Skocz do zawartości

KrzysztofJ

Użytkownicy
  • Ilość treści

    5
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Profile Information

  • Płeć
    Not Telling

Ostatnio na profilu byli

235 wyświetleń profilu

KrzysztofJ's Achievements

XXF

XXF (1/6)

  1. No cóż - zakochuję się łatwo. Ale życie przynosi rozczarowania - to fakt. Dzisiaj mam swoją małą kolekcyjkę piór, pochodzącą z tych miłości. Tak się zdarzyło, że nie muszę się ich wyzbywać. Więc nawet przebrzmiałe miłości mogą ze mną czuć się bezpiecznie. Snake Raden do takich przebrzmiałych miłości należy. Jest czymś wyjątkowym (numero uno), ale ma swoje ograniczenia. To jednak tylko Danitrio. Zawsze przeszkadzała mi stalówka, która nie zasługuje na ochy. Pióro nie ma także tej finezji wykonania, jaką mają moje ulubione ostatnio Omasy i Aurory. Ale coś jednak w sobie ma...
  2. Cena jest zawsze sprawą dyskusyjną. Daj esię piórko kupić po super cenie - jeżeli się człowiekowi nie spieszy. Jakość także jest sprawą dyskusyjną. Zwłaszcza w obecnych czasach. Firmy znane przez naszych dziadków, jako topowe, dzisiaj robią badziewie (np. taka jedna wielka firma na M, co robi takie 149). W mojej opinii pióra japońskie na przestrzeni dziejów trzymały stałą, przyzwoitą jakość.
  3. No to mam dzisiaj pytanko do młodych miłośników piór: Co mają ze soba wspólnego te piórka? A może teraz będzie jaśniej
  4. Pozwólcie, że przypomnę moją recenzję (kwiecień 2009 rok) jednego z mniejszych (jest maciupki, jak na takiego chłopa, jak ja) ogierów z mojej stajni. Jestem człowiekiem o ugruntowanych przekonaniach i guście. Przynajmniej tak mi się wydawało... Nie przekonują mnie pióra metalowe. Przynajmniej tak mi się wydawało... Pewnego dnia zobaczyłem takiego małego pocketa zrobionego przez Pilota. Wymyślono go już na początku lat 70-tych i nazwano MYU 701. Ja zobaczyłem jego limitowanego następcę - M90. No i... musiałem go mieć. Dlaczego akurat jego, a nie jego protoplastę? Gdzieś wyczytałem, że w latach 70-tych Japończycy wprowadzali oszczędności (razem z całym światem), co odbiło się także na wykonaniu ich piór. Ryzykować nie zamierzałem - wezmę tego nowego. Przyjechał do mnie jakiś czas temu. Otworzyłem trochę inne, niż zazwyczaj spotykane u Pilota, pudełko. I zobaczyłem to cacko. Wrażenie wizualne niesamowite. Piękna konstrukcja wykonana ze stali chirurgicznej. Solidne wykonanie całości. I ten niesamowity, niebieski kamyczek na końcu obsadki. Uff.. Otwieram obsadkę... Odjazd. Niesamowite wrażenie - stalówka, będąca elementem korpusu. Coś wspaniałego. Do tego od wewnętrznej strony stalówki całość pięknie wyprofilowana. Ciekawy jest również mechanizm "zatrzaskiwania" obsadki na korpusie. Korpus ma pierścień, na którego obwodzie wbudowane zostały trzy sprężynujące elementy. To one "wklikują się" w wewnętrzną powierzchnię obsadki. Klips, z racji zgrubienia w górnej części, wyglądał na oporny. W rzeczywistości sprężynuje "w sam raz". Nawet do kieszonki marynarki z grubego materiału daje się bez problemu założyć. Dzień pierwszy Tragedia !!! Stalówka ma grubość F. Do tego to Japońskie F, czyli cieniutkie. Wgrałem do środka szary atrament Iroshizuku Fuyu- syogu (specjalnie czekałem z jego inauguracją na to pióro). Zaczynam pisać... Piszę jeszcze... I jeszcze... Porażka. Pióro pisze tak cienko, że linia jest beznadziejnie blada. Naciskam mocniej - stalówka twarda, jak gwoździsko. Chyba się rozstanę z tym tygrysim pazurem Dzień trzeci Nie mogę się jednak rozstać z tym srebrnym cackiem. Wymieniam atrament na czarnego Pilota. Biorę pióro do pracy. Albo ja się poddam, albo tygrys. W pracy sporo podpisywania i notatek. Maltretuję