Skocz do zawartości

Inczuczuna

Użytkownicy
  • Ilość treści

    32
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Inczuczuna

  1. Na tym forum raczej wszyscy rozumieją o co chodzi;) Strasznie ostatnio chodzi mi po głowie Izumo, inna bajka niż 3776. Z drugiej strony myśląc o japońskim piórze we łbie dzwonią mi 2 słowa: Nakaya oraz Sailor właśnie. Sailor bardzo...
  2. nic prostszego: 1. #9 2. #6 3. #5 1 i 2 z miłości do czekolady i metaxy
  3. Lepiej Ci się pisze Sailorem i Pelikanem tylko ze względu, że są cieplejsze? Jak się mają do tego same właściwości stalówki?
  4. @piko wielkie dzięki za recenzje Platinum !! @Pan_Q wielkie dzięki za translację dla piko !!
  5. Piko, mógłbyś powiedzieć coś więcej o Maestro? Najelpiej jakom reckie może panie hiszpanie
  6. Ok, odszczekuję. Niektóre może nie do końca dziewczęce (choć i tak facet musiałby się tłumaczyć z posiadania takiego), ale za to wszystkie niepraktyczne
  7. Komu Ty to pokazywałeś, że takie reakcje były haha? @Lena - zechciałabyś wrzucić jakieś fotki, czy skany Poppy Red? Interesuje mnie ten kolor a jak wiadomo na różnych zdjęciach różnie wychodzi.
  8. Dzięki za pozytywne słowa. Trochę się dziwię, że nikt nie zapytał dlaczego nie ma na liście Paperblanks. Wyprzedzając pytanie powiem, że dla mnie są tak durne i beznadziejnie dziewczęce (wszystkie, bez wyjątku), że nigdy nawet nie myślałem o kupnie. Papier może i jest dobry, ale z tych powyżej większość bez problemu znajdzie coś dla siebie. Przy nastepnym takim maratonie postaram się sięgnąć poza Europę a mianowicie do Azji, tam to ciekawe rzeczy mają ci Azjaci jedni ci
  9. Obiecałem sobie, że tym razem nie nasmaruję dwudziestu stron bo jak patrzę na moją ostatnią recenzję aż nie chce mi się jej czytać... Wszyscy mamy czym pisać, ale czy mamy po czym pisać? Nawet najlepsze pióro nie będzie pisało dobrze na papierze toaletowym czy nie wiem na kartonie, tym samym dobór odpowiedniego podłoża dla stalówki wydaję się ważny a często zaniedbywany czy nawet ignorowany. Z doświadczenia wiem, że prędzej czy później zaczyna się poszukiwać tego rodzaju papieru, na którym kiedyś tam dobrze się pisało. No i zaczyna się szperać w poszukiwaniu informacji. Spędzając trochę więcej czasu na tych poszukiwaniach zaczyna się bombardowanie nazwami takimi jak Moleskine, Oxford czy Rhodia. Potem pojawiają się Cialrefontaine oraz Leuchtturm 1917. Kolejność niekoniecznie taka. Poniższy tekst dotyczy tylko i wyłącznie papieru. Nie mam zamiaru dotykać tematu czy „webbie” jest lepszy niż legendary notebook itp. Naturalnie, chodzi o papier „użytkowy”, nie listowy, czy ryzy do drukarek (podobno niektóre rodzaje np. Clairefontaine nadają się do pisania piórem znakomicie). Jak to z tą gramaturą? Często producenci podają gramaturę papieru. Są to oznaczenia jak np. 80g/m2, co oznacza, że na metr kwadratowy przypada papier o wadze 80g (jeżeli właśnie zrobiłem z siebie durnia bo czegoś nie dopowiedziałem, to proszę mnie poinformować). Idąc