Skocz do zawartości

Oj, Tikky... To może Pentel lub Kuru Toga?


Polecane posty

Cześć,

Dziś chciałam się z Wami podzielić moimi przemyśleniami odnośnie Rotringa Tikky. Jest to często polecany model z uwagi na jego jakość i cenę. Kocham wszystko, co pisze, a miałam już dość badziewnego automatu, który wala się po domu już 10 rok i postanowiłam spróbować z tym wynalazkiem.

Cena nie jest zawrotna, więc od razu zdecydowałam się kupić dwa, coby w ogóle opłacało się zamawiać wysyłkowo i tak stałam się posiadaczką wersji 0.5 i 0.35. Planowałam ich używać szczególnie do wypełniania kserówek na zajęcia, szkicowania i robienia rzutów, rysunków perspektywicznych oraz zwykłego bazgrolenia.

Na pierwszy rzut oka byłam bardzo zadowolona, jakość przyzwoita (jak na cenę 11,01zł i 11,02zł), część do trzymania dość wygodna, gumowa - ale nie ogumowana tym dziwnym, tandetnym czymś, które po pozostawieniu w cieple się rozpuszcza i normalnie klei do paluchów. Wszystko na plus. Radość z nowego artykułu piśmienniczego, wielki plus.

Na dzień dzisiejszy używam Tikky'ego przez pół roku, ekstaza zbieracza opadła i muszę powiedzieć, że nie spełnia on moich oczekiwań, które miałam po przeczytaniu wielu bardzo pozytywnych opinii (a przynajmniej nie w pełni).

Jasne, robi co ma robić - mazia grafitem, nie przeciąża ręki, nie rozpadnie się po wrzuceniu luzem do torby. Ale co mnie osobiście drażni:

- klips jest dla mnie za długi, umiejscowiony za nisko. Pisząc na okropnych kserówkach, gdzie jest mało miejsca, nawet 0.5 robi się miejscami za gruby (szczególnie, kiedy po kilku zdaniach grafit się ściera w ten charakterystyczny sposób) i pismo jest nieczytelne, więc muszę często obracać moje narzędzie. Kiedy klips opiera się bezpośrednio na mojej dłoni pisanie jest po prostu niewygodne. Mam małą (chyba), dziewczęcą (raczej) rękę i chyba tylko dziecięca rączka mogłaby obracać ten cud 360 stopni bez zaczepiania o klips. Może gdybym miała większe łapsko i inna, dalsza część tego klipsa leżałaby na mojej dłoni nie byłoby to tak uciążliwe.

- element "wypluwający wkłady" jest za daleko od "dziury wyjściowej". Wkład ma ok. 6, 7 cm, ja często tracę ok. 2cm, mniej więcej taka jest odległość od tych dwóch części. Wypluwak wypuszcza resztkę wkładu i popycha ją następnym, całym. Niestety konstrukcja jest dość niedopracowana, bo często w tym momencie dochodzi do zapchania dziurki. W tej odkręcanej części, która jest ostatnią drogą, jaką grafit musi przebyć przed spotkaniem z papierem, jest gumowa mini uszczeleczka, ma może ze 2mm długości. Czasami w niej zablokują się nachodzące/przepychające się grafity i lipa. (O ile 0.5 można przepchać igłą, to 0.35 już nie, w tym wypadku proponuję przedmuchiwanie strzykawką, ciśnienie powinno udrożnić kanalik. Nie zawsze jest to super łatwe, deliktuaśne rączki mogą boleć od walenia w tłok, jeśli zabierzecie się do tego tak radykalnie, jak ja :)) Zauważyłam, że kanał jest szerszy niż w tych najtańszych ołówkach, bo dzięki uszczelce, która trzyma grafit w ryzach, po prostu może - niemal uniemożliwia to wykorzystanie grafitu do końca, co ja osobiście lubię. W tańszych zamiennikach mogłam nawet ogryzek wsadzić w kanalik wyjściowy i się tam trzymał, tutaj to nie przejdzie, będzie wypadać. W piórach podoba mi się to, że mogę wykorzystać każdą kroplę atramentu, jest to bardzo ekonomiczne. Kupiłam 12 szt. grafitu rotringa za 4zł, jeśli z każdej pałeczki stracę 2 cm, to 12*2= 24, podzielić na 6, bo tyle mniej więcej wychodzi długość grafitu = 4, prawdopodobnie tyle całych laseczek się zmarnuje. Jest to niewygodne, nigdy nie wiem, czy nie osiągam właśnie tej magicznej granicy długości, która zaraz wypluje mi grafit na kartkę... Zawsze trzeba mieć zapas.

