Skocz do zawartości

Dobry wieczór!


My-Szy

Polecane posty

Dołączyłem o forum z pewnym wahaniem. Co prawda piszę piórem od ponad czterdziestu lat, bo zacząłem w drugiej połowie pierwszej klasy podstawówki. Pióro wieczne cenę zarówno jako narzędzie pisarskie jak i przedmiot techniczny. Ale nie jestem w żadnym wypadku kolekcjonerem czy znawcą piór. Po prostu nimi piszę. Nie przywiązuję specjalnie wagi do prestiżu, nie interesują mnie drogie, ekskluzywne modele. Najwięcej stron zapisałem kilkoma chińskimi potomkami parkera 51 (albo może raczej 21) z systemem aerometrycznym.

Ostatnio dostałem w prezencie książkę Aleksandra Mikołajczaka "Design kleksa" i lektura skłoniła mnie po pierwsze do refleksji nad piórem wiecznym jako przedmiotem osadzonym w kulturze a po drugie do przejrzenia zakamarków biurka w poszukiwaniu zapomnianych piór. 

Poza tym mam wiele innych zainteresowań, między innymi zajmuję się fotografią (bardziej tradycyjną niż cyfrową), fizyką. Jestem fanem tradycyjnej korespondencji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skąd to wahanie?  Czyżbyś się obawiał, że "zakręcisz się"😉 jak wielu z nas i uszczuplisz czas na inne aktywności? Wtedy obawy uzasadnione😄😂.

20 minut temu, My-Szy napisał:

...Jestem fanem tradycyjnej korespondencji.

👏 to twoje pióra znajdą się w odpowiedniej dłoni. Witaj w klubie!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miło poznać kolejnego pasjonata. Wieczne pióra bez wątpienia mają wpływ na rozwój naszej cywilizacji i wiedzy o minionych pokoleniach. Pewnie zobaczymy też sporo fajnych zdjęć :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

2 godziny temu, My-Szy napisał:

....dostałem w prezencie książkę Aleksandra Mikołajczaka "Design kleksa" i lektura skłoniła mnie....

Przeczytałem wstęp do tej książki, łatwo znaleźć:

https://press.amu.edu.pl/pl/design-kleksa-spoleczna-historia-wiecznych-pior.html

... i coś zgrzytneło☹️, książka jest napisana wzorową akademicką polszczyzną, a Autor nie potrafił wybrać ładnego w ojczystej mowie tytułu🥴

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tytuł "Design kleksa" faktycznie nie jest najzgrabniejszy, a co więcej nie pasuje też najlepiej do treści książki. Jeżeli miał bym jeszcze marudzić, to uważam, że opracowanie graficzne nie jest najlepsze i trąci nieco latami 90. Chciało by się, żeby książka na taki temat jak pióra wieczne, szczególnie wydana w taki sposób (duży format, twarda oprawa) była wysmakowana wizualnie. Natomiast treść jest fascynująca. Nie jest to ani opowieść o historii wiecznego pióra ani przegląd marek i modeli. To zbiór erudycyjnych esejów inspirowanych wybranymi modelami piór wiecznych odnoszących się do epoki miejsca i konkretnych osób. Czasem jakichś wydarzeń historycznych, czasem osobistych doświadczeń autora. Nie jest to książka naukowa, pomimo wszystkich przypisów i  skrupulatnej bibliografii - jest to opowieść zdecydowanie subiektywna i autor jest widoczny na każdym kroku. Można się czasem z jego punktem widzenia nie zgadzać, ale mimo wszystko warto go poznać. Mnie się podobało (chociaż czasem mógł bym z autorem polemizować). Moim zdaniem to raczej książka do powolnego czytania po kawałku.

@Klerk Moje obawy są wręcz odwrotne. Trudno się "wkręcam". Piszę latami jednym piórem, rzadko widzę jakieś i muszę je mieć. Lubię czasem przejrzeć dostępne modele, żeby stwierdzić, że najbardziej pasuje mi to, które mam.

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 5.02.2024 o 19:06, My-Szy napisał:

Moim zdaniem to raczej książka do powolnego czytania po kawałku.

