Skocz do zawartości

Co Ci się przytrafiło?


Polecane posty

Witam,

Proponuję wrzucać tutaj Wasze, zabawne lub też mniej zabawne historie, które Was spotkały przy używaniu piór lub z nimi ogólnie związanymi :)

Nie mam na myśli tego jak to się stało że zaczęliście nimi pisać.

 

 

Zacznę może jako pierwszy...

         Otóż pięknego Majowego dnia, gdy słońce już świeciło za oknem, grupa studentów siedziała na wykładzie. Jak to zwykle bywa, została puszczona w obieg lista obecności, a ja jako świeżo upieczony posiadacz kolejnego pióra, postanowiłem je oczywiście przetestować na liście, zwłaszcza że tak pięknie by się wyróżniał mój czarny atrament spośród tych wszystkich niebieskich długopisów... Nie minęła chwila, gdy lista dotarła w moje ręce i dumnie zacząłem się podpisywać, tu radość szybko minęła gdyż nim się spostrzegłem na liście już spoczywała wielka plama atramentu właśnie z mojego pióra... Efekt był jeszcze ciekawszy, ponieważ delikatnie wytarłem atrament, niestety było już za późno a moi następcy niczego nie robili sobie z mojej prośby o uwagę na atrament, który mógł być jeszcze mokry... jak się okazało był, i lista po przejściu przez kolejne 40 osób, nie była już lśniącą białą kartką z podpisami. Prowadzący na szczęście okazał się wyrozumiały, bowiem sam jest wielkim fanem piór i zdarzyło się że opowiedział mi kilka historii jego piór, ale bez dokuczliwych komentarzy się nie obeszło (bardzo ceni sobie dobry żart, co i nam nie przeszkadza). Koniec końców zamierzony efekt osiągnąłem... wyróżniłem się spośród grupy.

 

Czekam na Wasze opowieści, niebawem także wrzucę kilka innych.

 

P.S. Mam nadzieję że trafiłem na właściwy dział, jeśli nie to proszę o przeniesienie ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja historia (historyjka może nie jest aż taka spektakularna, ale opowiem. To była średnia szkoła, "Samochodówka", technikum, lekcja mechaniki technicznej. No wiecie... Belki, punkty podparcia, momenty skręcające i takie tam. Ja byłem... To znaczy starałem się być, jak najlepszy, ponieważ ten przedmiot mnie interesował. Niestety, Mechanika, to była pierwsza lekcja i notorycznie się na nią spóźniałem. Mój "Psor" początkowo był wyrozumiały, ale gdy to się zaczęło "ciągnąć", stracił w końcu cierpliwość. Poprosił mnie (podczas którejś tam kolejnej lekcji, na którą się spóźniłem) z zeszytem, bo chciał mnie jakoś ukarać. Najprościej było znaleźć jakiś problem, właśnie w zeszycie. (...) Uśmiechnął się szyderczo, uniósł w górę swoje czerwone... Pióro, i znieruchomiał. - Grzegorz!, Ty piszesz piórem? Jakim?

 

Okazało się, że Psor był wielkim miłośnikiem piór. Zrezygnował z ukarania mnie, przedstawił mnie klasie, jako swojego najlepszego ucznia, a mój zeszyt... Kazał wszystkim obejrzeć, jako "wzór idealnie prowadzonego zeszytu". Oczywiście już nigdy się nie czepiał, że się spóźniałem. Zanim jeszcze otworzyłem paszczę, w celu wytłumaczenia, i tak dalej... Rzucał krótkie - Dobra, siadaj.

 

A tak przy okazji, to było chińskie, czarne Hero 616...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do mnie do pracy przyszedł facet, który wiedział, że jestem piórowym wariatem a i sam był zbieraczem ale z innej branży. Rękę trzymał pod marynarką, by nikt nie widział co niesie. Wszedł, zobaczył, że jestem sam. Więc wyciąga z pod marynarki łapę a w niej kilka gęsich piór. I tak nieśmiało mówi

- Sąsiad hoduje gęsi to poprosiłem go o parę piór dla Pana. No i przyniósł tylko tyle. W dodatku trochę brudne. Bo to taki pijak jest.

 

Facet naprawdę mnie tym wzruszył i pióra przyjąłem z radością. Do tej pory są to jedyne gęsie pióra w mojej kolekcji. Stoją honorowo w mosiężnym stojaku. Jedno zaciąłem do prostego pisania. Nawet jeździło do Warszawy na moją konferencję o tajnikach pisma  :)

 

Z ptasich piór mam jeszcze łabędzie. To z kolei od córeczki mojego przyjaciela. Zdobyła je specjalnie dla mnie  :D

 

Piór wiecznych mam setki. Maczanych dziesiątki. Ale dla mnie najcenniejsze są te ptasie, o których tu napisałem. Są naprawdę z serca.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak przystało na człowieka nowoczesnego non stop chodzę z nosem w komórce (wiem, karygodne). I bardzo często czytam posty z forum w ten sposób. Jakiś czas temu weszłam do jednej sieciowych perfumerii, zaczytana w jednym z tematów. Podchodzi do mnie Pani z obsługi sklepu:

- Czy mogę w czymś pomóc?