zwierzaka, jak tylko mogę. I tak przez tydzień... I dał się ujarzmić. Pisze teraz płynnie i gładko. Poprawił się też w grubości linii. Pisze dokładnie tak, jak chciałem, żeby pisał - cienką linią, ale nie nazbyt cienką. Atrament nie zasycha w nim nawet na chwilę. Mam tylko nadzieję, że stalówka nie rozczłapie się jeszcze bardziej. Na razie nic na to nie wskazuje. Opinia ostateczna Polubiliśmy się i już nie warczymy na siebie. Wygląda na to, że będzie to przyjaźń na całe życie. Idzie lato i ciepłe dni. To maleństwo (zamknięte - 11,7 cm) idealnie mieści się w kieszonce koszuli. Po otwarciu zaś robi się z niego kawał pióra (z nasadką - 13,9 cm). Stal chirurgiczna na sercu P.S. Ma jedyną wadę - potfornie sie palcuje. Ale czego nie znosi się u miłości swego życia (ja jednak z natury jestem wielogamistą)
  5. Pozwólcie, że przypomnę moją recenzję (kwiecień 2010 rok) jednego z wiekszych ogierów z mojej stajni. W zasadzie pióro można sklasyfikować, jako DANITRIO Densho "Snake" raden W 2004 roku niejaki Kevin Cheng, zwany również przez niektórych "winedoc", postanowił założyć firmę Internet Pens. Dla upamiętnienia tego wydarzenia postanowił wypuścić limitowaną serię piór. Komu zlecił ich wykonanie? Trochę dziwne, ale padło na firmę Danitrio. W owym czasie firma Danitrio nie była zbyt znana – dlaczego więc jej pióra? Trudno chyba dzisiaj odpowiedzieć na to pytanie, choć jasne jest, że Kevin znał Bernarda Lyn'a. I to chyba jest najwłaściwsza odpowiedź. I tak to właśnie powstało 30 sztuk piór Danitrio Snake Raden. Namierzałem to pióro chyba od połowy 2009 roku. Przez zupełny przypadek zobaczyłem kiedyś zdjęcie jednego z piór tej edycji... Jak się wśród nas "pióroszy" często zdarza (przekonałem się o tym na swoim organiźmie niezbyt dawno temu, choć latek już mam przeszło pół wieczyska) – miłość od pierwszego wejrzenia. Po prostu muszę mieć gadzinę i już. Poszukiwania trwały jakiś czas. Wreszcie namierzyłem numer 9/30. Sprzeda? Nawet chce sprzedać. Cena – do widzenia. Nawet nadgodziny przez następny rok mi nic nie dadzą. Kilka miesięcy spokoju – nie ma i nie będzie – kasiora potrzebna jest na sprawy ważniejsze dla życia mego i mojej rodziny. Ale korci i świdruje. Wreszcie już nie umiem – zaczynam szukać. Wreszcie doszukałem, że pióro wprawdzie powstało w Danitrio, ale wymyślił je Kevin. Dawaj do Kevina. Pojechał na LA Pen Show... Chyba się pohlastam. Te kilka dni czekania na jego odpowiedź to męka. Wreszcie jest wiadomość. Pisze mi, że ma swoje pióro z "tamtych lat" i spokojnie mi je sprzeda. Pióro ma numerek 1/30. Padłem, jak kawka. Żona cuciła mnie przez kwadrans. NUMERO UNO !!! I cena dla mnie znośna !!! Jeszcze tylko wymiana maili, dotyczących grubości stalówki – Kevin jest otwarty na moje sugestie. A ja – wiadomo – tylko F-ka lub niżej. Ostatecznie dogaduję F-kę (nie jestem takim fanem flexów, jak rka, a cieńsze stalówki Danitrio to fleksy właśnie). Na drugi dzień pióro już jest w drodze. Męka oczekiwania – co dwie godziny zaglądam na "USPS tracking service". Pióro mknie, jak strzała do swojego nowego pana. Mija nawet przepastne czeluście naszego urzędu celnego. Wreszcie przyszło we wtorek po Wielkiej Nocy. Zajączek się spóźnił o jeden dzień. Ale wybaczyłem mu. Co mi tam, mam Węża... Odpakowuję klasyczne opakowanie Danitrio – kartonowe pudło, potem piankowy woreczek, wreszcie drewniana kasetka. Nawet na nią nie zerkam. Prawie rozrywam wieko. No i jest... Pióro bazuje na ebonitowym korpusie wielkości Densho (zainteresowani wiedzą, o czym mówię). Ma więc wielkość zbliżoną do MB 149. W korpus zostały "wkomponowane" kawałki masy perłowej, tworząc oryginalny wzór