Skocz do zawartości

Co piszemy, czyli wymysły literackie


rarar

Polecane posty

Czy ktoś z was sam pisuję krótkie (lub długie) opowiadania, anekdoty etc.?

Ja czasami coś tam napiszę, przeważnie po niemiecku bo niestety mój polski mi przeważnie nie wystarcza do opisania tego, co opisać bym chciał.

Jeżeli ktoś jest zaciekawiony, mogę jedną lub dwie opowiastki tutaj pokozać, ale nie oczekujcie zbyt wiele ;)

Innych oczewiśćie też zachęcam do chwalania się swoimi wymysłami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zainspirowana, samym założeniem tego tematu postanowiłam coś napisać, będzie to wiersz. Pewnie mi nie wyszedł, ale liczę na wszelkie opinie ;)

 

W tą Sylwestrową Noc

jak co roku butelka szampana

i zabawa do rana!

Ty ogarniesz rozsypaną

w głębi duszy fakt,

iż przybędzie Ci znowu

kilka kolejnych lat.

Czy to będą lata chude

czy tłuste a może

raczej smutne albo

wielką radością, lecz

gorzkim żalem goryczy przepełnioną?

Nie ocenisz ich od tak, 

musi minąć kilka lat.

W kręgu znajomych

i przyjaciół bądz

nieznajomych zza wczasu 

składamy sobie życzenia:

REALIZUJMY MARZENIA !

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szcześliwego Nowego Roku, Papri ;) Sympatyczne!

Ja tam się za wiersze nie biore, chyba, ze jakies kabaretowe, to chetnie ;) u mnie dominuje proza. Najwiecej felietonow i opowiadań, w których z kolei dominują fantastyczne/science-fiction. Chociaż... Teraz na warsztacie mam czasy Napoleona, więc jak widać czepiam się wszystkiego :D

Bardzo dużo tego jest, ale wszystko bardzo amatorskie. Takie hobby :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo fajnie napisany ten wiersz, papri :), z takim miłym, pozytwnym akcentem, jakby nie polskie :D

To i ja się odważę - ale tak jak mówiłem, za dobrze to nie piszę,

'Proszę pana, to nie jest miejsce do picia alkoholu! Przecież tu dzieci chodzą i żyją!' - 'Panie, jak pan mi tu tak będzie gitarę zawracał, to jak ja panu kiedyś w ten paskudny nochal przygrzmocę, to aż się panu najświętsza matka boska zaświetni!' Starszy pan Włodzimierz pokiwał głową i odszedł. Wiedział, iż ten pijak jest w stanie dokonać wszystkiego, by móc wypić swoją flaszkę, a narażać siebie nie chciał.

'Dzień dobry' - 'Bry'. Stachu, ww. alkoholik bezrobotny, nie rozpoznał tego głosu. Brzmiał on miło i młodo, a więc podniósł ociężałął głowę, i spojrzał. Widział długie nogi, lewdo zakryte, oraz proste, nieprawdopodobnie długie włosz koloru brąz.

'A niech pani się odwróci!' Jak Stachu kazał, tak pani czyniła. Ujrzał młodą, proporcjonalną twarz, z dużymi, zielonymi oczmi.

'Słucham pana?' - 'A nic, nie, tak tylko.' Pani obróciła sie na obcasie i weszła stanowczym krokiem do bloku nr. 7 ul. Partyzantów. 'Ach, to by było coś.' - 'Co sąsiedzie, spodobała sie panu wnuczka pana Włodka?' - 'A idź pan do cholery, co wy wszyscy ode mnie chcecię!'

Stachu przyłożł gwint butelki do ust, łyknął duży łyk, i zasnął.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Papri, całkiem zgrabny tekst. Troszeczkę zahacza formą jakby o wiersze Guillaume’a Apollinaire. Kiedyś dawno temu myślałem nawet całkiem poważnie o poezji. Obecnie na nowo odkrywam łacinę i ogólnie mówiąc korzenie kultury i cywilizacji europejskiej. Swoją drogą to taka symbolika jest odzwierciedlona w piórze Visconti Homo Sapiens. :)

 

To mnie jakoś ostatnio bardzo inspiruje:

Domine Dominus noster, quam admirabile est nomen tuum in universa terra? Quoniam elevata est magnificentia tua super caelos.

