, ale do dłuższego pisania, to już tak sobie.

    - Onoto - nie znam bliżej.

    - Platinum/Nakaya. Bardzo. Dobre. Pióra. Kropka. Po prostu nie ma się do czego przyczepić. Każde Platinum po prostu pisze. Bezproblemowo. Każdy, absolutnie każdy egzemplarz, jaki mi się przewinął przez ręce, pisał genialnie od wyjęcia z pudełka. Zero problemów. Nakaya to po prostu droższa, bardziej prestiżowa wersja Platinum. Piękna do tego. Złote stalki Platinum są genialne - ma się wrażenie, że piszesz ołówkiem po papierze. Podają dokładnie tyle atramentu ile trzeba. Do tego pióra Platinum posiadają opatentowany system "Slip and Seal", czyli pióro nie zasycha nawet do dwóch lat od napełnienia. Nie czekałem aż tyle, ale po 3-4 tygodniach nieużywania startowało od razu, czyli to nie jest chwyt marketingowy. Uwaga - dla nas, Europejczyków, optymalna będzie stalówka M. Wszystko poniżej jest po prostu diabelnie cienkie. Jedyny minus, jaki zauważyłem, to własny standard nabojów/konwerterów (mała dostępność poza specjalistycznymi sklepami/Allegro) oraz...no właśnie. Brak bardziej wyrafinowanego niż wspomniany system napełniania. Pióro z półki cenowej Nakaya zasługuje, moim zdaniem, na coś bardziej wysublimowanego niż naboje/konwerter.

    - Taccia - nie używałem, ale słyszałem same superlatywy, więc zakładam odważnie, że to półka jakościowa Platinum.

    - Pilot/Namiki. Bardzo zbliżony poziom do Platinum, również własny system nabojów/konwerterów (genialny CON-70), ale tutaj występuje również tłokowy system napełniania (Custom Heritage 92), a w niektórych modelach (823) również jeszcze ciekawszy. OGROMNY minus, to dziwna polityka cenowa (pióra w USA i Europie są 2-3 razy droższe od identycznych w Japonii), a także ograniczony wybór wykończenia dostępny w Europie. Ciekawsze (droższe) modele występują głównie w opcji przezroczystej (demonstrator). Moim zdaniem - mało elegancko wyglądają.

    - Aurora. Mam, niestety, podobne doświadczenia jak z Visconti, przerobione na własnej skórze. Pacjent: Aurora Optima (piękne, klasyczne, pióro ze złotą stalówką i tłokowym systemem napełniania). Pióro kupione nowe, w pełnej cenie. Gabaryt i waga idealne, wygląd - jak dla mnie najbardziej eleganckie pióro, jakie miałem w rękach. Problem polegał na tym, że...nie pisało. Po około pół strony zaczynały się takie cuda z przepływem, że przestawało pisać, przerywało itp. W problem włączył się oficjalny dystrybutor na Polskę. Wymieniał wszystkie dostępne na stanie sekcje stalówki i...każda miała ten sam defekt. Ruszeni Włosi, którzy...generalnie nie byli zainteresowani udzieleniem pomocy, bo akurat mieli okres wakacyjny (od maja do października) i co im zrobisz? Ostatecznie, piękne pióro wróciło do dystrybutora, a mi pozostał niesmak i uraza do marki.

    - Montblanc 146. Mam i sobie chwalę. W porównaniu do w zasadzie wszystkich wymienionych, zdecydowanie najszersze F, ale przyjemnie się tym pisze. Gabaryt idealny zarówno do podpisów, jak i codziennych notatek, czy też pisania w dzienniku. Pisze się tym mega wygodnie. Pióro jest ewidentnie reprezentacyjne, rozpoznawalne. Czuć jakość. Ustępuje (moim zdaniem) takiemu Platinum pod względem subiektywnej przyjemności z pisania i relacji jakość/cena, ale efekt "wow" jest. Oprócz 146 miałem jeszcze 149, ale to już zdecydowana przesada. Do podpisu, to może i się nada, ale do notatek (z uwagi na NAPRAWDĘ słuszny gabaryt), to już niekoniecznie...no, chyba, że masz łapy jak kowal, to wtedy owszem.