tym tropem można pomyśleć, że więcej znaczy lepiej. Niekoniecznie, gdyż papier ma być jednak papierem. Można by upchać grubo ponad 150g/m2 i wtedy masz fajną deskę do pisania. Patrząc po produktach wiodących producentów, gramatura waha się od 70 do 90g/m2, gdzie 70 to dosyć cienki/miękki papier a 90 wiadomo na odwrót. Czasami też producenci używają papieru różnej gramatury w różnych produktach np. Oxford w niektórych produktach używa „Optik Paper”, który ma gramaturę 90, Rhodia natomiast ze standardowych 80, do USA eksportuje od zeszłego roku większość produktów w 90... Jeszcze inna sprawa, że 80g/m2 w Leuchtturm 1917 jest zupełnie inne niż na przykład w Rhodii... . OXFORD – 80g/m2 W tym zestawieniu praktycznym byłoby wzięcie produktów tej firmy za wzór, czy bardziej wyznacznik. Pierwszy powód jest dosyć prosty- zeszyty, kalendarze, organizery itp. tej firmy są w naszym kraju chyba najłatwiej dostępne ze wszystkich pięciu producentów, o których będzie mowa. Drugi jest dosyć ważny, otóż Oxford to papier naprawdę bardzo dobrej jakości. Tutaj w wersji 80g/m2 ponieważ preferuję papier bardziej papierowy niż kartonowy. Pomiędzy 80 a 90 w tej kwestii jest dość odczuwalna różnica. Sam papier sprawia wrażenie „wszystkoodpornego”. Nawet jeżeli stalówka Twojego pióra jest bardziej mokra niż nastolatka na koncercie Justina Biebera (o fu, cóż za wulgarne porównanie. Bym się wstydził.), nawet jeżeli pióro zalałeś zabarwioną na niebiesko krwią obcego to i tak szansa na uświadczenie strzępienia czy przebijania jest bardzo nikła (podobno wersja 90g/m2 służyła gwiezdnym niszczycielom Imperium jako tarcza przeciwko żałosnym rebelianckim laserom). Jeżeli chodzi o samo obcowanie stalówki z kartką to wrażenia są bardzo...neutralne, jak dla mnie przynajmniej. Próbowałem stalówek różnych producentów i różnych grubości i odczucia były bardzo podobne. Przez neutralne nie mam tu absolutnie na myśli bezpłciowe. Przyjemnie się pisze o! Nic mniej, nic więcej. Przyczepić się można jedynie do wchłaniania, trwa ono tak długo, że idź zrób sobie herbatę... RHODIA – 80g/m2 Uwielbiane w stanach produkty tego francuskiego producenta nie są u nas tak łatwo dostępne. Do niedawna dla mnie zakrawały nieco o egzotykę. Ci z was, którzy mieszkają w stolicy, czy nie wiem w Krakowie pewnie umierają ze śmiechu, ale wierzcie mi, że u mnie przy niemieckiej granicy w zasadzie nie mogę pójść sobie do sklepu i kupić webbie` go. Jak już w końcu dorwałem mały reporterski notatnik to rzuciłem się na niego jak ksiądz na zawartość niedzielnej tacy. Po zapisaniu parunastu stron muszę przyznać, że było trochę jak z pierwszym pocałunkiem (na trzeźwo imprezowicze!) z nową dziewczyną. Nie było to niebo na ziemi, ale coś sprawiało, że chciałem więcej. Opłacało się, Rhodia to dość specyficzny papier, ale jak już się obędziesz z zachowaniem stalówki na nim to na pewno będziesz zadowolony/na. Strzępienia czy przebijania nie stwierdzono, wchłania znacznie lepiej niż