węża. Wizerunek węża "przechodzi" z korpusu na skuwkę, dając przy "zakręconym" piórze wspaniały efekt całego gada skręconego wokół pióra. Prawdopodobnie druga część nazwy pióra – raden - (Snake Raden) wzięła się właśnie od japońskiej sztuki dekorowania podłoża kawałkami macicy perłowej. Zgodnie z informacją przekazaną mi przez Kevina, powierzchnia ebonitu została jedynie wypolerowana – nie zastosowano tak lubianego przez Danitrio (i przeze mnie) lakieru Urushi. Mimo, że nie gustuję w tzw. "raw ebonite", tym razem jestem ustrzelony. Pióro jest moje i tylko moje. Wybaczam mu nawet to, że ma stalówkę wykonaną przez Bock'a. Nie gustuję w stalówkach tej niemieckiej firmy. Uważam, że Danitrio robi błąd, korzystając z jej usług. Trzeba było dogadać się z Platinum i byłbym bezapelacyjnym fanem Danitrio. A tak to częściej spoglądam w stronę Nakaya (tylko chwilowo nie mam kasy – pozostają więc jedynie oczka). No ale dosyć dygresji – przejdźmy do opisu pióra. Pióro jest ciepłe w dotyku i nawet dosyć ciężkie. Czasami spotykam się z opiniami, że ebonit jest lekki. Fakt. Taki Danitrio Cumlaude, z którym miałem ostatnio do czynienia (wersja ebonitowa właśnie, pokryta czarnym lakierem Urushi) jest bardzo lekki. Tylko ścianki pióra (skuwki i korpusu) są cieniutkie. W nowym nabytku ebonitu jest sporo. Ciężar jednak jest idealny dla chłopa o wadze prawie 90 kilo. Wielkość też taka, jaką lubię. Odkręca się dosyć długo – dwa obroty. Dla mnie to zaleta. Nie wiem, jak Wam, ale mnie takie Sheaffery notorycznie odkręcają się w kieszeni marynarki. Istny pogrom marynarek. Stalówka o wspaniałym wzorze. Niektórzy mówią, że to piorun kulisty. Chyba coś w tym jest. Mogłaby być trochę większa. Lubię długie i wysmukłe (stalówki). Choć może chodziło o to, aby pióro robiło wrażenie pękatego. Jak toto pisze? Pisze całkiem fajnie. Stalówka grubości europejskiej F-ki (Danitrio nie przyjęło japońskich "odchudzonych" grubości – amerykanie są za głupi, żeby im wytłumaczyć, że japońskie jest cieńsze). Charakterystyka – masło. Ostatnio wprawdzie wolę lekkie drapanie Aurory, czy przedwojennego (mowa o II wojnie światowej moi młodzi przyjaciele) Omasa, ale masło też podobno zdrowe (ostatnio tak twierdzą naukowcy odcinający się od producentów margaryny). No więc masło. I pisze od pierwszego dotyku. Stalówka twarda, bo taką wybrałem. No to pane Havranku co je w tym piórze złego? Ano coś być musi, bo tu przecie nie raj. No i jest coś takiego – naboje, albo konwerter. Masakra. Takiego drugiego pióra nie mam. Może więc to będzie zaczątkiem nowej tradycji? Chyba nie będzie. Chodzą sprawdzone słuchy, że Densho daje się przerobić na "eye dropper". I tak też się stanie. O czym zapomniałem? O tym, że mój apetyt na Zen chyba został zaspokojony (no, może jeszcze ta Nakaya cigar portable). Zaspokoiłem go skutecznie wspaniałym nabytkiem. Proszę nie odbierać pewnych moich zastrzeżeń, jako przejawów niezadowolenia lub wątpliwości. Od początku kocham to nowe piórko i tak już chyba zostanie. Nie będzie wprawdzie jedynym moim piórem, ale na pewno jednym z bardziej ulubionych.
  6. Dawno mnie tu nie było - jakieś kilka latek nawet. Wiadomo - robota, robota i robota. Do tego zmiana krajobrazu i te rzeczy. A tu sie okazuje, że Wy też się przeprowadziliście. No ale "ja naszoł". Mam nadzieję, że czas pomoże na zaglądanie tutaj. Zwłaszcza, że moja kolekcyjka piór jest fajniutka. Ci co mnie pamiętają wiedzą, że lubię Sailory. Ale okazuje się, że także Nakayę, włoskie Delty, Omasy i Aurory. Nie gardzę także Shefferami. Strasznie lubię też zapomniane Vervy (Cross). No ale może kiedy indziej... Witajcie
×
×
  • Utwórz nowe...