Skocz do zawartości

Maciej Wardecki dla PWF


ArielN

Polecane posty

Poniżej historia znanego rzemieślnika Macieja Wardeckiego, który prowadzi warsztat naprawy piór w Warszawie, na ul. Chmielnej. Specjalnie dla PWF odpowiedział na wybrane pytania postawione przez użytkowników naszego forum.


"Gdy w 1978 r. ukończyłem studia ekonomiczne liczyłem na to, że znajdę zatrudnienie w wyuczonym zawodzie. Przed moimi studiami potrzebowano dużo ekonomistów. Po nich – prawie wcale. Dlatego zacząłem pracować jako informatyk. Praca nie sprawiała mi satysfakcji zawodowej ani finansowej. Wtedy dobrze było widziane informatyzowanie zakładów pracy. Chodziło bardziej o wykazanie się, niż o rzeczywiste potrzeby.

Mój Wuj prowadził Warsztat Naprawy Piór Wiecznych, Flamastrów i Rapidografów (wtedy zużytych flamastrów nie wyrzucało się, lecz je regenerowało) od 1958 r. Po jego śmierci w 1985 r. kontynuuję tę działalność. Rozmawiając ze starymi Mistrzami (niekoniecznie posiadającymi dyplomy) dowiedziałem się, że nie ma czegoś takiego jak nauczanie kogoś. Można przekazać ogólne zasady działania. Konkretne metody w przypadku napraw trzeba jednak wypracować sobie samemu. Kiedy stalówki firmowe na początku mojej działalności były trudne do zdobycia stwierdziłem, że trzeba by je naprawiać. Nie słyszałem, żeby przede mną ktoś się tym zajmował. Na szkoleniu u Montblanca też nie słyszeli i nie wierzyli, dopóki nie zobaczyli, że można to robić, i - poświęcając dużo czasu - osiągnąć bardzo dobre efekty (ich ocena). Przez 26 lat „uratowałem” w ten sposób ok. 14000 stalówek (cóż za skromność?!). Przy tej naprawie konieczne są duże umiejętności manualne i wyobraźnia. Trzeba pamiętać, że niektóre ruchy mogą spowodować skutki utrudniające dalsze działania, a czasami wręcz je uniemożliwiające. Więcej o naprawie stalówek nie napiszę. Nie dlatego, że boję się konkurencji, lecz dlatego, żeby nie zachęcać do samodzielnych napraw, które stalówkę mogą zniszczyć. Wiem, że są osoby, które potrafią to zrobić, ale proszę to robić tylko na piórach własnych i na własną odpowiedzialność.

20 lat temu jeden z moich klientów poprosił mnie, żebym zrobił „pióro rzemieślnicze”. Chodziło o to, żeby było niepowtarzalne. Do wykonania pióra wykorzystałem: na barrel rurkę szarego, prążkowanego celuloidu, czarny pręt ebonitu na „szyjkę” i rurkę ebonitową na kapę, klips Pelikana, cały mechanizm tłokowy Pelikana 120, „główkę” nad klips z Pelikana i stalówkę Pelikana 100. Wiedziałem, że klient mógłby zrobić takie pióro samodzielnie. Zapytałem go, dlaczego zleca mi wykonanie pióra. Potwierdził, że zrobiłby to sam, ale wie, że zrobię to o 15-20% lepiej od niego i za to mi zapłaci. Nie chcę się chwalić – po prostu właściciel pióra wiedział, co chce osiągnąć i znał swoje możliwości.

Rozpoczynając działalność miałem do wyboru dwie drogi. Mogłem wybrać drogę doskonalenia swojego warsztatu w sensie wysokospecjalistycznego wyposażenia i bardzo dużych umiejętności warsztatowych lub uzyskania perfekcji, jaką posiadały osoby zajmujące się naprawą piór (w Warszawie było nas wtedy pięciu). Pierwsza droga dałaby ogromną satysfakcję, ale nie dałaby pieniędzy. Na Zachodzie takie osoby są, choć nie ma takich warsztatów jak mój. Co jakiś czas odwiedzają mnie klienci z Niemiec, Szwecji, Kanady (sic!), oczywiście nie specjalnie, żeby naprawić pióro, a przy okazji.

Na Zachodzie są serwisy jak w Polsce, w których naprawia się pióra współczesne. Pióra stare, drogie, unikatowe naprawiane są przez osoby „unikatowe” i… drogie. Chodzi o to, iż pióra, o których mowa, nie należą do tanich i łatwych do zdobycia. Dlatego też warte są takich pieniędzy, jakich zażyczy sobie naprawiający.