Ex ore infantium et lactentium perfecisti laudem propter inimicos tuos, ut destruas inimicum, et ultorem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powiem ci Bosa, że bym chętnie twoje Sci-Fi przeczytał :)

 

:)

Kiedyś może wrzucę, jak przepiszę na komputer.

 

 

Pamiętam, że w Liceum pisałem wiersze a na studiach próbowałem prozę, ale nie szło.

 

Prozy dzisiaj nikt nie chce. Jest dużo na rynku prozopisarzy, a na wszystkich konkursach prozowych koszą jak na żniwach. Co za to z poezją? O, tu jest gorzej. Szymborska nie żyje, Różewicz nie żyje a następcy gdzie? Ni mo. Choć w sumie poezja chyba w dzisiejszych czasach cieszy się mniejszym uznaniem niż proza... Bosy filozofie... Kładź się lepiej spać, nie rozważaj nad sensem życia kwadrans po trzeciej w nocy... :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prozy nikt nie chce? Bosa, skąd te wieści? Kto to jest ten nikt? Ciekawych książek co roku ukazuje się multum. Czy to arcydzieła? Nie podejmę się oceny, ale na pewno jest co czytać. Kiedy na konkursach nie kosili? Na czym opierasz tezę, że jest kiepsko z poezją? Na tym, że nikt nikogo nie ogłosił następcą Szymborskiej? No ja Cię proszę... Zmieniły się czasy, zmieniają się poeci, pisarze, zmienia się odbiorca, a więc i rola, miejsce, funkcje. Nie jest ani gorzej, ani lepiej. Jest inaczej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pisywałem i obecnie (rzadziej) pisuję prozę, poezję.

 

Przykładowo...

 

Rāsas*

Spleść włosy z łanami zbóż
umalować usta zachodem Słońca
przeskoczyć przez ogień
łapiąc nowy dzień

17 lipca 2012 r.

*Noc Świętojańska

 

-----------------------------------


Rassā*

Dotknięcie nieba o poranku
muśnięcie wargami
zroszonych płatków przylaszczek
i oddech który uleciał
wraz z mgłą
do słońca

jutro spłynie z marzeniami
znów
o świcie

21 Septēmberis 2012

*rosa

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też lubię, mniej lub bardziej udanie, składać literki w większą całość i podobnie jak bosej bliskie mojemu sercu są klimaty SF. Oto próbka - przygody dzielnego wojaka Franka "Setha" Cartwrighta.

 

Seth robił pompki mając nogi oparte o pryczę. W ciasnej celi nie było wystarczająco miejsca na inne ćwiczenia, ale żołnierz postanowił mimo wszystko dbać o kondycję. W końcu, nie wiadomo ile będzie tu siedział.
- Wstawaj, świeżak! Rusz dupę i podejdź pod kraty – klawisz przerwał Frankowi serię. Aresztant podniósł się z ziemi. Kiedy stał był prawie głowę wyższy od klawisza, jednak ten widocznie lubił pozować na ważną figurę i kogoś, kogo należy szanować.

- A teraz, świeżak, wystaw rączki przez otwór w kracie. Tylko spokojnie. No, świetnie – zapiął energokajdany na nadgarstkach Franka, a następnie w asyście dwóch strażników odprowadził go do pokoju przesłuchań. W środku siedziała kobieta w średnim wieku. Na pierwszy rzut oka nie wyglądała na związaną z armią.

Witam panie Cartwright. Jestem Julia Jones z działu transferów zasobów ludzkich. Mam nadzieję, że dobrze tu pana traktują. Słyszałam, że kilku osadzonych pana zaatakowało i z uwagi na bezpieczeństwo została panu przydzielona osobna cela.
- Naczelnik nie dał mi osobnej celi, aby chronić mnie przed innymi osadzonymi, ale żeby bronić innych osadzonych przede mną. Co jakiś czas kilku idiotów próbowało się przekonać, czy mogą pokonać członka sił specjalnych. No cóż, nie mogli.
- Panie…
- Frank. Proszę mi mówić Frank.
- Frank, z powodu łamania regulaminu, w szczególności artykułu 134, zostaniesz oddelegowany z obecnego plutonu i przeniesiony do Mgławicy Zogg. Ze względu na wzorową służbę, utrzymasz swój stopień.