Oxford. MOLESKINE - ~ 72g/m2 [Gramatura w przybliżeniu, Moleskine podobno nie podaje tych danych, policzył ją koleżka z Gouletpens.] To legendarne tak? A dlaczego? Bo wielcy artyści ich używali. Specom od reklamy wygłaszającym takie postulaty nakichałbym do zupy, ale tak konkretnie, uprzednio wciągając nosem pieprz jak kokainę. Nawet jeżeli Ci wielcy artyści ich używali to dlatego, że akurat w najbliższym sklepie, z papierów, sprzedawali akurat tylko Moleskine` y i srajtaśmę. Oczywiście współczesne środowiska pseudo artystycznych pozerów, tworzą niemal społeczności entuzjastów tej marki. Zamknijcie mordy i weźcie się lepiej do roboty wy alternatywne zj**y !!! Oj cholercia troszeczkę mi się z tematu zboczyło. Do rzeczy zatem, do Moleskine` a podszedłem bez żadnego respektu ani entuzjazmu. Ot kolejna opcja do sprawdzenia. Siedziałem akurat w hotelu i otworzyłem prosty zeszyt, który kupiłem dosłownie pół godziny wcześniej. Zadzwonił telefon i musiałem coś zanotować. Odkręciłem jedną ręką skuwkę i zapisując jakiś tam numer telefonu, mój rozmówca usłyszał półszeptem, majestatyczne „o ku**a...”. Przesuwanie stalówki po papierze było jak głaskanie szczeniaczka, który jeszcze nie ma sierści, tylko ten taki „puszek”- faaazaaaa !! Atrament wchłaniał się jakby kartka przytulała go i asymilowała jednocześnie, coś pięknego, byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. Orgazmiczne odczucia potęgował fakt, że naczytałem się dużo jak to Moleskine` y nie współpracują najlepiej z piórami wiecznymi. W ogóle sam papier, przekładając stronę wydawał się bardzo naturalny, bardzo miękki. Papierowy, ale nie tandetny. Czar tej idyllicznej ekstazy niestety prysł w mgnieniu oka gdy przewróciłem kartkę na drugą stronę i mogłem bez najmniejszych problemów przeczytać od tyłu to co napisałem. Potem, gdy próbowałem innych atramentów zdarzało się mocne strzępienie. To jest właśnie najczęstszy problem z legendarnymi zeszytami. Na pocieszenie, na FPN jest cały wątek o doborze atramentu i stalówki tak, żeby jakoś to działało. CLAIREFONTAINE – 90g/m2 Bardzo podobnie jak w przypadku Rhodii. Właściwie odwrotnie bo Rhodia to papier Clairefontaine. Jeżeli chodzi o „właściwości jezdne” papier niemal idealny. Pomimo swojej lekkiej „kartonowości” wynikającej z dużej gramatury, wchłania bardzo przyzwoicie. Powierzchnia daje bardzo neutralne odczucie mając kontakt ze stalówką. Nie będzie niespodzianką przy 90g/m2 jak powiem, że nie ma żadnego strzępienia ani przebijania. Jest to papier bardzo „skuteczny” używam go w pracy bo tam muszę pisać bardzo szybko itp. Jednocześnie jestem pewien, że jeżeli piszesz książkę o swoim życiu w domowym zaciszu, sprawdzi się równie dobrze. Pełne love, pełne. LEUCHTTURM 1917 – 80g/m2 Największa niewiadoma. Ktoś tam, gdzieś tam powiedział Moleskine killer. Ktoś zaprzeczył. Niby fajne notatniki, ale nie aż tak popularne. Ja się pytam dlaczego? Obecnie używam zeszytu tej firmy w domu. Nie jest może terminatorem jak