Pióra takie mogą być zreperowane, bo naprawiający posiadł o nich ogromną wiedzę i umiejętności ich naprawy. Przeważnie jest to osoba zamożna, dla której naprawa nie jest źródłem utrzymania.

Do napraw takich konieczna jest ogromna wiedza hobbystyczna, pieniądze do uzyskiwania materiałów i informacji źródłowych, a czasami nawet… niszczenie piór. Chodzi o pióra stare, w bardzo złym stanie, bez wartości kolekcjonerskich, gdy nie ma możliwości dotarcia do kluczy do montażu – demontażu piór. Zniszczenie pióra daje możliwość - w oparciu o wygląd wnętrza - dobrać lub dorobić konieczny element.

Pióra nie posiadają tak drobnych części jak zegarki, dlatego narzędzia zegarmistrzowskie są nieużyteczne. Ja część narzędzi odziedziczyłem po Wuju, część dostałem po starym Mistrzu, część sam dorobiłem, a reszta to narzędzia ogólnego zastosowania.

Niektóre narzędzia stały się nieprzydatne dlatego, że bardzo zmieniło się podejście użytkowników do piór, długopisów, ołówków. Np. za PRL-u pewna osoba przywiozła z Włoch dla dziecka gruby, 20-kolorowy długopis – przedmiot szczerej zazdrości tych, którzy na Zachód wyjechać nie mogli. Po krótkim okresie użytkowania dolna część długopisu pękła. Rozpacz straszna. Część ta miała 3 cm średnicy. Wuj z 3,5 cm ebonitowego pręta po prostu wytoczył ten fragment. Prawda, że w obecnych czasach brzmi to dziwnie? Sam ratowałem pióra chińskie po złamaniu, dorabiając wkładki do sekcji i mocowania osłony metalowej. Też brzmi dziwnie, nieprawdaż?

Naprawy takie robiono, ponieważ były tańsze niż nowe pióra. O tym, jakie pióro ma być naprawiane, decyduje klient. Nie ma znaczenia, czy pióro jest oryginalne (wszystkie części zgodne dla tego modelu), czy jest to pokraka składająca się z kilku części różnych piór. Klient chce naprawy pióra, ponieważ dobrze się nim pisze i koniec. Osobną sprawą są pióra pamiątkowe. Tu trafiają się bardzo różne przypadki:

1. naprawa za wszelką cenę, niekoniecznie częściami oryginalnymi.
2. naprawa pamiątki, żeby wszystkie części były oryginalne itp.

W pewnym momencie rodzi się pytanie czy pióro po naprawie jest jeszcze pamiątką, jeśli wymieniło się ¾ części?

Kolekcjonerskie podejście do pióra może być takie: wszystkie części są oryginalne i odpowiednie dla danego modelu, ale pióro nie jest sprawne lub: wszystkie części są oryginalne i w każdej chwili można pióro napełnić atramentem i pisać. Ostatnia zasada powinna dotyczyć replik starych piór wyprodukowanych obecnie. Pelikan określony jako 1929 jest wg producenta wyprodukowany z tych samych materiałów co Pelikan z 1929 roku. Nawet ma tę samą wagę. Tylko ma współczesny, wtryskowy spływak. Uważam, że pióro wyprodukowane w limitowanej edycji raczej, dla kolekcjonerów, powinno być wykonane zgodnie z oryginałem.

Podróbki lub pióra budzące skojarzenia z... Istniała niemiecka firma Rodu, jej pióra wyglądały podobnie do Pelikana 120. ZSRR produkował bardzo dużo piór, które były „replikami” b. dobrych piór, tj. Watermana, Montblanca, Parkera. Sprzedawane były one jako Sputniki, Sojuzy etc.

Obecnie najczęściej podrabiane są pióra Montblanc. Należy pamiętać, że biała gwiazdka to nie wszystko. Wszystkie pióra Montblanca mają złote – a nie pozłacane – stalówki i jest na nich bita próba. Podróbki Montblanców mogą całkiem dobrze pisać. Czasami jednak właścicielowi odchodzi ochota do pisania, gdy dowie się, że nie jest to oryginał, za który zapłacił. W Polsce nie jest ich – mimo wszystko – zbyt dużo, dlatego też mam je w naprawie stosunkowo rzadko. Najczęściej naprawiam Watermany. Jest to najbardziej popularna marka na polskim rynku, gdyż są względnie tanie. Niektórzy klienci nie chcą jednak mieć popularnych i tanich piór.