Seth nie odpowiedział. Zdusił w sobie wściekłość.

Jestem wolny?

–Tak. Żołnierz podniósł się z krzesła i ruszył do drzwi.

Frank, naprawdę mi przykro. To decyzja „góry”, ja musiałam tylko podpisać dokumenty.

Drzwi do pomieszczenia wydającego broń otworzyły się bezszelestnie. Na ścianie wisiał klasyczny kombinezon a na stojaku spoczywał karabin plazmowy. Szkoda, że pomimo udzielenia kwatermistrzowi informacji o posiadanym wcześniej sprzęcie, Seth nie mógł go zabrać a musiał się posłużyć nowym. Po założeniu kombinezonu sprawdził jego funkcje. Działały bez zarzutu. Na szybce hełmu wyświetlały się wszystkie informacje o otoczeniu, co dla żółtodziobów zwykle było utrapieniem. Pierwszą rzeczą, której się uczyli, to jakie opcje należy wyłączyć, gdyż są niepotrzebne, albo źle działają. Frank przejrzał menu taktyczne i odznaczył nieistotne opcje. Ilość informacji na szybce hełmu zmniejszyła się trzykrotnie. Uporawszy się z kombinezonem sięgnął po broń. Nie był to jego stary karabin, ale ten też był doskonały. Na stojaku zauważył mały prezent od szefa aprowizacji – celowniki o które prosił. Będzie musiał mu za to podziękować.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przypomina mi to opowiadania zamieszczone na łamach starych numerów "Fantastyki" :)

 

A to prolog z opowiadania pod tytułem "Gra". Niedokończonego. Jak moje wszystkie.

 

   Jesień tego roku była wyjątkowo piękna. Opadające liście drzew pokrywały betonowy świat zachwycającym niebieskim dywanem. Słońce, tego roku wyjątkowo bliskie Planecie, przygrzewało przyjemnie, różowiąc policzki młodych kobiet spieszących w stronę Intercity. Pojedyncze ptaki, te najdzielniejsze, które przetrwały w centrum aż do tej pory, dziarsko świergotały. Bardzo piękne było to październikowe popołudnie. Aż szkoda, że wszyscy mieli to w dupie.

 

Hihihi :D

 

Zawsze mam problemy z wymyślaniem nowych nazw, imion i języków moich fantastycznych światów. Jak sobie z tym radzicie, inni piszący?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Azrael - też kojarzy mi się z Fantastyką, którą kiedyś namiętnie czytałem :)

 

Mój Tata kiedyś to długi czas prenumerował i teraz mam w domu całą szafę Fantastyk. Wśród nich naprawdę są perełki. Choć Nowa Fantastyka też mi się podoba. Może zmienił się nico charakter gazety, więcej felietonów i artykułów na przykład o kinie, ale mi to nie przeszkadza, wprost przeciwnie. A opowiadania nadal są.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@visvamitra & bosa

Dzięki :) Swego czasu czytałem Nową Fantastykę (jakieś kilkanaście numerów) i Science Fiction.

 

@bosa

Ładny wstęp, przyjemnie się czyta, tylko szkoda, że opowiadanie nie doczekało końca.

Co do fantastycznych nazw, imion i obcych ras, to mam dość prosty patent - kiedy znajdę dziwnie brzmiące słowo to je notuje w kajecie i przerabiam na nazwę własną. Weźmy na przykład takie kerfuffle (ang. zamieszanie, zamęt). Brzmienie tego wyrazu przywodzi na myśl potrawę z ziemniaków albo rasę niewysokich, wrednych jaszczuroludzi żyjących na pustynnej planecie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@visvamitra & bosa

Dzięki :) Swego czasu czytałem Nową Fantastykę (jakieś kilkanaście numerów) i Science Fiction.

 

@bosa

Ładny wstęp, przyjemnie się czyta, tylko szkoda, że opowiadanie nie doczekało końca.

Co do fantastycznych nazw, imion i obcych ras, to mam dość prosty patent - kiedy znajdę dziwnie brzmiące słowo to je notuje w kajecie i przerabiam na nazwę własną. Weźmy na przykład takie kerfuffle (ang. zamieszanie, zamęt). Brzmienie tego wyrazu przywodzi na myśl potrawę z ziemniaków albo rasę niewysokich, wrednych jaszczuroludzi żyjących na pustynnej planecie.