Claire, Rhodia czy nawet Oxford, ale ma jedną cechę, która sprawia, że gdybym miał wskazać na głos zwycięzcę to mówiłbym z niemieckim akcentem. Ten papier to aurea medium. Łączy w sobie przyjemność obcowania z „papierowymi” kartkami a zjawisko strzępienia czy przebijania występuje w stopniu tak minimalnym, że całkowicie da się to tolerować. Jako wisienkę na tym torcie z Hamburga dodam, że ich hasło „Details make all the diffrence” nie jest gołosłowiem, ale o tym (mam szczerą nadzieję) prędzej czy później przekonacie się sami... Cóż, jeżeli traktować by to jako test porównawczy to zwycięsko wychodzą Clairefontaine i Leuchtturm. Każde z zupełnie innych powodów, paradoksalnie produkt francuski wydaje się tutaj bardziej dziełem niemieckiej nienagannej inżynierii, kolega z Hamburga natomiast jest trochę w niebo wziętym artystą (ale goli się i nie ma dziurawego swetra...). Należy pamiętać, że tak jak z piórami co jednemu jest wizytą w spa, dla drugiego będzie obozem szkoleniowym Navy Seals. Jeżeli jeszcze nie znaleźliście „swojego” papieru a próbowaliście już Oxforda to następnym krokiem niech będą Rhodia i Moleskine – tak dla czystego porównania. Na koniec krótkie info, a propos ograniczonej dostępności niektórych z tych produktów. Wiadomo, że wszystko można kupić w internecie, ale jeżeli jesteś z tych co lubią sobie pooglądać czy pomacać i mieszkasz w zachodniopomorskiej części naszego kraju to polecam sklep Skala w Szczecinie (Clairefontaine oraz Oxford) oraz Zeichen Center Elbing w Berlinie (wszystko...WSZYSTKO). Poniżej skany przód/tył. Niestety ograniczenia sprzętowe w postaci 10 letniego biurowego skanera oraz aparatu „od ruskich” nie pozwoliły mi oddać w pełni tego jak to wszystko wygląda. Nie szkodzi, największa przyjemność jest w odkrywaniu takich rzeczy samemu
  10. dziękuję bardzo:) wiem, że do niektórych modeli jest dodawana w standardzie
  11. Akurat do Vectora mam ogromny sentyment, zjechałem chyba w swoim życiu ze 4 kiedy jeszcze nie wiedziałem, że można znaleźć coś lepszego a nawet jeśli to nie było mnie na to stać. Z perspektywy czasu przyczpiłbym się tylko do sekcji, która będąc cieńsza od zapałki sprawiała, że moje serdle z niej zjeżdżały.
  12. Dzięki za fajnie napisaną recenzję piko, od dłuższego czasu nie czytałem tu recenzji konkretnego pióra, za to dużo chinsko-koreansko-tajwańsko lekko-półsmiesznych zamienników. Myślałem, że tu po prostu tak jest i nawet sam rzuciłem się w ten nurt haha. Rozumiem, że te 3 demony na jednym ze zdjęć to Twoje, gdzie się w nie zaopatrzyłeś, tak z ciekawości.
  13. Do tej pory mój niebieski nr. 1 !! Bardzo trafne okreslenie o głębszym oddechu i spokoju ducha Ariel. Zarówno ten w nabojach jak i ten w tandetnym plastikowym kałamarzu (mam również Carbon w tej szklanej wersji - inna liga) sprawdza się wybornie ze stalówkami mokrymi jak i bardziej suchymi.
  14. zrobiłby karierę w teledyskach takich zdolnych muzyków jak 50 cent, Master P czy inne nie wiem Pitbulle....
