Witam,
właściwie nie jestem żadną miłośniczką piór i szczerze to kompletnie się na nich nie znam - po prostu lubię nimi pisać. W moim "arsenale" posiadam trzy pióra, w tym jedno nowe, jedno stare prawie niepiszące i jedno jeszcze niezidentyfikowane, znalezione dzisiaj. Poza tym lubię pisać zwykłymi piórami obsadka+stalówka. Nie zajmuję się kaligrafią, zwyczajnie przyjemność sprawia mi pisanie nimi i porównywanie stalówek.
Najbardziej cenię sobie praktyczność, co wcale nie oznacza, że nie jestem gotowa wydać kupy pieniędzy na ładne pióro tylko dlatego, że jest ładne, nawet jeśli zupełnie mi niepotrzebne.
To by było na tyle, teraz nieciekawa ciekawostka z mojego życia dotycząca piór:
Nie wiem, czy to powszechna praktyka, ale w mojej podstawówce pierwszoklasiści mieli obowiązek pisania zwykłym piórem z maczana stalówką (do dziś pamiętam tę czerwona obsadkę, niestety, gdzieś zaginęła - z całego zestawu ostała się jeno jedna jedyna stalówka). Chociaż wycieczki do łazienki w celu czyszczenia stalówek bywały męczące, lubiłam ten sposób pisania. Tego samego nie można było powiedzieć o siedzącym za mną leworęcznym koledze, lecz cóż poradzić. Kiedy wychowawczyni podchodziła aby potwierdzić, że pismo jest już wystarczająco wyrobione, że 'level cleared' - wtedy można było przejść na pióro wieczne. Tutaj podobnie - dopiero gdy pismo osiągnęło odpowiedni 'level', uzyskiwało się oficjalne pozwolenie na pisanie długopisem. Każdy chciał osiągnąć ten ostatni 'level'. Najzabawniejsze (z perspektywy czasu) reakcje brały się z tego, że - rzecz jasna - każdy czyścił poziomy w swoim tempie. Tak więc "stalówkowcy" spoglądali z zazdrością na kolegów "piórowiecznistów" i z niemym zachwytem na weteranów "długopisowców"; "piórowieczniści" patrzyli z góry na "stalówkowców" i z zazdrością na "długopisowców". Ci ostatni patrzyli z góry na wszystkich.
To oczywiście lekko przerysowana wizja całej sytuacji, ale do dziś pamiętam tę panikę i desperację w oczach niektórych osób w klasie, kiedy większość już dostała glejt na używanie pióra wiecznego, a oni ciągle musieli się męczyć z kałamarzem. Dyktanda urastały do rangi wyzwań surwiwalowych.
Tak oto w wieku siedmiu lat na własnej skórze odczułam, co to społeczeństwo klasowe.
Ja zostałam zarówno przy zwykłym piórze, jak i piórze wiecznym o wiele dłużej, niż tego ode mnie wymagano; w końcu jednak skapitulowałam na rzecz wszechobecnych długopisów.
Po latach wróciłam do dobrej, sprawdzonej klasyki. Trochę dlatego, że zatęskniłam, a trochę przez mój charakter pisma, który podczas studiów ostatecznie zszedł na psy.
Dołączam tu, bo czemu nie? A może się przy okazji dowiem czegoś o piórach? Fajnie by było.
Pozdrowienia dla wszystkich