Pół roku temu, na myśl, że ośmielę się narzekać na MB pomyślałabym, że się ośmielę - jeśli będę świeżo po lobotomii A jednak... Dostałam MB 146 w prezencie i.... poziom mojego rozczarowania jest tym większy, że wiem, że to pióro za kasę, za którą można kupić ze dwa inne
* stalówka - mimo, że F-ka według mnie pisze za grubo (moje idealne Fki mają Sheaffery). Pewnie, gdyby Pani z salonu MB (a po głowie chodzi mi określenie "sklepowa" ;D) była uprzejma pokazać przed zakupem książeczkę gwarancyjną, w której jest przykład grubości pisma "life" byłoby mniej kłopotu.
* jest "dziwnie" lekkie - nawet z tłoczkiem, nawet ze skuwką zakładaną na koniec obsadki. Jest nieznośnie-plastikowo-lekkie. Może po Crossach, Sheafferach i Aurorze mam skrzywienie i lubię sobie nadwyrężać nadgarstek machając półkilowym piórem, ale mam wrażenie, jakbym cofnęła się do czasów podstawówki i chińskich piór przywożonych z Czech.
* podawanie atramentu na papier - tu nie mam zastrzeżeń. To chyba jedyna cecha, która wywołała u mnie "efekt wow".
i......kurcze, brak mu "tego czegoś", co daje poczucie wybitnej jakości.
Chyba moje wyobrażenia o MB zbudowane na podstawie wizyty w salonie MB i "obcowaniem" z Marleną Dietrich znacznie przerosły rzeczywistość, a mimo najlepszych intencji kupowanie w prezencie pióra, w moim przypadku totalnie się nie sprawdziło. Pozostaje mi chyba jedynie odwiedzić Pana z Chmielnej, bo trudno mi twierdzić bez mrugnięcia okiem, że stalówka jest nieużywana i powinni ją w ramach gwarancjiwymienić na cieńszą może zeszlifuje