- Tak. Atrament do rzęs poproszę.... - mówię lekko nieprzytomna, bo wyrwana z kontekstu i recenzji visvamitry ;)

... 

 

Kurtyna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na studiach przyjaciółka zgubiła swojego Parkera (Rialto matte blue, jeśli się nie mylę). Widząc smutek, oddałem jej swojego, identycznego, mówiąc że 'pożyczam'. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, co stało się z piórem, ale w zeszłym roku, moja słodka przyjaciółka oznajmiła znów ze smutkiem, że po 14 latach zgubiła 'moje' pióro. Teraz szukam dla niej kolejnego pióra na pożyczenie :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To były moje pierwsze zajęcia z filozofii, na jakie chodziłam, zanim zdecydowałam się na studia filozoficzne. Temat: Heidegger. Pani dr wytłumaczyła barwnie i charyzmatycznie, dlaczego według Heideggera bycie świata odsłania nam się dopiero, kiedy rzeczy stawiają nam opór i przestają spełniać swoją funkcję, np. pióro przestaje pisać. Wtedy mamy się ponoć dowiedzieć, że świat jest nieporęczny, nieprzykrojony dla człowieka "rzuconego w świat" i w takich chwilach możemy odczuwać trwogę, przeczuwając "prawdę o pierwotnym rzuceniu". 

Przychodzi do egzaminu - pytanie z Heideggera. Bardzo jestem przejęta, piszę moim ukochanym utraconym AL.Co (będę o nim wspominać wszędzie, aż nie znajdę drugiego takiego, umieram z tęsknoty!). Robię to tak zawzięcie, z całym repertuarem ruchów, że wkrótce kończę upaprana atramentem (tak, majstrowałam przy hebelku), a tymczasem pióro odmawia posłuszeństwa. Wiercę się zdesperowana, ubrudzona i poszukująca innego narzędzia do pisania. Cały ambaras nie uchodzi uwadze egzaminującej. 

"Proszę pani, co się stało?" - pyta dość surowo i wiem, że muszę wybrnąć. I mówię pierwsze, co mogło mi przyjść do głowy, pokazując jej ręce czarne od atramentu: "doznałam prześwitu prawdy o pierwotnym rzuceniu i wrogości świata, więc chwilowo jestem w trwodze, ale proszę się mną nie zajmować, Heidegger mówi, że człowiek prędko tę prawdę od siebie odsuwa". Pani doktor powstrzymała śmiech, skończyło się piątką w indeksie :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie na razie to on wygląda na jednego z tych facetów, którzy "maczali palce" w świadomym planowaniu żywotności produktów. Kto wie, czy jakaś firma go nie zatrudniła specjalnie po to, by swoimi teoriami nie osłodził nam faktu, że produkowane przez nią buble nigdy nie działają jak należy, zwłaszcza, gdy są najbardziej potrzebne... ;)  Poza tym należał do NSDAP, i donosił na swoich kolegów naukowców, do Gestapo, z którym nadzwyczaj aktywnie współpracował. Krótko mówiąc, była to szuja i kanalia, a jego "filozofia" to bełkot. Ciekaw jestem, czy nauczając studentów o tym śmieciu, wspomina się o jego zasługach dla gestapo i dla nazizmu w ogóle :hmm1:

Edytowano przez Kleks
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie znam tego Heideggera, ale zaciakawiła mnie jego teoria. Muszę pogooglować.

Warto po niego sięgnąć, jeśli lubi się powolne, precyzyjne wnikanie w tekst. Język Heideggera jest bardzo męczący, dla cierpliwych, ale warto, odwdzięcza się, choć czasem można szału dostać, gdy się go rozszyfrowuje i tłumaczy na normalną zrozumiałą mowę;) On miał taką wizję, że sprzeniewierzyliśmy się znaczeniom słów i one nas zwodzą na manowce, dlatego konstruuje taki system znaczeń, że trzeba sobie przyswoić jego prywatny słownik. Pojawiają się kwiatki typu "bycie bycia prześwituje w nicowaniu" i choćby głową o mur walić... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie na razie to on wygląda na jednego z tych facetów, którzy "maczali palce" w świadomym planowaniu żywotności produktów. Kto wie, czy jakaś firma go nie zatrudniła specjalnie po to, by swoimi teoriami nie osłodził nam faktu, że produkowane przez nią buble nigdy nie działają jak należy, zwłaszcza, gdy są najbardziej potrzebne... ;)  Poza tym należał do NSDAP, i donosił na swoich kolegów naukowców, do Gestapo, z którym nadzwyczaj aktywnie współpracował. Krótko mówiąc, była to szuja i kanalia, a jego "filozofia" to bełkot. Ciekaw jestem, czy nauczając studentów o tym śmieciu, wspomina się o jego zasługach dla gestapo i dla nazizmu w ogóle :hmm1:

