W Autografie sprzedają trzy osoby: starszy pan, starsza pani i młoda pani. Uprzejma jest ta ostatnia. Bogatsi doświadczeniem życiowym państwo są moim zdaniem bardzo opryskliwi. Czasem tam zaglądałem, aż do wizyty w pewne letnie popołudnie. Chciałem kupić atrament w buteleczce co to kosztować miał nie więcej niż 20-30 zł. Nie dość, że usłyszałem w sposób arogancki rzucone "nie ma", to jeszcze doleciało mnie "i nie będzie" wypowiedziane przez starszą wiekiem sprzedawczyni takim tonem, że moja noga tam więcej nie postanie. Never, ever, forever no.
Był podobny sklep w Warszawie. Ton ten sam, obsługa podobna. Bella się nazywał i już nie istnieje, bo padł.