- w zasadzie można tą niewygodę zaliczyć do punktu wyżej, ale więcej krótszych punktów czyta się lepiej :) Kiedy zjedziemy wkład, a zostało go niewiele (ale jeszcze nie na tyle, żeby wypadał), to w zasadzie nie ma możliwości obrócenia go tak, żeby pisać ostrą stroną. Grafit co prawda nie wypada, ale kręci się i nawet pisząc pod kątem 90 stopni ucieka tak, że mamy do dyspozycji szeroką, startą część, która jest bardzo nieprecyzyjna.

- gumka jest mikroskopijna i droga w wymianie. Staram się zawsze mieć jakąś w kawałku pod ręką, ale czasem się zapomni, a piszę dość dużo, więc ta osadzona znika szybciutko. Mogłaby być dłuższa i wykręcana, jak w Papermate Clearpoint.

 

Przed zakupem rozważałam też Pentela P200, choć przyznam się bez bicia, że dizajn, który kojarzył mi się trochę tandetnie, jednak mnie od niego odciągnął. Oraz cena, kosztuje prawie 4 razy tyle, co nasz kolorowy kolega z tego posta. Nie byłam też pewna, czy nowsza wersja - Orenz, która ma niby super technologię zapobiegającą łamaniu, znacznie się różni od poprzednika. Kosztuje mniej, nie łamie wkładu... Podejrzewałam gorszą jakość wykonania, ale nie miałam jak, ani gdzie sprawdzić organoleptycznie. Teraz wracam do tych rozważeń, więc jeśli chcielibyście się podzielić doświadczeniami z tymi potworkami, to czekam z niecierpliwością ;) Wzięła mnie też chętka na Uni Kuru Toge, rozwiązuje problem ściętego grafitu i wygląda solidnie, choć może być dla mnie ciut za ciężkawe, no i polubiłam ostatnio cieniutką linię (nie mogę się rozstać z Platinum Preppy...), więc chciałam upolować jeszcze jakieś 0.35. Choć może dzięki temu, że wkład się nie ściera 0.5 wyglądałoby jak 0.35 z takiego Tikky? Wie ktoś może, miał do czynienia?

Może po zapoznaniu się z moimi zażaleniami zaproponujecie mi jeszcze inny model? Jestem ciekawa!

 

... Obiecałam sobie, że nie kupię w najbliższym czasie pióra, bo odkładam na TWSBI, więc muszę jakoś obejść te swoje postanowienia...redface

Edytowano przez Angela4b
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uzywajac kilku automatycznych olowkow i mogac je porownac (Faber-Castell, Pentel, paru Staedtler i paru no-name), chyba najlepiej oceniam Staedler Mars micro (sa wersje o roznej grubosci grafitow). Mialby wiele zalet, ktorych mozesz oczekiwac: wklady 0,3 mm, ktore niezbyt latwo sie lamia (w przeciwienstwie do umieszczonych w Faber-Castell), sredniej wielkosci klips, calkiem spora wymienna gumka. Minus, to brak w gumce "igielki" do przepychania (Faber-Castell ja ma).

Mialby wiec Mars micro plusy dodatnie, jak i ujemne - ale jak przypuszczam, olowek idealnie idealny moze nie istniec...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 years later...

Używam Rotringa Tikky od kilku lat. Nieźle się sprawuje. Czytałem, że rozważasz zakup Uni Kuru-Toga. Postaram się krótko zrecenzować to cacko. 
Wszystko fajnie. Mechanizm rewolwerowy działał bez zarzutu. Sprawiało to, że dzięki ciągłemu obracaniu się grafitu, był on równomiernie zużywany. Nie łamał się.  Każda kreska wykonana tym ołówkiem miała taką samą grubość. I co z tego? Plastikowa obudowa rozpadła się. Nie pamiętam, by ten ołówek kiedykolwiek upadł mi na podłogę. Na dzień dzisiejszy jestem mocno wkurzony na firmę Uni, bo wytwarza naprawdę świetne przybory piśmiennicze, ale tym razem ktoś próbował zaoszczędzić kosztem jakości. Sama idea obrotowego wkładu grafitowego również bardzo mi odpowiada. Może kiedyś się z nimi "przeproszę" i zakupię nowe Kuru-Toga, lecz będzie to zdecydowanie metalowa wersja.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...