Jestem pióroholikiem.
Kiedyś nauczycielka w podstawówce zmusiła wszystkich do pisania piórem. Oj jak tego nie znosiłem! I kupić pióro za komuny to nie w kij dmuchał.
Potem nauczycielka w liceum zmusiła wszystkich do pisania piórem. Oj jak tego nie znosiłem! Kupić było łatwiej, ale jak trzeba to trzeba.
Po latach znalazłem swoje pióro z podstawówki. Paręnaście lat przeleżało, typowy chiński PRLowy drapak. Wyczyszczony, przepłukany. Pisze rewelacyjnie. Teraz zauważyłem, że od pisania stalówka wytarła się pod kątem i tylko ja nim umiem pisać.
Teraz, niczym nieuleczalny alkoholik zbieram pióra. Nawet te najpośledniejsze, za $1 z darmową wysyłką na ebayu. Ostatnio trafiłem na takie, nawet marki nie ma a pisze lepiej niż najpiekniejsze Watermany, po prostu suuuunie po papierze.
Mam Parkera IM jako wół roboczy, mam jakiegoś Sheaffera do codziennego bazgrania, mam cieniutko piszącego Hero 369 i Parkera Vectora z kreską chyba 1.5mm, Jadą do mnie nowe Jinhao 750 (bo jeszcze nie mam) i Jinhao 250 (bo... bo coś tam), na biurku cały kubełek różnych mniej lub bardziej udanych pisadeł wszelkich kategorii wagowych i cenowych.
Ostatnio przyłapałem się że oglądam różowe szkolne pióro Hello Kitty w markecie. Prawie jak żul widząc denaturat ;-)
Staram się ograniczać, ale... kurde od dwóch dni nie piłem tzn nie kupiłem sobie nowego.
A żona pyta się co chcę na urodziny. Help :-)