  15. Jadę do jakiegoś sklepu 24h po czekoladki pewnej znanej firmy.
  16. Dzięki malwes, na FPN recenzji tego pióra jest więcej niż przecinków a tutaj jakoś brakowało. Aż nabrałem ochoty na własnoręczne sprawdzenie czy faktycznie z niego taki T-34 Edit:literówy
  17. Nie wiem czy bardziej zostałem pocieszony, że nie trace czasu, czy skrytykowany za to, ze jestem niedojrzałym deklem haha
  18. Ja bym powiedział, że nawet przed. Chyba każdy ma flaszke tego. Co dziwne, oddałem ten atrament koleżance i...nie mogłem spać, poleciałem do sklepu i kupiłem nową butelkę tylko po to, żeby mieć w razie czego. Z nim to chyba troche jak z płytą z windowsem xp, na codzień jej nie używasz, ale chcesz ją mieć na wypadek gdy cos pójdzie mocno nie tak
  19. @DomeN, @Ariel, dziękuję, takie komentarze sprawiają, że moja depresja spowodowana uświadomieniem sobie, że spędziłem parę godzin na pisaniu o piórach wiecznych i robieniu im zdjęć a nie na przykład na poszukowaniu leku na raka, jest mniejsza. Jeszcze raz dzięki. W przyszły weekend postaram się znaleźć czas na zrobienie obiecanego porównania papieru wiodących producentów. W niedalekiej przyszłości natomiast mam przygotowane coś specjalnego, stay tuned hehe
  20. Właśnie z tym olejkiem i kluczykiem trochę dziwna sprawa. Podejrzewam, że zamiarem twórców było dać możliwość użytkownikowi podłubania sobie przy swoim piórze i nie wiem może zżycia się hehe, w końcu to TWSBI powstawało na fountainpen network. Olejek i kluczyk niby można zupełnie olać, ale ciężko jest pozbyć się tej myśli, że przecież po coś je do tego pudełka upchali. Pamiętaj jednak, że cała ta sprawa jest zupełnie drugorzędna a pióro daje mnóstwo radochy zarówno z samego posiadania, jak i użytkowania. Ja swoje po prostu dorzuciłem z ciekawości do koszyka robiąc zakupy w The Writing Desk, koszt jest żaden w porównaniu z tym co dostajesz. Naturalnie można też z ebaya jak ktoś lubi.
  21. Wybór tych dwóch piór do recenzji podyktowany był moją wewnętrzną częścią społeczną, która sprawia, że człowiek ma potrzebę przyczynić się do większego dobra, czy tam celu. TWSBI posiadam od niedawna, Lamy Safari, natomiast, służyło mi dosyć długo jako biurowy „wycieruch”. Zarówno na tym jak i na drugim forum jest dosyć dużo pytań w stylu "moje pierwsze pióro, ma być zajebiście zajebiste i kosztować stówę" lub "co po Lamy Safari?". Taaadaaaa wielbiciele stawiania znaków zapytania na końcu zdania (thx TEDE !! haha) oto wasza grupa dostanie trochę informacji, które sprawią (mam nadzieję), że niektórych postów będzie mniej. Nie żeby mi to jakoś specjalnie przeszkadzało, ale admini pewnie już zdążyli uzależnić się od Valium... Po przydługim wstępie czas na konkrety, Panie i Panowie oto pojedynek....nie wiem...miesiąca? PLASTIKOWE DŁUTO vs iPOD !! Runda 1: Co jest w pudełku? Zarówno o jednym jak i o drugim modelu napisano już biblie, więc niestety nie będzie tu zbyt wiele odkrywczych rzeczy. W dodatku nie miałem akurat „dobrego” aparatu, stąd wątpliwa jakość zdjęć. LAMY Safari: Zdjęcie pożyczone z internetu, pudełko po czarnym Safari wszamał pies a nowe, kupione na Allego przyjechało w pudełku (o ironio...) od TWSBI Muszę się przyznać, że mam lekki uraz do Safari. Obecnie posiadam już drugie pióro z tej serii, gdyż pierwsze zepsuło się. Nie będę się wdawał w szczegóły bo podniosę sobie