 

Mam około 7 stron tego opowiadania, więc jest coś dalej ;D

Genialny sposób *.* Jakoś mi to nigdy nie przyszło do głowy. Muszę to koniecznie wypróbować!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O, Panie Visvamitra, znalazłam moje stare opowiadanie pisane na konkurs. To nie sf, ale zawsze coś ;D

 

 

Kubuś Puchatek splunął na szary na śnieg. Kangurzyca zerknęła na niego obojętnie, po czym głęboko się zaciągnęła. Po chwili wypuściła chmurę dymu w sine niebo nad Stumilowym Lasem.

- Ciekawe, jak to w tym roku... - szepnęła w zamyśleniu. - Biedny Prosiaczek... Lubiłam go. Poczciwy, choć idiota.

- Dureń. Dumny dureń. - przerwał jej Kubuś szarpiąc głową, jakby chciał opędzić się od złych wspomnień krążących wokół jego głowy jak natrętne muchy. - Mógł coś wykombinować, poprosić o pomoc N A S, swoich przyjaciół. Mógł... Mogliśmy... Gdyby tylko...- głos mu się urwał. Kangurzyca spojrzała na niego z żalem.

- Gdyby tylko CHCIAŁ – ciągnął znów po chwili.- Ale nie. Że niby ma swój honor, tiaaa... To wasze! - Kubuś zaczął przedrzeźniać piskliwy tenor Prosiaczka - Nie mogę tego wziąć! Muszę sam coś znaleźć! To mój problem! I co? Sam ryjek z niego został. - zaśmiał się upiornym śmiechem. - Krzyś jest bezlitosny...

- Uspokój się! - warknęła na niego kobieta. - Znowu zaczynasz? Ile możesz to roztrząsać...

- A ty? - odbił piłeczkę Puchatek. - Masz już coś?

 

Kobieta zarumieniła się, rozejrzała nerwowo. Kiedy upewniła się, że są sami, a towarzyszy im tylko cichy szum gałęzi pozbawionych liści i wyjące zawodzenie Pana Sowy dochodzące zza wzgórza, odrzuciła papierosa, zgniotła niedopałek obcasem kozaka i krzyknęła na Puchatka:

 

- Oszalałeś?! Cicho, kretynie! Przecież wiesz, że nie wolno o tym...

- Nie pytam CO, tylko czy masz coś W OGÓLE... A z resztą!

 

Mężczyzna odwrócił się na pięcie i ruszył w las. Miał już dosyć jej i tego jej ględzenia. Dobra, może i Prosiaczek postąpił słusznie, ale jakie to ma teraz znaczenie? I tak już go nie ma...

Kubuś ze złością kopnął kamyk. Potoczył się on po dziurawym asfalcie i wpadł do głębokiego rowu, który właśnie kopali Tygrysek i Królik, kłócąc się bez przerwy, jak to oni.

„Idioci”, pomyślał Puchatek. „Co roku to samo, zajęliby się czymś pożytecznym, a nie ciągle tylko tego złota szukają... I tak nie znajdą, a Haracz dać trzeba. Tylko tracą czas. No, ale to już ich problem”. Mężczyzna uśmiechnął się do siebie. On sam już coś miał. Dzień Krzysia nie był mu straszny, bo miał na bóstwo haka – stare, wykonane dziecięcą ręką rysunki z czasów, gdy ich dyktator był jeszcze małym chłopcem. Razem z Puchatkiem chodzili nad rzekę, rzucali do niej patyki i patrzyli jak wypływają z drugiej strony mostu. Siadali pod drzewem i rysowali swoje twarze... Jeden z tych rysunków Kubuś zachował, jak się później okazało całkiem słusznie – bóstwo udawało wieczne, więc nic dziwnego, że nie cieszył go fakt, iż ktoś ma dowody na to, że to nieprawda. Co roku Puchatek tylko pokazywał poborcom rysunki i miał spokój. O nic go nie pytali. Oczywiście, nie raz przeszukiwali mu mieszkanie w poszukiwaniu cennych kart... Ale Kubuś nie był głupcem. Ukrył je dobrze, więc Hefalumpy chcąc, nie chcąc musiały schować kolejny nakaz przeszukania w kieszeń i odejść z niczym.

