Skocz do zawartości

bombelek

Użytkownicy
  • Ilość treści

    53
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez bombelek

  1. Kupiłam Diamine Apple glory, Amber, Autumn oak, Deep magenta i Dark brown. Jak na razie jestem rozczarowana. Suche jak pieprz. Tylko Lama sobie poradziła,  Pilot i Hero trzeba dociskać, żeby było coś widać, przerywają i drapią. Amber niby pomarańczowy pod Pilotem jest blado żółty, Autumn oak bladopomarańczowy. Deep magenta i dark brown są w miarę ładne. Apple glory jest znośny.

    A tak liczyłam na ekstra pismo:(

  2. W pracy piszę tym co mi wpadnie w ręce (i czego mi nie zakoszą), czyli tanimi jednorazówkami. Czasem wkład się wbija do środka, albo "wciskacz" wyprztykuje, wtedy rzut do kosza. Nigdy nie zwracam na nie uwagi, ale niedawno zauważyłam, że nieźle się pisze długopisami Calypso. Takie metalowe z ringami. Nie zalewają, nie wysychają i części nie strzelają pod sufit. W domu mam mnóstwo różnych pisadeł, ale piszę tylko piórami. Długopisy piszą zbyt grubo i nie sprawdziły się dziubdzianiu małych chińskich znaczków.

  3. Długopisem piszę w pracy, bo szybciej, łatwiej i wygodniej do krótkich notatek na kilka słów. Nie trzeba go zamykać i można rzucić byle gdzie. Mimo to nie lubię długopisów, trzeba mocno naciskać i ręka mnie boli, poza tym pamiętam z podstawówki wieczne problemy z  brakiem wkładów i ruskie wkłady przycinane do długopisu "na wcisk", miały kiepski spływ i drapały. Dlatego cały ogólniak pisałam już piórem i do tej pory prywatnie piszę tylko piórami.

  4. Nie znam dokładnie wszystkich modeli, niektóre kupiłam na ślepo, kojarzę tylko z grubsza czas produkcji.

    Zakraplaczowe z 1915 r- drapie, ale pisze. Niestety nie flex:(

    Nie znam marki, Wygląda jak Mabie Todd, ale ma taką "harcerską" lilijkę na klipsie.

    Orthos z lat 30-tych-niby uszkodzony, ale wciąż pisze.

    Hero 329- może być

    Hero 616- też może być. Jakoś lubię te chińczyki.

    Jakiś Sheaffer z lat 50-tych- całkiem fajny, lubię nim pisać.

    Duke 209- porażka i zepsuty.

    Pilot 78g- jest ok, ale spodziewałam się większego komfortu pisania. Nie umywa się do Lamy.

    Lamy Safari-debeściak, polecam każdemu. Jak na razie najlepsze pióro wszechczasów.

    I ostatni nabytek, prezent gwiazdkowy od firmy, to Faber-Castell Black Leather- też debeściak i też polecam.

    W drodze jest Parallel do zabawy z kaligrafią. Kolekcja się powiększa.

  5. Moje pierwsze pióro, jakiś chińczyk,pamiętam, kupiony w Zamościu gdzieś w 94 roku rozpadło się po 4 latach intensywnej eksploatacji. Obudowa połamała się na kawałki. Szkoda, było udane i je lubiłam, przeszło ze mną cały ogólniak.

    Następne, w spadku po tacie, też jakiś no name rozpadło się jeszcze szybciej. Też się połamało. Trzeba im przyznać, ze oba pisały porządnie do końca.

     

    Trzecie, którego też mi bardzo szkoda to Orthos z lat 30-tych. Ładne, marmurkowo-zielone, fajnie pisało. W środku ma gumkę, która była ściskana przez blaszkę. Blaszka się złamała, gumka zaczęła się skręcać i wszystko szlag trafił:(

     

    Trzecie, to Duke 209, z pozłacaną stalówką. Moja największa piórowa porażka. Od początku nie chciało pisać, zasychało po minucie niepisania, a następnego dnia trzeba było je płukać, żeby ruszyło. Po tygodniu nie było śladu atramentu w tłoczku. Do dzisiaj zachodzę w głowę jakim cudem nawet barwnik wyparowywał? W końcu spadło mi na ziemię i ze stalówki zrobił się widelec.

    Nie żałuję i nie będę próbować go naprawiać. Zraziłam się.

  6. Mam dwóch ulubieńców:

    Lamy Safari-proste, do codziennego użytku, lekkie, niezawodne i płynie po papierze. Największy komfort pisania ze wszystkich piór jakie widziałam.

    Faber-Castell Black Leather-ostatni nabytek. Rewelacyjne, eleganckie, bardzo wygodnie się pisze, cieniutko, nie wysycha. Rewelacja

     

    Największym rozczarowaniem był Duke 209 z pozłacaną stalówką. Nigdy więcej.

×
×
  • Utwórz nowe...