ciśnienie a jestem gruby łatwo mogę paść na zawał. Powiem tylko, że takiego obrotu sprawy mógłbym spodziewać się po jakimś chińskim ścierwie udającym konkretny instrument piśmienniczy a nie po produkcie dobrej niemieckiej marki. Safari dostajesz w klawym, mocnym kartoniku w stylu art deco ikea, ogólnie faza. W środku jest chyba jeden nabój i jakiś tam papierek (instrukcja czy coś), to tyle. Pióro jest dosyć duże (dokładnie wymiary zna wujek google), ale bardzo lekkie. Ergonomia to mocna strona Lamy Safari, sekcja zrobiona jest tak, że bez względu na to gdzie lubisz trzymać paluchy powinno Ci być wygodnie. Nigdy nie zakładam skuwki, ale jak lubisz to śmiało, siedzi bardzo pewnie. Klips również spełnia swoją rolę ku całkowitej satysfakcji użytkownika. Ogólne wrażenie jakościowe jest bardzo pozytywne, są jednak drobne różnice w kwestii kolorystki. Moje pierwsze Safari to czarny mat, teraz mam biały błysk i muszę przyznać, że przy tym nowym, ten stary trąci nieco tandetą, ale w granicach tolerancji, także kolor jest kwestią (jak zawsze) drugorzędną. Wydaje mi się, że warto zapolować na jakieś bardziej egzotyczne wersje, które od czasu do czasu pojawiają się na aukcjach, pomarańczowy czy jasnozielony a jak nie to wersję vista czyli demonstratora (dobrze mówię? Vista to się nazywa?). Jedyną częścią do której mogę się przyczepić jest skuwka a właściwie zatrzask. No cóż nie jest zbyt „pewny” po prostu skuwka schodzi, jak dla mnie, zbyt łatwo. Jeżeli planujesz nosić Safari w piórniku to absolutnie ok, do kieszeni natomiast, bym go nie wkładał. Podsumowując, to pióro lepiej będzie się czuło w piórniku, w którym leżą też luzem papierosy „pożyczone” od ojca, albo woreczek z suszem podprowadzony starszemu bratu. Jest po prostu fajne, młodzieżowe – wiesz, że na imprezie się porzyga, ale zanim to się stanie będzie bardzo pocieszne i towarzyskie. TWSBI Diamond 540: Nie bez przyczyny nazwałem je ipodem. Już samo pudełko wygląda tak, że szukałem na nim charakterystycznego logo z owocem. Fakt, że świat oszalał na jego punkcie wydaje się argumentować tę analogię jeszcze bardziej. W środku pióro jest bardzo pomysłowo (a jednocześnie idiotycznie...) umiejscowione. Otóż jest jakby „przypięte” dwoma nie wiem zasuwkami. Wygląda to fajnie, ale jak ktoś lubi sobie pióro trzymać w oryginalnym pudełku to z wkładaniem i wyjmowaniem trochę się napoci. Nie mówiąc już o tym, że te „zasuwki” łatwo zgubić. Oprócz pióra w pudełku znajduje się oczywiście instrukcja, klucz do rozkręcania mechanizmu tłokowego (raj dla tych co to lubią sprawdzać jak wszystko działa i potem nie umieją poskładać) oraz olejek silikonowy do uszczelniania tłoczka. Wszystko jest super!! Z małym ale... Ile znacie firm, które do swoich produktów dołączają olej ku**a silikonowy do uszczelniania tłoczka? Jakoś Pelikan, MB czy nie wiem Parker nie dodaje takich rzeczy. Z jednej strony to niby faza bo można sobie przy piórze podłubać, ale z drugiej to taki jakby bezczelny dowód jakiejś niedoróbki. To tak jakby Sony sprzedawało telewizor z kawałkiem taśmy montażowej i Azjatą w zestawie, no litości. Dobra, samo pióro – kiedy pierwszy raz wziąłem je do rąk byłem przerażony. Zdjęcia z internetu nie oddawały, jak się okazało dokładnie wyglądu Diamonda. Wydał mi się strasznie plastikowy, taki do bólu, niemal zabawkowy. Wykończenie