Witajcie,
to ja jestem tym panem z Chorzowa.
Widzę, że mamy tu mały i niepotrzebny zamęt.
Napiszę małe wyjaśnienie i zrobię to tylko raz, bo wolę w takich sytuacjach coś oświadczyć, niż dyskutować w nieskończoność.
Otóż zajmuje się piórami już kilkanaście lat, z czego od kilku mam stacjonarny warsztat. Cały ten czas i ilość piór (moich i niemoich), które przetoczyły się przez moje ręce pozwoliły mieć wyrobiony look na nie. Przyjmijmy, że jest to doświadczenie.
Zasada mojej działalności jest jasna i prosta: naprawiam pióra.
Co to znaczy? Odp.: wszystkie? Co znaczy wszystkie? Odp.: takie, które są naprawialne, a raczej te, które umiem naprawić.
Ich klasa i jakość są obojętne, czyli: klient chce - ja robię.
Jendakże,
jako, że jestem gadułą, a w szczególności piórowym gadułą, często gadam o szczegółach.
Jako, że padło słowo "profesjonalizm", to jako pretendujący do bycia profesjonalistą często przestrzegam klientów nt. stosunku wartości (stanu i jakości) do kosztów ewentualnej naprawy. Nie mam serca pchać klienta w koszty przekraczające wartość pióra. Zawsze informuję o powyższym, jednak zaskakująco często klienci chcą naprawić ww. pióra.
Takie podejście po prostu uznaję na uczciwe.
Jeśli ktoś uważa, że o powojennych polskich piórach wyrażałem się pogardliwie, cóż, muszę go z tym pozostawić. Nazywam pióra, tak jak je widzę. Mam raczej złe zdanie o nich, tj. ich materiały nie przetrwały próby czasu i w mojej ocenie są po prostu kiepskie.
Nie oznacza to, że odrzucam pióra za ich jakość, odrzucić może je tylko właściciel.
To tyle.
Przemek