To też prawda. Często profesorowie nam przypominają, że wielkie umysły bywają bardzo małymi ludźmi. Heidegger był potężnym umysłem, lecz także życiowym tchórzem i oportunistą. Przy lekturze "Listu o humanizmie" prowadzący zajęcia wprost przyznał, że Heidegger, napotykając go, prawdopodobnie uznałby, że jest jakimś pod-pseudo-myślicielem, bo Słowianin filozofem być nie może. To indywidualny wybór, czy oddzielimy dzieło od twórcy, czy uznamy, że jego życie tak nas odrzuca etycznie, że pogardzimy jego pracą. On nie jest jedynym. Schopenhauer rozpisujący się o miłości do drugiego człowieka prywatnie był dusigroszem i nękał staruszki mieszkające w jego kamienicach. Nietzsche głoszący ludzką potęgę był lękliwy, skryty i nieprzystosowany do wymagań codziennego życia. Jeden tylko chyba Kant słynął jako żywy przykład stosowania imperatywu kategorycznego i drażniło go bardzo, gdy się ktoś do "uniwersalnych prawd moralnych" nie stosował. No, ale chyba już zrobiłam offtop, przepraszam, o filozofii mogę bez końca;) 

Edytowano przez NocWalpurgii
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajne z tym piórem :) Było :)

Ja bym powiedział, że to raczej jedno z praw Murphy'ego :)

Co do życia filozofów - czy musimy oczekiwać, zeby żyli zgodnie z tym, co głoszą? Niekoniecznie :) Nie każdy musi być Diogenesem ;)

Z drugiej strony, jeżeli stu filozofów, mówi o jednej istocie, kazdy co innego, to komu przyznać rację? A jeżeli wzajemnie sobie zaprzeczają?

Z filozofii, to do mnie trafiał prof. Tischner, z Jego powiedzeniem o trzech prawdach :) To była akurat ta pierwsza :)

Edytowano przez Wąsaty
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No dobrze, pociągnę jeszcze ten temat, bo mnie kusi. Mimo to mam nadzieję, że więcej historii się pojawi! :) Rozumiem trochę, o co ten żal do filozofów, którzy się sprzeniewierzają własnym słowom. Dla wielu filozofowanie jest ścieżką poszukiwania odpowiedzi i sensu, wytycznych, wsparcia, szczególnie jeśli zawodzą lub nie przekonują ich treści przekazane przez inne źródła wiedzy. W filozofii więcej jest pytań niż odpowiedzi, jednak nie przypadkiem obok metafizyki i estetyki trzecim potężnym jej filarem jest etyka. Gdy "pytamy" filozofa o wskazówki dobrego życia i pojmowania rzeczywistości, a następnie dowiadujemy się, z jaką hipokryzją traktuje on własne przesłanie, można się srogo rozczarować, jeśli zapytujemy o to szczerze. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja historia związana z piórem jest stosunkowo nudna i całkiem beznamiętna. Pewnego razu wszedłem w posiadanie pięknego pióra Sheaffer Balance 874. Było jadowicie zielone i bezkompromisowe. Kiedy padał deszcz, wesoło podskakiwało na biurku, wyginając do mnie w uśmiechu swój klips. Po jakimś czasie jego skuwka pękła - tuż przy mocowaniu uśmiechniętego klipsa. Oddałem je czym prędzej do kolegi Alveryn'a do naprawy - skleił porządnie. Pióro znów radośnie podskakiwało. Wpatrywaliśmy się w siebie bezustannie do czasu, kiedy nad naszą znajomością zawisły czarne gradowe chmury w postaci sprzątaczki, która to w amoku i kompletnym nieopamiętaniu - prawdopodobnie przez przypadek skuwkę do kosza wyrzuciła! Teraz mam pióro, lecz bez uśmiechu. Sam korpus goły na noc przykrywać muszę chusteczką, bo zimno mu w sekcję jest przeokropnie.

 

Oto pióro. Na zdjęciu, jeszcze ze skuwką:

 

9dbef4fa0fc7022d.jpg

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Historyjka co prawda nie moja, ale z pierwszych ust.

 

Kolega, z tych serdecznych zresztą, więc pewnie mi wybaczy niedyskrecję - w wieku słusznych lat bodaj 40 postanowił nauczyć swoje autko latać, ale mu nie wyszło: już podczas pierwszej pętli wszystko zakończyło się twardym lądowaniem na dachu. Wyczołgał się z wraku, wygrażającego niebiosom sztywnymi kołami, pomógł wygramolić się żonie. Wkrótce pojawiła się Policja i Ratownictwo Medyczne. Ratownicy podeszli do kolegi, spacerującego na sztywnych nogach wokół doczesnych szczątków stalowego rumaka - zresztą sami spróbujcie sobie wyobrazić wychudzonego brodacza z opuszczoną głową i wzrokiem tępo wbitym w chwastowisko gęsto usłane fragmentami różnych mechanizmów.

 

- Spokojnie, proszę pana, jest pan już bezpieczny. To szok, zaprowadzimy pana do żony.

- A nie, nie, ja po prostu muszę odszukać moje wieczne pióro. Wiedzą panowie, tata mi je dał na piętnaste urodziny.

 

Niestety, pióra nie odnalazł.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...