Witam.
Krótko dlaczego tutaj się znalazlem.
Nawróciłem się. Przyszło mi to w niemłodym wieku, bo przecież naukę pisania wpajano mi jeszcze za pomocą stalówki w obsadce maczanej w szkolnym atramencie, a to znaczy, że musiało być dawno. Szkolne lata cierpień zadawanych przez chińskie falsyfikaty Parkerów skutecznie na długo obrzydziły mi atrament. Nastała po nich era długopisów. Dekady pisania różnego rodzaju pisakami, maszyny do pisania i ostatecznie komputery nadały charakterowi mojego pisma pokraczną i nieczytelną postać. Nie mogąc znosić moich bazgrołów sprowadzilem ręczne pisanie poniżej niezbędnego poziomu. Gdzieś po drodze zdarzyłl się krótki renesans, kiedy to w przypływie finansowego, studenckiego szaleństwa kupiłem w Pewexie zielonego Pelikana 140, który przterwał do pierwszych lat po studiach... ale już nadchodziły komputery. W tym czasie utrzymywalem się z pisania i potrzebowałem szybkich, niezawodnych urządzeń do zapełniania kartek linijkami liter.
Tego lata szukałem pióra nadającego sie do rysowania, czegoś co dawałoby ciekawą, zróżnicowaną kreskę. Poszperałem w sieci, przeczytalem parę dobrych rad i zamówilem Ahaba. Kiedy go rozpakowałem, nie wiedzialem jeszcze w jaką pułapkę mnie wciąga, że jest przynętą. Wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Połknąłem przynętę, haczyk i żyłkę. Na początku probowalem znaleźć mojego starego Pelikana. Nie udało się; pewnie zamordowałem go przez porzucenie. Biała setka mojej żony leżała w swoim pudełku w szufladzie. Z sentymentu wymyłem ją, wyczyściłem, wysuszyłem i poskładałem. Niech czeka, może wroci do łask. Następnie znalazłem na ebayu starego Pelikana 200, jako sentymentalnego nastepcę zaginionego.
W tej chwili sprawy przedstwiają się następująco –––––––
Poprawiam (zmieniam) charakter swojego pisma. Można to zrobić. Podręczniki i ćwiczenia pomagają. Efekty zaczynają być widoczne, chociaż na razie spod stalówki wypełza dziwaczna hybryda.
Po drugie, z różnych stron świata nadciąga rozproszone stadko różnorakich piór. Estetycznie bliskie mi są cygarowate kształty i odsłoniete stalówki. Wieloletnie chińskie tortury zaowocowały niechęcia do wąskich, żmijkowatych pyszczków. Do psychoanalityka nie bedę chodził.
Po trzecie, lubię stalówki fleksujące, z charakterem.
Z powyższych może wynikać, że w polu mojej uwagi powinny znaleźć się piora raczej stare, z lat dwudziestych–czterdziestych i im podobne.
Jak już wspomnialem, piora nadlatują. Postaram się zdawać relacje.