    Reasumując: Japońskie Pilot/Platinum/Nakaya/Namiki to najbardziej niezawodne pióra. Takie prawdziwe "woły robocze" (jak Toyota/Lexus - jak sam nie popsujesz, to będzie jeździło, do tego ma fajne patenty i ciekawie wygląda). Niemiecki Montblanc to klasa i prestiż w relatywnie rozsądnej (jak na high-end) cenie (taki Mercedes - może nudny i ciut dziadkowy, ale robi robotę i jest rozpoznawalny). Włoskie wynalazki to bardziej do oglądania, niż codziennej pracy (Alfa Romeo - świetnie wygląda na desce kreślarskiej, ale przy codziennej eksploatacji fajnie mieć znajomego laweciarza). To takie moje subiektywne odczucia :) 

  16. @ander67 Ja osobiście posiadam aktualnie trzy Lamy. Pierwsza to Lamy 2000 ze złotą, krytą stalówką F. Bardzo ją lubię. Jak na F jest dość obfita, ale w granicach tolerancji. Pisze trochę jak Twój Sonnet, może delikatnie cieńszą linią. Problem z Lamy 2000 jest taki, że - w odróżnieniu od innych piór - ma dość wąski tzw. "sweet spot", czyli punkt styczny pomiędzy stalówką a papierem (mówiąc najoględniej). Tym samy, zmusza do trzymania pióra w określony sposób, aby pisało bez drapania (lub w ogóle pisało). Jeśli ktoś ma wyraźną tendencję do przekręcania pióra względem kartki w trakcie pisania, Lamy 2000 nie będzie komfortowym wyborem. Nie bez znaczenia jest również cena - nowy egzemplarz kosztuje aktualnie ok. 700 zł. Brzmi drogo, ale w relacji do tego, co otrzymujemy (złota stalówka, wbudowany, tłokowy system napełniania, ciekawy materiał, z którego jest wykonana - Makrolon), to cena jest adekwatna do jakości.

    Drugą z moich "Lam" jest Lamy Studio. Kupiłem ją ze stalówką EF, ale bardzo szybko przesiadłem się na M, bo po prostu lepiej mi się nią pisze. Studio ma identyczną stalówkę, co CP-1, Safari, AL-Star, Vista i szereg innych w ofercie tej firmy. Przy M (której bliżej do Sonneta, niż Frontiera), żadnych "efektów specjalnych" w postaci drapania, szarpania, "trudnych" startów, czy przerywania nie zauważyłem (w 2000 również). Pióro po prostu pisze. Jeśli mówimy o codziennym, bezproblemowym, pancernym piórze w rozsądnym budżecie, które do tego nie wygląda na szkolne, to Studio odhacza wszystkie powyższe opcje. Moim zdaniem, oczywiście. Z minusów (a zauważyłem ich niewiele), to własny standard nabojów/konwerterów i ciężka, metalowa, chromowana sekcja stalówki (mi osobiście ciężar pasuje, ale przy spoconych dłoniach palce mogą się po niej ślizgać). 

    Trzecią Lamą jest...Vista. Tę posiadam ze stalówką F. Generalnie, jak dla mnie, najbardziej strawna wizualnie wersja "Trójcy" w postaci Vista/Safari/AL-Star, ale nadal nie jest to jakoś wybitnie elegancki instrument piśmienniczy. Typowe pióro szkolne, które dodatkowo ma trójkątną sekcję (teoretycznie zaprojektowaną do nauki właściwego chwytu). Aktualnie leży w szufladzie i najpewniej trafi na dniach na Targowisko, bo zwyczajnie jej nie używam.

    Totalnie odmienną alternatywą w ramach "pióra codziennego", które do tego będzie miało linię zbliżoną do Twojego Frontiera będzie...Parker 51 Core 2021. Tegoroczna reedycja legendy wśród piór. Model 51 jest odpowiedzialny za powstanie dziesiątek swoich chińskich klonów. Każdy urodzony w latach 70. i 80. miłośnik piór zetknął się z dziełami chińskiej (wtórnej) myśli technicznej, opartej na modelu 51 (wszystkie te Hero, Jinhao, Baoer itp. z krytą stalówką). Parker postanowił na powrót przywrócić ten model w ofercie i muszę przyznać, że miło mnie zaskoczył. W cenie około 300 zł dostajemy całkiem zgrabne piórko, nieźle wykonane, wyglądające jak klasyk, z przyzwoitą stalówką. Mnie ten model na tyle urzekł, że kilka miesięcy po nabyciu wersji "podstawowej", zainwestowałem w wersję "De Luxe" (to samo, tylko platerowane złotem i z "prawilną" złotą stalówką). Jako, że preferuję jednak złote stalki, to wersja "Core" zaległa w szufladzie i pewnie również trafi niebawem na Targowisko. Z plusów: reedycja legendy, przyzwoita stalówka, współczesny system napełniania (tłoczek/naboje w standardzie Parkera), całkiem nieźle wykonane. Z minusów: niezbyt potrzebna, moim zdaniem, zakręcana skuwka (w oryginale była po prostu zsuwana) oraz drobna nieszczelność skuwki skutkująca tym, że po paru dniach nieużywania, pióro ma drobny problem ze startem, ale serio, to drobiazg. Jeśli używam pióra codziennie, to problem nie występuje.

    Cóż, mam nadzieję, że pomogłem. Jeśli masz jakieś dodatkowe pytania - pisz PW. :) 

×
×
  • Utwórz nowe...