korpusu, natomiast, kojarzyło mi się z tandetnymi kieliszkami do porto. Pierwsze wrażenie – dramat. Potem zacząłem mu się przyglądać, macać, odkręcać i zakręcać skuwkę, rozkręcać i ogólnie wykorzystywać seksualnie. Odkryłem, że daje wrażenie odwrotne do kupionego niedawno Visconti Rembrandt` a. Visconti na pierwszy rzut oka jest wspaniały, ale jak mu się przyjrzeć to znajdzie się mnóstwo niedoróbek, w przypadku TWSBI jest odwrotnie. To co wydawało mi się, że zaraz się połamie okazało się całkiem mocne, mechanizm napełniania oraz klips dobrze spasowane i skuteczne. Skuwkę zakłada się łatwo i siedzi dosyć pewnie. Rozmiarowo pióra są niemal identycznie co przeczy niektórym donosom jakoby Diamond był ogromny. Jedno muszę jednak powiedzieć i jest to trochę sól w oku fanów TWSBI – jeżeli zastanawiasz się czy kupić TWSBI czy Pelikana to pod względem jakości wykonania Pelikan bezwzględnie góruje. Ogólnie do tego co wyciągamy z pudełka można się na początku trochę przyczepić, zmiana zdania nastąpi jednak niespodziewanie szybko, tym samym uznaję, że cały pakiet z Tajwanu jaki otrzymujemy jest w pełni satysfakcjonujący a przede wszystkim ciekawy i oryginalny. Runda 2: Co jest pod skuwką? LAMY Safari: Jeżeli ktokolwiek, kiedykolwiek wypowiedział słowa „kocham ją” i miał na myśli stalówkę w Safari to jest dewiantem, albo po prostu ma małe doświadczenie w temacie stalówek. Dziewczyna, z którą straciłeś dziewictwo też w jakimś momencie wydawała Ci się najlepsza na świecie... Obecnie posiadam dwie stalówki do Safari – F oraz M. Obie są jak najbardziej poprawne, ale nic poza tym. Obie „średniomokre”. Nie ma oczywiście mowy o żadnym flexowaniu, poza tym pomimo że wydają się dość cienkie i małe to są twarde, stąd moje porównanie tego pióra do plastikowego dłuta. Pierwszy jego kontakt z papierem zaowocował tym, że zacząłem zastanawiać się czy kontynuować pisanie, czy wziąć młotek i machnąć w zeszycie jakąś płaskorzeźbę. Po oswojeniu się z tym małym bagnetem, jakoś się rozpogodziło i wrażenia z z pisania były na tyle pozytywne, że zostało ze mną na dłużej. Łatwa wymiana jest tu na pewno plusem. M-ka jest bardzo typową linią o średniej grubości, F-ka natomiast wydała mi się trochę grubsza niż na przykład F-ka Pelikana. Są to jedynie spostrzeżenia „na oko”, żadnych badań nie robiłem. Sam wygląd to oczywiście rzecz gustu, którą pozostawię bez komentarza. TWSBI Diamond 540: TWSBI to pióro z Azji, dlatego M-ka będzie jak europejska F-ka. Takie coś można przeczytać w wielu recenzjach tego pióra. To nieprawda, stalówki w TWSBI są niemieckie (w zależności od wybranej grubości i/lub wersji pióra produkuje je firma Schmidt, lub Bock. Różnice są zbyt mało istotne, że by was zanudzać szczegółami tego tematu). Szerokość mojej M jest bardzo podobna do M w Lamy, Visconti, czy Pelikanie. Stalówka jest nieco większa niż w Lamy, ale w rzeczywistości wydaje się być mniejsza niż na większości zdjęć z sieci. Samo pisanie jest bardzo przyjemne, nie spodziewałem się żadnych fajerwerków, ale bardzo miłym zaskoczeniem była poprawna praca stalówki od razu po wyjęciu z pudełka, żadnego przerywania czy tym podobnych historii. To bardzo duży plus zważywszy na to, że ostatnimi czasy przyzwyczaiłem się już do etapu „rozpisywania”. Charakterystyka stalówki to średnio-gładka, trochę bardziej sucha niż mokra. To ostatnie