 

Tak rozmyślając mężczyzna doszedł do swojej małej polanki. Może gdyby nie był tak zamyślony zauważyłby wcześniej unoszący się nad nią ciemnoszary dym...

Poczuł, że broń zawieszona tuż przy udzie mu ciąży. Pasek od torby z prowiantem i dokumentami zaczął nieznośnie wrzynać się w ramie. Patrzył, patrzył i nie mógł uwierzyć. Osunął się na kolana przed zgliszczami swojego domu. Rysunki spłonęły. Tak jak i cała reszta.

 

* * *

 

- A ty? Co TY dla mnie masz? - usłyszał cichy głos tuż nad sobą.

Podniósł się i stanął oko w oko z Krzysiem. Bóstwo wpatrywało się w niego przenikliwymi, żółtymi ślepiami. Czekało na dar.

 

Mężczyzna powolnym ruchem sięgnął do wojskowej raportówki i wyjął z niej... Maleńki słoiczek miodu. Rzucił go Krzysiowi, a ten zupełnie odruchowo złapał go takim samym szybkim ruchem, jak to czynił, gdy oboje byli mali. Momentalnie jego oczy zapłonęły szkarłatem, a twarz wykrzywił wyraz wściekłości, wściekłości nie tylko na stojącego przed nim wysokiego, dumnego mężczyznę, który pół na pół badawczo, pół na pół wyzywająco patrzył mu prosto w oczy, jak już dawno nikt się nie odważył. Krzyś był wściekły również sam na siebie, przecież tak długo pracował nad pozbyciem się wszelkich „ludzkich” odruchów, a tu proszę, tym jednym nieostrożnym gestem na moment się odsłonił.

 

- Co... C O T O J E S T?! - gniew sprawił, że głos skoczył mu o oktawę w górę

- To? - rzucił lekko Puchatek. - Jakby to powiedzieć... W imię starej przyjaźni... - tu... uśmiechnął się do Krzysia.

Nie wiadomo co, może właśnie ten uśmiech, może słowa, jakich Kubuś użył, a może coś zupełnie innego, sprawiły, że bóstwo znieruchomiało. Długo stało tuż przed Puchatkiem bez ruchu, na polanie zaległa cisza, nie ruszał się nawet Tygrysek.

 

- W imię starej przyjaźni, mówisz...

 

Kubuś poczuł chłód stali tuż przy skroni, po polanie potoczyło się cichutkie kliknięcie. Stali przy sobie twarz przy twarzy, niemal stykali się nosami...

Krzyś wyszeptał:

- Mały, głupiutki miś...

A potem była już tylko ciemność.

 

Mam nadzieję, że nikomu nie zniszczyłam dzieciństwa. Pozdrawiam z chorego umysłu :D A tak w ogóle to jestem fanem Kubusia Puchatka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przypomina mi to opowiadania zamieszczone na łamach starych numerów "Fantastyki" :)

 

A to prolog z opowiadania pod tytułem "Gra". Niedokończonego. Jak moje wszystkie.

 

   Jesień tego roku była wyjątkowo piękna. Opadające liście drzew pokrywały betonowy świat zachwycającym niebieskim dywanem. Słońce, tego roku wyjątkowo bliskie Planecie, przygrzewało przyjemnie, różowiąc policzki młodych kobiet spieszących w stronę Intercity. Pojedyncze ptaki, te najdzielniejsze, które przetrwały w centrum aż do tej pory, dziarsko świergotały. Bardzo piękne było to październikowe popołudnie. Aż szkoda, że wszyscy mieli to w dupie.

 

Hihihi :D

 

Zawsze mam problemy z wymyślaniem nowych nazw, imion i języków moich fantastycznych światów. Jak sobie z tym radzicie, inni piszący?

Tak to rozumiem. Dobry początek. Po nim wszystko się może zdarzyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bosa, za szybko skończyłaś Puchatka. Dopiero się rozkręcało.

 

Miałam limit słów i ścisłe wymogi na konkurs, to dlatego :D

 

Swoją drogą limit słów na konkursie literackim to barbarzyństwo -.-

Edytowano przez bosa
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...