Dlatego przeczytałem ją na dwa kęsy. :) Fajna lektura. Autor rysuje pewien punkt widzenia, same pióra często personifikuje, prawie wyposaża w uczucia. Ciekawe podejście, które w pierwszej połowie książki kojarzyło mi się z "Traktatem o Manekinach" ze "Sklepów cynamonowych" B. Shultza. Zabrakło tylko rozważań na temat materii zamkniętej w niedoskonałej formie, która mści się na twórcy, jak to mamy w przypadku wielu dzisiejszych piór będących takim "wyrobem czekoladopodobnym". :) 

Dnia 4.02.2024 o 22:43, Klerk napisał:

... i coś zgrzytneło☹️, książka jest napisana wzorową akademicką polszczyzną, a Autor nie potrafił wybrać ładnego w ojczystej mowie tytułu🥴

Tytuł jest przekorny i tę przekorę widać też w treści, zarówno w wypowiedzi autora, jak i w pokrętnej historii piór i ich producentów.
Warto przeczytać. Miło spędzone kilka godzin.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
Dnia 4.02.2024 o 20:00, My-Szy napisał:

Ale nie jestem w żadnym wypadku kolekcjonerem czy znawcą piór. Po prostu nimi piszę.

A ja mam małego bzika na punkcie piór. Podobnie jak na punkcie muzyki poważnej🙂

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 18.02.2024 o 21:09, Krzychu napisał:

Podobnie jak na punkcie muzyki poważnej

Wielce przyjemny bzik @Krzychu 🙂  powiem więcej, jest tożsamy z moim, a co za tym idzie, nie jestem już osamotniony z rzeczonym bzikiem na tym forum 😀🎶

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz @Trevor, gdybym miał dużą chałupę (no i kasę!) to kolekcjonowałbym jeszcze fortepiany 🎹 Ot, taki Fazioli, Steinway, Bösendorfer (także design by Porsche) czy inne kosztowne drobiazgi 😉😁 (póki co zadowalam się pianinem Hofman). Ale szczerze mówiąc fascynuje mnie brzmienie fortepiano, dźwięk prawdziwych fortepianów a nie dzisiejszych "kombajnów".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, Krzychu napisał:

Wiesz @Trevor, gdybym miał dużą chałupę (no i kasę!) to kolekcjonowałbym jeszcze fortepiany 🎹 Ot, taki Fazioli, Steinway, Bösendorfer (także design by Porsche) czy inne kosztowne drobiazgi 😉😁 (póki co zadowalam się pianinem Hofman). Ale szczerze mówiąc fascynuje mnie brzmienie fortepiano, dźwięk prawdziwych fortepianów a nie dzisiejszych "kombajnów".

Nie jestem muzykiem, nie gram na żadnym instrumencie nawet amatorsko, to tak gwoli wyjaśnienia, natomiast wyżej wspomniany gatunek muzyki pochłaniam w dużych ilościach do dekad, starając się jednocześnie odkrywać nowe, wcześniej nie znane przeze mnie utwory i utworki, wsród których można często napotkać prawdziwe perełki...nie są to utwory należące do tzw. żelaznego repertuaru sal filharmonicznych.

Szalenie trudno jest mi oceniać jakość emitowanych dźwięków przez wspomniane przez Ciebie "kombajny" z tej prostej przyczyny, iż jak wcześniej wspomniałem, nie gram na żadnym, mogę jedynie polegać na opiniach osób takich jak Ty, czyli tych którzy z nich korzystali i znają ich specyfikę, możliwości, jakość brzmienia itd.

Jako bierny słuchacz, czyli konsument muzyki, mogę jedynie powiedzieć i potwierdzić tę oczywistą oczywistość, iż żadna, nawet najlepiej nagrana płyta CD, odtwarzana na kosmicznych sprzętach za kosmiczne pieniądze, nie jest w stanie zastąpić muzyki granej "na żywo", dlatego też jestem częstym gościem filharmonicznych sal, wszak tam właśnie grają wspaniali muzycy, często wybitni wirtuozi na prawdziwych instrumentach, a nie na kombajnach.

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 4.02.2024 o 20:00, My-Szy napisał:

Jestem fanem tradycyjnej korespondencji.

Nic nie zastąpi oryginalnych listów pisanych bez pośpiechu, i nie byle gdzie i bez zastanowienia. Pamiętam moje szukanie w sklepach ładnych papeterii.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Trevor napisał:

...starając się jednocześnie odkrywać nowe, wcześniej nie znane przeze mnie utwory i utworki, wsród których można często napotkać prawdziwe perełki...