zdanie brzmi jakbym przed chwilą miał wylew, ale ciężko to opisać bez odwoływania się do konkretnych przykładów. Ogólnie całkiem pozytywnie, ale żadnego szału nie ma. Sam wygląd to oczywiście rzecz gustu, którą pozostawię bez komentarza. Porno zbliżenia Runda 3: Co jest w środku? LAMY Safari: Naboje lub konwerter. Konwerterów nie lubię, naboje za to bardzo. Są estetyczne i skuteczne a pojemność tych dużych w Safari jest dla mnie optymalna. TWSBI Diamond 540: Klasyczny mechanizm tłoczkowy. O ile nie jest to moje ulubione rozwiązanie to muszę przyznać, że ilość atramentu jaką łyka kolega z Tajwanu jest na tyle duża, że bez względu na to jaki masz charakter pisma, po zatankowaniu możesz na jakiś czas zapomnieć o flaszce z atramentem. Runda 4: Co jest na paragonie? Lamy jest chyba o połowę tańsze i o wiele bardziej dostępne, tyle na temat. Runda 5: Co jest co? Zestawienie tych dwóch modeli jest zasadne i idiotyczne zarazem. TWSBI wydaje się „dojrzalszą opcją”. Safari jest totalnie podstawowym piórem z półki „entry level” każdego początkującego entuzjasty piór. Nie oznacza to, że nie sprawdzi się w dłoni starego wyjadacza. Z drugiej strony TWSBI również można podciągnąć pod entry level, tyle że piór nieco bardziej zaawansowanych. Pomijając różnicę w cenie, oba można rozważać jako pierwszy „świadomy zakup”. Równie dobrze można uznać, że Diamond będzie trafionym kolejnym krokiem po Safari. Na odwrót też to działa z uwagi na liczne różnice w charakterystycznych cechach obu piór. Na początku tej recenzji użyłem słowa pojedynek, ale doszukiwanie się tu zwycięzcy nie ma zbyt większego sensu. To tak jakby postawić koło siebie VW Polo i Toyotę Corollę. Niby Toyota trochę większą, ale czy na pewno lepsza? Jedno, natomiast, mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością. Jeżeli miałbym teraz wybrać i kupić dla siebie któreś z nich to byłoby to TWSBI. Jeżeli miałbym kupić dla kogoś, lub komuś polecić to jestem prawie pewien, że byłoby to LAMY. Co Ty masz kupić? Odpowiedź jest bardzo prosta: oba. Lamy pewnie i tak już masz a jak nie masz to kupuj bo tanie i dobre. A TWSBI? TWSBI to ipod w świecie piór, niby śmieszne, niby juz było, ale naprawde trudno mu się oprzeć...i pisze ładnie ! Pozdrawiam, Bartosz Mezalians, Jolka mezalians !!!
  22. Szeryf, u mnie było bardzo podobnie. Niestety nie mam dla Ciebie najlepszych wieści, otóż powiem Ci co się teraz stanie. Zaczniesz czytać o piórach i czytać wiecej i zastanawiać się co teraz kupić itp. Będziesz czytał więcej i więcej, zaczniesz marzyć o różnych włoskich czy japońskich limitowanych edycjach. Następnie kupisz jakieś pióro, będziesz czytał dalej, kupisz następne. W którymś momencie uświadomisz sobie, że kupowanie jedengo (lub więcej) pióra miesięcznie to lekka przesada, ale będzie już za późno...hehe życzę udanego powrotu do kulturalnego i miłej przygody w tym świecie
  23. Akurat Clairefontaine to Szczecin W Berlinie, natomiast, serdecznie polecam sklep Zeichen-Center Elbing, mają wszystko, po prostu wszystko jeżeli chodzi o dobry papier i całkiem pokaźną wystawę piór z wieloma limitowanymi edycjami Pelikana, Visconti czy Graf von Faber Castell. Tam kupiłem Moleskine`a i Leuchtturm 1917. Jedyny minus to to, że nie pozwolili mi zrobić żadnych zdjęć. Nie wiem czemu bo ceny mają nienajwyższe.
×
×
  • Utwórz nowe...