Dwa Vectory.
Pierwszy, fioletowy, jak najbardziej plastikowy, jest ze mną od 1995 roku - prezent od rodziców.
Skuwka pękła po paru miesiącach Ale prymitywnie owinęłam ją taśmą bezbarwną, którą co jakiś czas wymieniam.
Nie miał ze mną lekko - noszony w metalowym piórniku, razem z plecakiem wrzucany do autobusu, na wakacjach - bywał w kieszeni i pod namiotem, w upałach i mrozach. Naboje miewał firm różnych, no-name także, a nieraz były one napełniane [strzykawką] atramentami najtańszymi, jakie były dostępne - ot, budżet dzieciaka z podstawówki.
Cały czas pisze fantastycznie! Zawsze niezawodny.
Nawet jeśli wrzucę go do szuflady na 2 miesiące, to potem po dociśnięciu naboju pisze bezproblemowo. Nie plami palców, nie zasycha, nie skrobie, startuje od razu - żadnych niespodzianek.
Zazwyczaj ma fioletowy atrament Pelikana, choć bywało różnie - m.in. pisał na brązowo i na różowo
Do tej pory jest to moje ulubione pióro do codziennego pisania - pisze się nim lekko i szybko.
I drugi Vector.
Przywieziony z Paryża w 1998, biały, ma nadruk z Małym Księciem.
Przez wiele lat był równie niezawodny, a traktowany był już nieco lepiej [w końcu liceum ] - piórnik miał skórzany i już raczej nie rzucałam torbą. Eksperymentowałam na nim z atramentami błękitnymi, niebieskimi, granatowymi - by skończyć na blue-black Parkera.
I to za jego sprawą tu trafiłam - po paru miesiącach w szufladzie zasechł zupełnie.
Odmaczałam go przez noc, trochę pomogło, ale dalej skrobie, a co jakiś czas trzeba mu docisnąć nabój.
No i nie wiem, co z nim dalej.
Sam się rozpisze?
Można użyć do pióra jakichś detergentów?