Pióro złożyłem, zalałem bezproblemowym niebieskim Watermanem i przystąpiłem do pisania. Na początku szło średnio. Przy ruchach na boki stalówka nie chciała podawać atramentu. Potraktowałem ją polerką do paznokci (trzeba się będzie wkrótce na micromesh wykosztować, bo chyba się rozkręcam...) i jest dużo lepiej. Po kilku zapisanych stronach uznałem, że wprawdzie wolno i z pewnym dociskiem, ale da się już nią pisać. "Na boki" atrament jest podawany coraz hojniej i wkrótce to może być zupełnie przyjemne pióro. Na pewno za jakiś czas podzielę się wrażeniami. Póki co mogę powiedzieć tylko tyle, że pisze lepiej, niż zakładałem. Stalówka jest bardzo miękka. Nie pisze idealnie gładko, ale też nie drapie. Jest to, jak się przed chwilą dowiedziałem, feedback. Co do izopropanolu, to ostrzegam, że jest to bardzo ryzykowna metoda. Przed umyciem opisywanego sowieta, na próbę zanurzyłem w nim plastikowy element z resztek jakiegoś innego pióra. Wyjąłem, odczekałem, nic się nie stało, to przystąpiłem do mycia. Ale następnego dnia na owym elemencie pojawiła się sieć pęknięć. Na szczęście w wyczyszczonym piórze nic takiego się nie stało, a tłok mimo pracy i wynikających z niej naprężeń nie popękał. Ale trzeba uważać, bo niektóre plastiki nie lubią się z izopropanolem. Na koniec załączam zdjęcia. Fotograf ze mnie nie będzie, ale mam nadzieję, że Wasze oczy to wytrzymają.