...żadna, nawet najlepiej nagrana płyta CD, odtwarzana na kosmicznych sprzętach za kosmiczne pieniądze, nie jest w stanie zastąpić muzyki granej "na żywo"

Masz rację. Taka mało znana i rzadko słyszana muzyka potrafi cieszyć i zaskakiwać. A wtedy myślę dlaczego nie jest grana lub nagrywana więcej niż jeden raz?

Wg mnie płyty analogowe LP mają przewagę nad CD, wydaje mi się, że na LP muzyka, dźwięk mają większą głębię. Ale to i tak nic w porównaniu z żywym koncertem. Tam nie tylko słyszysz, ale i widzisz. No i muzyka nie płynie z głośników - jest wokół.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć. Poruszyliście bliski mojemu "sercu" temat muzyki i wszystkiemu co niej dotyczy. Temat który wymaga osobnego forum, tylko wiadomo jak to jest na forum tematycznym gdzie jest wielu fanatyków, znawców czy wręcz maniaków. Luźna wymiana poglądów czasami daje więcej wartościowych informacji niż uczestnictwo na portalach dedykowanych danej dziedzinie.

Muzyka klasyczna zaskakuje, nie tylko na żywo choć  i w tej materii mogą przytrafić się wpadki. Piszecie o wyższości koncertów na żywo, wszystko jest kapitalne gdy mamy do czynienie z poważnym przedsięwzięciem. Nie ma to jak koncert zorganizowany w "stodole" bez żadnej akustyki, tu nawet najlepsze instrumenty i najlepsi muzycy nic nie zdziałają. Oczywiście pisze bardziej żartobliwie, tu nawiązanie do stwierdzeń że nic nie odda tej atmosfery, żaden sprzęt audio itd.

Tu rozwinę temat bo to pierwszy mój "konik" sprzęt audio i muzyka. Żaden sprzęt nie odda tego co usłyszymy na koncercie, co najwyżej zbliży się do tego poziomu, jest to główny cel u wszystkich, poważnych producentów sprzętu audio, by jak najwierniej odtwarzał ten dźwięk. Wiadomo tylko najdroższy sprzęt jest w stanie "ocierać się" o to co usłyszymy na żywo. Ale sam sprzęt to połowa sukcesu. Druga połowa to adaptacja pomieszczenia w którym chcemy uzyskać ten możliwie najbliższy ideałowi dźwięk. Analogiczna sytuacja z salami koncertowymi. Tu wkraczamy w akustykę wnętrz i temat dotyczący słyszenia tej muzyki. Trzeba to poznać, zrozumieć.

Żeby nie przedłużać. Człowiek słyszy całym ciałem nie tylko uszami. Nasze ciała działają jak mikrofon, skóra, organy wewnętrzne, układ kostny na to wszystko oddziaływają fale akustyczne. Nasz słuch ma ograniczone możliwości które z wiekiem jeszcze bardziej tracą swoje właściwości ale mimo tych ułomności jesteśmy w stanie „usłyszeć” dźwięki które nie powinniśmy usłyszeć z biologicznego punktu widzenia.  Nasz mózg przetwarza i dodaje co trzeba odbierając informacje z pozostałych części ciała na które oddziaływują fale akustyczne. Słyszymy całym ciałem.

Kolejna kwestia to co słyszymy, na co jesteśmy wyczuleni. Dźwięki dzielimy na parzyste i nieparzyste harmoniczne, my jesteśmy wyczuleni na parzyste, są to naturalne dźwięki, nasz słuch pisząc wprost je uwielbia, jest łasy tylko na nie. Nieparzyste to głownie sztuczne dźwięki, np. szum miasta, odgłosy narzędzi, maszyn etc.  To temat który dotyczy sprzętu audio, porównania między analogiem a cyfrowymi źródłami, porównania między wzmacniaczami. Wzmacniacze tranzystorowe generują większą ilość nieparzystych harmonicznych, są sprawniejsze, mocniejsze itd. ale kosztem bardziej sterylnego, sztucznego dźwięku. Wzmacniacze lampowe generują więcej parzystych harmonicznych, technicznie są mniej sprawne, słabe ale wydają się głośniejsze od swoich tranzystorowych odpowiedników. To samo mamy w źródłach typu CD, pliki a analogiem w postaci winylu czy taśm(ogólnie). Sprzęt analogowy wnosi więcej zniekształceń, jest technicznie „ubogi” ale to właśnie te zniekształcenia są bardziej bliskie tego co chcemy usłyszeć. Te zniekształcenia to głównie parzyste harmoniczne które tak chcemy słyszeć. Dlatego płyty winylowe wydają się nam bardziej naturalne od technicznie doskonałych CD/DVD czy plików.  