W przypadku kupienia lub dziedziczenia pióra jest ryzyko, że poprzedni właściciel pisał trzymając pióro pod zupełnie innym kątem, niż właściciel obecny, który ma w związku z tym kłopot z pisaniem. Czasami udaje mi się zrobić szlif neutralny, tzn. taki, że obecny właściciel będzie mógł nim pisać.

Spisanie stalówki przez pożyczanie nie jest możliwe, bo potrzeba na to znacznie więcej czasu. Natomiast pożyczenie pióra nawet na krótko - może stalówkę zniszczyć. Osoba, której pożyczono pióro pisze pod innym kątem, „szukając” właściwego dla siebie kąta naciska i stalówkę niszczy. Pożyczenia „długopisowemu barbarzyńcy” nie omawiam. O powyższym powinny pamiętać osoby posługujące się piórem, dla których jest ono narzędziem pracy, lubią pisać piórem a nawet nie wyobrażają sobie pisania czymś innym. Najmłodsza moja Klientka ma 7 lat, jest uparta i chce pisać tylko piórem.

Pisanie piórem podnosi prestiż nie od dziś. Zaraz po II Wojnie Światowej pióra były przez niektórych noszone w kieszonce na zewnątrz marynarki, a nie pod spodem. Widoczne obok siebie klipsy Pelikanów, Parkerów, Watermanów podnosiły status społeczny posiadacza. Posiadacza… skuwek, bo tylko na to było stać „udekorowanego”. Obecnie jest podobnie. W określonym towarzystwie trzeba używać pióra. Najlepiej dość ostentacyjnie, tak, by wyraźnie widać było firmę i wysoką cenę pióra (najlepiej białą gwiazdkę). Mam klienta, który „musi” pisać Montblankiem. Sam określa to szpanem wymuszonym przez ludzi, wśród których się obraca. W domu, gdy nie musi szpanować, pisze Pelikanem za 40 zł.

Pióro może też być przedmiotem kolekcjonerskim, nie służącym do pisania, a nawet lokatą kapitału. U Harrodsa miałem w rękach dwa pióra „Genji”, oba różne (są jeszcze dwa inne). Pióra te zostały wyprodukowane w ilości 10 sztuk. Mogłem oba pióra kupić za 5 tys. £ (2002 r.). W boutique Montblanca miałem w rękach platynowe 146 (nie platynowane, tylko platynowe), cena ok. 35 tys. zł (ok. 1998 roku).

Piórami drogimi są pióra współczesne wydane w edycjach limitowanych. Cena ich wynika głównie z niewielkiej ilości wyprodukowanych egzemplarzy, niekoniecznie z wyjątkowych walorów pisarskich. Pióra stare wykonywane były solidniej i mają się do określenia „pióro wieczne” (nazwa pióro wieczne występuje tylko w języku polskim) dużo lepiej niż pióra współczesne.

Gdybyśmy przyjęli nawet, że pióro jest wieczne, to i tak należy mu się troska. Nieużywanych piór nie można przechowywać z atramentem. Powtarzam - atrament z pióra należy usunąć. W piórach z tłokiem korkowym dobrze zostawić wodę, co jakiś czas ją wymieniając. Nawet bardzo troszcząc się o pióro można nie uniknąć odpryśnięcia po upadku ziarna irydowego od stalówki. W Warszawie przy ul. Chmielnej ok. 50 lat temu był pan (bodajże nazywał się de Laurant), który „odtwarzał” ziarno irydowe. Po tej operacji przednia część stalówki była czarna.

Tekst powyższy, zanim ukazał się w widocznej postaci (dzięki, Thay!) został napisany piórem Mabie Todd Swan 4460. Jest to pióro produkcji angielskiej, lekkie, z lat 1948-52. Chętnie piszę piórami Conklin Endura, USA z ok. 1926 r., Conklin Nozac Cushon Point, ok. 1932. Są to pióra trochę cięższe. Także włoskim Tabo Radius Superior – ok. 1955, tłokowym Montblanc z lat 1944-60, no i oczywiście Pelikanem 100.

Maciej Wardecki"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 9 months later...
  • 1 year later...
  • 3 months later...
  • 2 years later...
  • 2 years later...

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...