Na koniec ciekawostka. Najtrudniejszym instrumentem do odwzorowania przez sprzęt audio jest fortepian.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja mam taką swoją teorię, że winyle fajniej brzmią nie z powodu jakichś niebywałych właściwości zapisu, pasma przenoszenia, zniekształceń itd. Jakość zapisu płyty winylowej jest może nie idealna, ale przyzwoita. Szczerze mówiąc zadziwiająco przyzwoita jak na taki w sumie prymitywny nośnik. Co nie przeszkodziło zresztą zrobieniu zawrotnej kariery bez porównania gorszym kasetom magnetofonowym.
Moim zdaniem różnica polega na innej technice realizacji nagrań i postprodukcji. Kiedyś muzycy musieli się spotkać w studio nagraniowym o dobrej akustyce, nagranie realizowało się na magnetofonie cztero- czy sześcio ścieżkowym. Musieli zagrać utwór w całości, jak na koncercie. Jak coś nie wyszło, to poprawiali calość. W postprodukcji można było co najwyżej skorygować trochę głośność poszczególnych instrumentów czy sekcji, może czasem coś tam minimalnie odfiltrować i tyle. A teraz zbiera się każdy instrument osobnym mikrofonem, jak coś źle zabrzmi to waltornia dogrywa takty od 26 do 31 i zlepia się z tego jakiegoś frankensteina. Bywa, że każdy muzyk gra swoją partie osobno na innym kontynencie. Potem postprodukcja to miksuje, czyści, lepi. Tylko cała energia robienia wspólnie muzyki gdzieś ginie.

 

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie cały myk polega na tym że dla nas nie trzeba tych cudów a temat winylów nie kończy się na samym nośniku. Niestety tu też dotarły nowinki i cudowanie, same płyty ewoluują raz w dobrą innym razem w złą stronę. Większość płyt na rynku to kopie cyfrowe, te najgorsze to dosłownie mp3. Za dobre płyty trzeba słono płacić. Płyta winylowa jest odtwarzana mechanicznie, wiadomo jak, sama nie zagra, potrzebny jest do tego sprzęt, już sam odczyt płyt definiuje jakość tego co usłyszymy. "Gra" wszystko, można wydać na płytę setki zł i usłyszymy co najwyżej kolejną czarną z "adapteru". Realizatorzy mogą tworzyć cuda które nie usłyszymy na byle czym. Wracając do parametrów technicznych, mamy pliki hi-res, mnóstwo formatów, hiper parametry wszystkiego i co z tego? Większość i tak nie posiada sprzętu który jest w stanie to przetworzyć, nie wszyscy są audiofilami na których stać by kupować sprzęty o wartości samochodów. Ponadto mając już taki sprzęt po czasie będziemy mieli dosyć tych cudownych, niesamowitych parametrów. Tak zrealizowane utwory są tak sterylne, wręcz sztuczne że po zachwycie dotyczącym tych parametrów przyjdzie czas że ma się już tego dosyć. Muzyka zaczyna męczyć, nie ma w niej nic tylko zlepek wygórowanych parametrów sonicznych. To trudne do wytłumaczenia gdy ktoś nie miał okazji z tym obcować. Człowiek po zachłyśnięciu się tym cudownym, sterylnym dźwiękiem chce po jakimś czasie wrócić do staroci, marnej jakości. Płyty winylowe lawirują między tymi dwoma światami, jedni próbują wycisnąć z nich ile się da robią z nich te hybrydy analogowo-cyfrowe, drudzy wykorzystują format by wcisnąć byle co, mp3 wytłoczona na winylu.

Z płyty winylowej otrzymujemy to co napisałem wcześniej, odpowiada za to mechaniczny odczyt, stan fizyczny płyt, reszta toru audio. Parametry techniczne płyt to jeden punkcik, czy zostaną w pełni przekazane przez wkładkę-igłę, przedwzmacniacz RIAA i resztę toru audio to kolejna wyliczanka, każdy z tych elementów coś doda, coś odejmie. Dążeniem do doskonałości byłoby wyeliminowanie każdej zmiany wnoszonej przez sam odczyt i resztę toru audio. Tu obowiązuje reguła najsłabszego ogniwa, marna jakość płyty, marny efekt końcowy, marna jakość nawet jednego elementu toru audio - ten sam efekt.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...